Powtórzenie notki z roku zeszłego wraz z niektórymi technicznymi poprawkami i kilkoma komentarzami naszych przyjaciół !!!.
Polska Bożonarodzeniowa dzieli się na kutiową, makówkową i resztę.
Melduję
że z dziada pradziada siedzę w makówkach i choć znam i kutię którą
przyniosła w swoim dziedzictwie kulturowym moja żona i jej rodzina to
bez żadnej skromności powiem – bez makówek nie ma Świąt Bożego
Narodzenia.
Z
ciekawości zajrzałem do internetu i jest tam wiele nieścisłości z
którymi nie mogę się zgodzić np. postawienie znaku równości pomiędzy
makówkami, makiełkami a moczką.
Miło
będzie się pisało, miło będzie się wspominało i już przypominam sobie
przedświąteczne przygotowania, zapach kiszonych buraków i spore
nagromadzenie produktów w czym prym wiodła moja Babcia. Niewiele mogę
powiedzieć bo i niewiele pamiętam o samych przygotowaniach ale pamiętam
częste ostrzeżenie Babci – „zostaw, to na Święta !”.Mam
szczęście, że robienie makówek przeszło z mojej Babci na moja Matkę a
podglądając ją później przeszło na mnie i na moją żonę. Inne potrawy nie
miały tyle szczęścia i smaki z dzieciństwa takich wiktuałów jak
pieczona kaczka, modra kapusta czy barszcz czerwony odeszły na zawsze
/dopiero po wielu, wielu latach człowiek sam dochodzi do wniosku jaki
był głupi i nie chodzi tylko o jedzenie/.
Makówki
jak i wiele innych potraw wigilijnych wywodzi się z obyczajów
pogańskich i na śląsk przywędrował z niedalekich Niemiec –
prawdopodobnie z Ziemi Łużyckiej. Po kolacji wigilijnej było to główne
danie odświętne i świąteczne, które można było spożywać jeszcze przed
pasterką.
Danie
wymagało starań pod katem zgromadzenia produktów. Mak, mleko i bułka
były ogólnie dostępne ale juz bakalie należały do wyższej klasy
artykułów luksusowych tzw. kolonialnych których na co dzień się nie
używało. Cześć się kupowało lub dostawało z paczek z Enerfiu i dlatego
makówki zawsze były przebogate.
........no to do roboty;
........no to do roboty;
Produkty;
Mak 25 dkg,
Mleko 1 l. 3,2% /i jeszcze w zapasie ½ l gorącego mleka/.
Bułka zwykła duża 3 szt. - kupić na 3 dni przed wykonaniem /najzwyklejsza bułka, żadna kajzerka czy weka..../.
Cukier biały,
Cukier wanilinowy,
Bakalie; rodzynki, migdały /zmielone/, orzechy włoskie pokruszone/
Dodatkowo mogą być śliwki suszone, morele suszone, orzechy laskowe,figi, daktyle, kandyzowana skórka od pomarańczy lub cytryny,
zalać wodą mak i niech sobie z dobę postoi,
zalać wodą mak i niech sobie z dobę postoi,
- zagotować ½ cześć mleka, dodać cukru /do lekkiego przesłodzenia/ i małą torebkę dobrego cukru wanilinowego, wymieszać, zagotować.
- do mleka dodać bakalie wg własnego uznania,
- z maku odlać wodę i przynajmniej 3 razy przemleć i dodać do mleka – gotować z 15 min.
- dodać czerstwe i pokrojone w części o w wielkości ok. 3 cm bułki.
- mieszać a wysuszona bułka będzie wchłaniała płyn z „zupy makowej”.
- dolewać mleka i kosztować pod kątem słodkości /na tym etapie można jeszcze dodać cukru/,
- z tej gorącej mieszaninie będzie robiła sie pulpa w której nie można dopuścić do całkowitego rozpuszczenia sie bułki, maja pozostać kawałkach.
1. Przechowywać w chłodnym miejscu do 3 dni. Jeżeli chcemy przechować dłużej to użyć mleka nisko-tłuszczowego.
2. Jest jeszcze „wyższa szkoła jazdy” /mojej Ciotki/ jeżeli chodzi o makówki ale nie miałem odwagi tego sposobu wypróbować.
W
dużej misce wykłada się dno i boki pokrojonymi w plastry czerstwymi
bułkami a do środka wlewa „nadzienie” makówkowe. Jeżeli coś się źle
zrobi to np. bułki będą jak twarde sucharki lub się rozlezą i zrobi się
breja to katastrofa nie do odwrócenia.
U nas makówki robi się inaczej. Plastry bułki moczone w słodzonej wodzie przekładane są masą z maku z bakaliami. Dopiero przed samym spożyciem TO polewa się gorącym mlekiem, w ilości dostosowanej do ulubionej gęstości.
Ooo Piotrze.Makowki i w moim domu byly robione,chociaz ja taka prawdziwa slazaczka nie jestem z krwi i kosci.Pamietam,ze to bylo moje ulubione danie wigilijne .Jak pojadlam zupy grzybowej(bo to u nas sie robilo) i zagryzlam makowkami to mialam dosc na 3 dni.W swieta dojadalam niedobitki gardzac innymi potrawami.A moja sasiadka dawniejsza gotowala na Wigilie zupe z siemienia lnianego.Nigdy tego nie probowalam a masz moze pojecie co to jest?Ta moja sasiadka byla prawdziwa slazaczka i gotowala b.tradycyjnie.Moja mama jak pamietam brala lekcje u niej z makowek chyba wlasnie..
Ja jestem z tych "od kutii" - makówek nigdy nie jadłam, ale z opisu wnioskuję, że sens potrawy jest ten sam jak w przypadku kutii czyli dużo maku, dużo słodkości /w kutii - miód/i dużo bakalii. W kutii rolę bułki spełnia ugotowana pszenica.
OdpowiedzUsuńZ tymi wigilijnymi deserami jest taki kłopot, że nigdy nie ma miejsca w brzuchu aby je zjeść. Kutia na drugi dzień robi się twarda /pod wpływem miodu/ i trzeba ją żuć bardzo pracowicie. Tak więc kutię zawsze się robi ale prawie zawsze zostaje pełna jej miska:))))
Makówki mozna nawet zrobic wytrawne dodaja niewiele cukru do maku tylko koniecznie troszke cukru waniliowego.
UsuńPozdro
Mielisz mak przed gotowaniem w mleku? Ja robię odwrotnie: mak gotuję chwilkę w mleku, odsączam całą noc i mielę.
UsuńCzy makówki po ostygnięciu dają się kroić jak ciasto i czym się to je? Łyżką, widelcem?
Po kilkukrotnym mieleniu mak ląduje do gotowania w mleku.
Usuńps A gdzie dziś kupić "zwykłą bułkę"? Wszędzie te "dmuchane", które po namoczeniu tracą całą swoją bułeczność i tworzą mazistą papkę.
OdpowiedzUsuńWciąż mam z tym kłopot przy produkcji kotletów mielonych.
........i dlatego mielonych nie robie z bułką a wyłącznie z chlebem. Niestety zwykłe bułki tylko do dostania w nielicznych małych, prywatnych piekarniach. Czasami wystepuje także jako bułka poznańska
UsuńPozdrawiam
U na s domu (tradycje małopolsko-mazowieckie) nazywało się to "legumina makowa". Zamiast bułki sklepowej trafiały do niej czasem celowo posuszone kawałki świątecznych babek, a czasem herbatniki, Jadamy to do dzisiaj, i zaprawdę, jeden mały żołądek na człowieka to okrutna niesprawiedliwość - zwłaszcza w okresie Świąt.
OdpowiedzUsuńNie lubię, ani tej makówki z bułką, ani takich klusek z makiem (robi to rodzina z Lublińca), ani kutii. Nie lubię też kompotu z suszu. Rodzice pochodzą z poznańskiego. Tam, na deser, królował na stole drożdżowy, zawijany (strucla) makowiec (pycha). Z wczesnego dzieciństwa pamiętam zupę grzybową, której wówczas też nie lubiłam (na pocieszenie, po kolacji, były raz w roku pomarańcze). Dopiero, gdy mama zaprzyjaźniła się z pewną Lwowianką, posmakowałam barszczu z uszkami i od tej pory na żadną inną zupę się nie zgadzam. Od czasu zaś gdy zaczęło owocować na działce ojca drzewko morelowe (było równo w moim wieku i żyło 40 lat, co niespotykane u tego gatunku), na wigilię delektowaliśmy się kompotem z tych owoców (prze kolejne 10 lat z córki tego drzewa).
OdpowiedzUsuńPomyślności.
Ja tylko zażeram sie makówkami i tak jak karp smakują mi tylko w Świeta Bożego Narodzenia. Barszcz z uszkami także lubię - kompotu nie uzywam.
UsuńPozdrawiam
Ha. - karp jest dla mnie zawsze ta prawdziwa Wigilia. Nareszcie go sobie moge kupic bez problemow.Karp po zydowsku,karp w szarym sosie,karp pieczony. - mecyje i tylko na Wigilie.. Nigdy nie lubilam kompotu z suszonych sliwek ale wlasnie w ten jeden dzien go gotuje - nie wyobrazam sobie inaczej..Makowki zrobily sie problematyczne w Holandii - no coz...kutia nieznana.Za to postanowilam w tym roku zrobic WIgilie po polsku z karpiem i sernikiem i kompotem z suszonych sliwek a dnie swiateczne po holendersku z krolikiem a bo co..
OdpowiedzUsuńbardzo to skomplikowane, ale tak, jak już czytelnicy zauważyli - tajemnicą świąt jest między innymi to, że pewne potrawy robi się tylko raz w roku. Uszka z grzybami lepię raz do roku choć można je przecież robić częściej, to samo rybę w galarecie.
OdpowiedzUsuńtradycją też jest u nas, że karpia nie ma, nie było i nie będzie;))
Miłego dnia!