Informuję,
że noszę się z poważnym zamiarem napisania listu do Pana Ministra
Zdrowia Bartosza Arłukowicza i to bynajmniej nie z powodu jego braku
w przekaziorach.
Ponieważ
większość moich przyjaciół blogowych i komentatorów
od jakiegoś czasu jest pełnoletnia to poczynione uwagi pomogą mi
sprecyzować treść listu.
Oto
moje przemyślenia;
Niewątpliwym
i sporym krokiem w dobrym kierunku był eWUŚ - Elektroniczna
Weryfikacja Uprawnień Świadczeniobiorców i ZIP –
Zintegrowany informator Pacjenta. Niewątpliwie wprowadzenie eWUŚ i
ZIP jest rozwinięciem idei uszczelnienia i racjonalizacji wydatków
na służbę zdrowia co w praktyce przekłada się na finansowanie
Narodowego Funduszu Zdrowia. W zapomnienie winny odejść sytuację w
których lekarz wypisuje lekarstwa, skierowania itp. na innego
pacjenta a pacjent zapisuje się do kilku specjalistów
blokując miejsce innym potrzebującym lub używa wizyt u lekarza
rodzinnego jako wizyt towarzyskich.
Domniemywałem,
że skoro powstały takie spore ogólnopolskie systemy
komputerowe to ktoś czyni z nich praktyczny użytek i zaczyna
panować nad udzielanymi usługami oraz wszystkim co określam
ogólnym mianem receptologia lekowa.
Moja
wiara w praktyczne użytkowanie tych systemów została jednak
zachwiana.
Przykład
nr 1.
W
kwietniu razem z żona zapisaliśmy się na wizytę u okulisty w
pażdzierniku – wizyta płatna przez NFZ. Zaskoczył nas
nieplanowany termin wyjazdu do sanatorium i termin wizyty
przesunęliśmy na grudzień br. Żona moja jest po usunięciu zaćmy
i wymianie soczewki a ja jestem w stanie przed tzw. zespołem suchego
oka. Ja przy okazji chciałem sobie także wymienić okulary do jazdy
samochodem. Po pobycie w Rabce i nie wiem jakim cudem i co było
przyczyną ale łzawienie oczu ustało a i wzrok jakby się poprawił.
Stwierdziłem, że zawracanie głowy lekarzowi jest czystą stratą i
jego i mojego czasu. Przygotowałem się na tłumaczenie dlaczego
przez 8 m-cy blokowałem miejsce do specjalisty gdy komuś innemu
mogła być bardzo potrzebna. W przychodni okulistycznej zapytałem
co mnie czeka jeżeli zrezygnuję z planowanej wizyty. Odpowiedź
krótka – NIC. Panienka wzięła flamaster i wykreśliła
moje nazwisko z wykazu pacjentów zaplanowanych na ten dzień.
Nie
szukam kłopotów ale się z takim załatwieniem sprawy głęboko
nie zgadzam. Panienka winna powiadomić NFZ że taki to a taki facet
nie zrealizował wizyty blokując innym potrzebującym miejsce i po
jakimś czasie powinienem dostać „miło” pismo – Szanowny
Panie w związku z niezrealizowaną wizytą u okulisty w wypadku
powtórzenia się bezzasadnej rezygnacji zostanie pan obciążony
pełnymi kosztami wizyty u specjalisty..........
Przykład
nr 2.
Żona
moja dostała czerwonego lica, co okazało się być trądzikiem
różowatym. Nim doszło do rozpoznania i diagnozy odbyto
szereg wizyt z finalnym skierowaniem do dermatologa za ..... pół
roku, albo prywatnie to jutro. za 80.- zł i wizytę odbyto w dniu
następnym. Przepisano leki, udzielono porady i zaproszono za
miesiąc. Właśnie i znów za 80.- ??!!. Ponieważ jednak
terapia postępowała postanowiliśmy odżałować kolejne pieniądze
i żona poszła do kontroli. Przygotowani na kolejną opłatę
usłyszeliśmy: ta wizyta jest płatna ze środków NFZ !!??.
Przykład
3.
Od
ok. 20 lat biorę leki na nadciśnienie. Kilka lat zajęło ustalenie
najlepszego zestawu leków, który do dziś się nie
zmienił. Kilka lat po powołaniu do życia NFZ mogłem nie tylko ja
zostawiać kartkę do swojego lekarza rodzinnego z prośba wypisanie
leków na następny kwartał. Oczywiście raz do roku
maszerowałem do lekarza i przekazywałem uwagi. Dziś nie wolno
wypisywać recept bez wizyty lekarskiej. Wszyscy w przychodni są
pełni zrozumienia i zganiają ten wymóg na NFZ. Kiedyś była
koncepcja aby niektóre pielęgniarki dyplomowane miały
upoważnienie do wypisywania recept ale sprawa chyba umarła.
Nie
rozumiem tutaj paru spraw. Istnieje grupa pacjentów zmuszonych
swoim przeszłym stanem zdrowia do zażywania ściśle określonych
leków do końca życia.
Na
zdrowy, chłopski rozum każda przychodnia mogłaby mieć prawo, na
podstawia własnych kartotek do utworzenia bazy danych pacjentów
zmuszonych do zażywania określonych leków i wtedy np. ludzie
po przeszczepach, cukrzycy, wysokociśnieniowcy itp. nie wystawali by
w kolejkach do lekarzy tworząc dodatkowy tłok.
Recepty
na podstawie kartotek może wypisać dowolna osoba służby zdrowia a
lekarz prowadzący kontrolowałby tylko poprawność wypisania i
potwierdzał swoim podpisem.
Właśnie
jestem w przededniu takiej niepotrzebnej wizyty. Muszę rankiem wstać
aby być na ok. 6.oo pod przychodnią aby o godz. 7.3o zdobyć
numerek upoważniający do wizyty u lekarza który wypisze mi
te same recepty i w tej samej ilości jak kwartał temu, jak rok
temu, jak 10 lat temu.
Jestem
rozeźlony na naszą służbę zdrowia i podejmę jeszcze jedna próbę
napisania do min. B. Arłukowicza i tym razem nie odpuszczę jak
odpowiedzi nie dostanę.
Ciekaw
jestem Waszych doświadczeń w tej materii a szczególnie tych
którzy permanentnie leki zażywają.
Dotychczasowa
korespondencja z najwyższymi władzami jest na poziomie 50% tzn.
odpisał mi Prokurator Generalny oraz Minister Sprawiedliwości a nie
odpisali min. transportu pan Nowak i min. zdrowia pan Arłukowicz.
Pamiętam,
że jako blogowicz jestem na tych samych prawach jak dziennikarz i
odpowiedź należy mi się jak psu micha !.
Zacznę od takiego przykładu ze Szwecji. Tak zrozumiałem informację od Swena i mogę się mylić, bo nad ranem języki są rzeczywiście podobne, ale.... :) Każdy ubezpieczony udający się do lekarza w danym roku, musi płacić za pierwsze wizyty, jakąś wyliczoną kwotę za usługę, ale tylko do sumy 1000 koron (ok.500 zł.). Dopiero następne wizyty, po przekroczeniu tej sumy, są bezpłatne bez względu na koszty. Chyba pozwala to na zastanowienie się, czy warto iść do lekarza pogadać o np. trochę częstszym puszczaniu bąków. W sprawie przykładu 1., pełna zgoda, jestem za. W jakiś sposób łączy się to z przykładem szwedzkim. Ja też biorę stałe leki (nadciśnienie) i nie mam w swojej przychodni (prywatna), żadnych problemów z receptami. Wypisuje je rejestratorka (pielęgniarka) oczywiście po sprawdzeniu w karcie pacjenta. Trwa to kilka chwil. Z tym, że muszę się pojawić u lekarza co 3. miesiące. Czyli to tylko sprawa dobrej woli i organizacji pracy, a nie wymóg NFZ. Zawsze zamawiam podwójną porcję, bo nie znoszę takich klimatów, aby bywać tam częściej. :) Adresu przychodni nie podam, ze względu na ewentualny "donos" do ministra. :))) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzykład 1 i 2 to raczej powód do pochwały dla ministra. Dlaczego domagasz się kary za rezygnację i opłaty za odbytą wizytę? Skąd wiesz czy NFZ nie został powiadomiony o rezygnacji i dzięki temu zmniejszyła się o odrobinę ta kolejka? Może kolejna wizyta u dermatologa jest refundowana?
OdpowiedzUsuńW sprawie recept to też widzę tu pewne uzasadnienie konieczności wizyty u lekarza. Może jakiś lek nowszej generacji będzie skuteczniejszy? A może nastąpiła jakaś zmiana w Twoim stanie zdrowia?
Blogowicz jest na prawach dziennikarza? Gdzie to pisze i jakie to są prawa?
Piotrze, nie denerwuj się bo Mikołaj nie przyjdzie.
Przyklad z Holandii - tez biore leki do konca zycia - jak w przykladzie szwedzkim - ide do rejestratorki i mowie,ze mi sie konczy ten a ten lek. Pani sprawdza w kartotece, wysyla recpte do apteki i ja sobie spokojnie odbieram lek w aptece. Poniewaz mam zespol POCHp zawsze na poczatku roku jestem wzywana na spirynometrie i na podstawie wyniku mam przez lekarza przepisany nowy zestaw lekow hi,hi wciagajacych.I przez caly rok lekarza nie nawiedzam chyba,ze mnie cos innego dopadnie..Organizacja jest inna.Tu sie tez placi tzw.risico geld 370 eu rocznie -mozna rozlozyc na raty . Na koniec roku jest ten piniazek rozliczany i jak nie wykorzystale to ci zwracaja niewykorystana sume. Tez tu sa jakies problemy ale w codziennym zyciu czuje sie pod opieka. W polsce jak musze tez chodze za pieniadze bo przeciez nie mam czasu czekac na wizyte pol roku. Ale jak bylam zmuszona zawitac do szpitala - juz nie placilam ,pomimo ze bylam pod opieka hi,hi platnego lekarza..... Tez mi sie wydaje ,ze organizacja i jeszcze raz organizacja. Acha - w wypadku niezrealizowanej wizyty - potracaja ci to z risico geld.Tzn.czas lekarza jest zaplacony z Twoich pieniedzy . .
OdpowiedzUsuńDla wyjasnienia - jako emerytka polska ,oplacajaca Zus mam prawo jak i wszyscy inni korzystac ze zluzby zdrowia w Polsce jak juz tam jestem..i mam jakas potrzebe. Zdarzylo mi sie raz i nie chce więcej.
OdpowiedzUsuńPiotrze, żeby trochę poprawić sobie samopoczucie, przeczytaj proszę to. Okazuje się, że służba zdrowia choruje nie tylko u nas.
OdpowiedzUsuńhttp://www.blogerzyzeswiata.pl/2013/12/nie-otwarte-skierowania-zysk-z-cukierkow-czyli-skandale-w-irlandzkiej-sluzbie-zdrowia/
Nagadaliśmy się po próżnicy chyba. To ja w zastępstwie, sobie nadanym osobiście, pozdrawiam obie Panie. Panią Bet i Panią Renatę :).[ ;) :x ]
OdpowiedzUsuń