Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 czerwca 2022

MÓJ ŚLĄSK !!.

GDAŃSK-OPOLE  - Rok X I -  Nr 28 (1320)



Szanowni                                                                    czytelnicy!                                                                                                                                    Niestety przerwa w pisaniu bloga ulega przedłużeniu. Pierwszy zabieg usunięcia zaćmy przebiegł gładko ale z przyczyn medycznych skierowano mnie na takim sam zabieg na drugim oku. Stan na dziś jest dobry ale jedynie mogę niewiele pisać gdyż odzywają się bóle głowy i zawroty, które nie są złe bo powodują chodzenie wężykiem bez spożycia.Aby nie pozostawiać osieroconego Leszka będę zamieszczał teksty które są tego warte.


Moje Opole
 

Maria Misztal – „Śląsk Opolski zawsze polski” 

To nie hasło wyjęte żywcem z PRL-owskiej propagandy, ale napis wymalowany czarnym sprayem na jednym z opolskich budynków. Mijam go każdym razem , gdy jadę z mojego Niemodlina  do oddalonej o 30 km stolicy województwa. Do tej pory, jako pani mgr historii, a być może już niebawem pani doktor, uśmiechałam się z politowaniem na jego widok, ale ostatnio moje uczucia się zradykalizowały i dlatego chce dać im upust.

Nie wiem, czy reprezentujący w Sejmie mój region (co za wstyd) poseł Janusz Kowalski jest autorem tego manifestu, ale z pewności się z nim identyfikuje. Wespół z Przemysławem Czarnkiem największym destruktorem polskiego szkolnictwa, okazali się bardziej  antyniemieccy niż ta Wanda, co za Hansa czy innego Niemca Jürgena wyjść nie chciała. Mniejszości niemieckiej w Polsce  zredukowano liczbę godzin nauczania ojczystego języka w szkołach i obcięła fundusze.

Panu Kowalskiemu nie podoba się również ze w naszym sejmie zasiada reprezentujący mniejszość niemiecka posłowie, zwalcza dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości itp., itd. Nie wiem, czy posłowi nie pomieszały się pewne fakty z powodu przeżytej niedawno traumy (wszak na jego życie czyhał, główny doradca premiera ds. pandemii COVID 19) czy tez przestraszył się słów prezesa o „IV Rzeszy”, ale zapomniał, a być może nigdy nie wiedział, o zasadniczej kwestii. Otóż mniejszość niemiecka jest u siebie.

Tu żyli jej dziadowie, pradziadowie, prapradziadowie i tak mogłabym wymienić do iluś tam „pra”. Ich ojcowizna została przyłączona do Polski po zakończeniu drugiej wojny światowej jako rekompensata  za utracone  przez RP ziemie na Wschodzie. To, co robi Janusz Kowalski, wypisz, wymaluj wpisuje się w mit o prapolskich „Ziemiach Odzyskanych”, które rząd Polski Ludowej przy bratniej pomocy Związku Radzieckiego odzyskał po wiekach i przywrócił do macierzy.

Oczywiście wiadomo, jaki cel przyświeca politykom Zjednoczonej Prawicy. – Polska ma być krajem homogenicznym, narodowym, katolickim, z jedyną słuszną wersją historii. Historii, w której nie ma miejsca na narracje o wielokulturowości, tolerancji i otwartości dawnej Rzeczypospolitej, na prezentowanie krajobrazów, w których cerkiew, synagoga i kościół katolicki stały w odległości kilkuset metrów od siebie, a polscy obywatele niezależni od pochodzenia etnicznego, wyznawanej religii i kultywowanych tradycji – wspólnie stawali do obrony ojczyzny w obliczu zagrożenia.

  • Mniejszość niemiecka na Opolszczyźnie jest w swoim domu i żaden opętany antyniemiecką fobią polityk nie ma prawa mówić jej, jak ma ten dom prowadzić. Narzucić jej to mogą tylko przepisy prawne, a działania chociażby Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim spełniają wszystkie wymogi, które reguluje ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym z dnia 6 stycznia 2006 r. Natomiast Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej w art. 35 rozdziale drugiego, stanowi że:

  1. Rzeczpospolita Polska zapewnia obywatelom polskim należącym do mniejszości narodowych i etnicznych wolność zachowania i rozwoju własnego języka, zachowania obyczajów i tradycji oraz rozwoju własnej kultury.

  2. Mniejszości narodowe i etniczne maja prawo do tworzenia wlanych instytucji edukacyjnych, kulturalnych i instytucji służących ochronie tożsamości religijnej oraz do uczestnictwa w rozstrzygających spraw dotyczących ich tożsamości kulturowej. 

I kto bardziej jest „Polakiem” – mieszkający w Bogushütz Werner lub Heinrich Wieszalla, respektujący zobowiązujące prawo czy Janusz Kowalski lub Przemysław Czarnek mający za nic zapisy ustawy zasadniczej?

Co i gdzie to było ?

 








Przeczytałeś? Zgadzasz się poglądem autora? Uważasz, że warto by i inni przeczytali?
Kliknij w poniższy przycisk.




sobota, 23 października 2021

PRZERWA POLITYCZNA 2


 GDAŃSK-OPOLE  -  Rok X  -  Nr 57 (1318)




Opublikowano 20 maja 2016 , autor: Piotr Opolski

Familok cz. II

Od Hostelu przez standard do Ritza.
Hostel
Trudno nam użytkownikom ciepłej wody wyobrazić sobie życie bez prądu, wody, kanalizacji, a takie były początki industrializacji i rozwoju przemysłu w okręgu Bytom, Ruda i gdzieś tam na zachód od nich kiełkująca wieś Kątowice/Katowice. Domy piętrowe lub parterowe z dobrej cegły. Wejście przez tzw. laubę czyli drewnianą przybudówką z ławeczkami na ploty. Zaraz za drzwiami wejściowymi kokotek /kran/ z wodą obsługujące wszystkich mieszkańców.



W zimę były kłopoty - pierona zamykejcie drzwi bo nom kokotek zamarznie- forhandy mosz doma ? /forhandy – przysłona drzwi z materiału,koca itp. zastępująca drzwi/ i kto chciał wodę to zasuwał z wiadrem na parter. Przed zamarzaniem zimowym owijało się Pawłowiczową czyli szmatą.
Schody na piętro najprostsze z możliwych, proste prowadzące z parteru bezpośrednio na piętro. Zawsze był strych o wysokości jednego z przywódców partii /dla ułatwienia podam – rządzącej/.
Na tym kończyła się infrastruktura bo reszta była zewnątrz, W równych szeregach stały haźle i osobno pomieszczenia na kilka ton węgla i pięterko często na króle /króliki/ czy gołąbki
Standard.
Nowoczesność zajrzała i do familoków. W latach 70 XIX w. wkraczać zaczęła elektryczność i wszystkie domy masowo były wyposażane w instalacje ale lampy naftowe i tak były w pogotowiu jak sztrom /prąd/ się stracił. Ja jeszcze pamiętam, że u mojego wujka w familoku przy wejściu do kuchni była półeczka z lampą naftową i zapałkami. Nastąpiła zasadnicza zmiana w konstrukcji familoków. Schody zabiegowe /czyli z półpiętrem/ spowodowały możliwość na półpiętrach wydzielenia miejsca na malutkie haźliki po jednym na dwie rodziny. Do starszych familoków dobudowywano także wykusze w których instalowano indywidualne haźliki a na korytarzu dumnie wisiał żeliwny ausgus /zlew/ - AMERYKA !!.



Jeszcze późniejsze były udogodnienia ze swoimi piwnicami i haźlami.
W mieszkaniach już była bieżąca woda w każdym mieszkaniu.
…..do Ritza
Wraz z postępem wyposażenia familoków powstawały budynki wyższe, nawet dwupiętrowe i wieloklatkowe. Standardowe mieszkanie posiadało 2 pokoje, antryj /przedpokój/, kuchnię i miniaturowy kibelek z wejściem najczęściej z kuchni. Powstawały instalacje kanalizacyjne i doprowadzano wodę do kuchni dokonując modernizacji. Kuchnia była wyposażona w piec wielofunkcyjny z piekarnikiem i suszarką do owoców, warzyw i podtrzymywaniu ciepłego posiłku i jako taki pamietam z mojego rodzinnego domu. Podwórzowe piekarniki odeszły do lamusa. Charakterystyczny był piec kachlok /kaflowy/ który często był montowany w ścianie pomiędzy jednym, a drugim pokojem i ogrzewał je wspólnie.
Powstawały osiedla robotnicze składające się z familoków dające nazwy do dziś znanym dzielnicom wielkich miast; Giszowiec, Godula, Borsig, Baildon dając początek wielkomiejskim kamienicom czynszowym. Familoki miały jedyną niepowtarzalna zaletę, która pozwoliła im przetrwać do dzisiejszych czasów. Cegła. Dobrze wypalona cegła i nierzadko cegła klinkierowa która dobrze zniosła prawie 150 lat istnienia. W wielu miastach trwa rewitalizacja tych domów tak charakterystycznych dla Górnego Śląska i nie tylko. Wielu kopalń i hut już dawno nie ma a familoki oparły się znakowi czasu które często przetrwały w stanie ruiny kilkadziesiąt lat i nadają się do remontu. Inne elementy familoków już uciekają np. ze swoimi konstrukcyjnymi tajemnicami haźliki /a tak pięknie śmierdziały/. Prawie już zapomniane i nieczynne piekarnioki /piekaroki/. Króle i gołąbie pozostały w piosenkach i opowiadaniach a szkoda.


Długo by pisać i rozważać ten temat np. ważna rola rodu Tiele-Wincklerów, tajemnice zabrane do grobu przez Karola Godulę, Donnersmarckowie – śląscy nababowie itd., itd. co może być tematem na osobne notki.
















Przeczytałeś? Zgadzasz się poglądem autora? Uważasz, że warto by i inni przeczytali?
Kliknij w poniższy przycisk.


środa, 13 października 2021

POLITYCZNA PRZERWA !


 GDAŃSK-OPOLE  -  Rok X  -  Nr 56 (1317)







NIKE Czytelników 2021

Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą. Swoją śląskość wypierałem. W podstawówce pani Chmiel grała nam na akordeonie Rotę, a ja nie miałem pojęcia, że ów plujący w twarz Niemiec z pieśni był moim przodkiem.
O swoich korzeniach wiedziałem mało. Nie wierzyłem, że na Śląsku przed wojną odbyła się jakakolwiek historia. Moi antenaci byli jakby z innej planety, nosili jakieś niemożliwe imiona: Urban, Reinhold, Liselotte.
Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na delegacjach w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących nieistniejącą narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia.
Zbigniew Rokita

Coś mi się wydaje, że Zbigniew Rokita ściągnął mnie na ziemię swoim wstępem do swojej książki i przypomniał co w życiu jest ważne, ważniejsze i najważniejsze.
Wracam swój „plac”. Na trzecim miejscu pozostawiam jako ważne wszystkich typków spod ciemnej PIS-owskiej gwiazdy jak kaczyńskiego /zawsze dziewica/ dwóch rąbniętych dudów, jednego klamczucha, paru ludków w sukienkach i gówniarzy typu jaki czy bąkiewicz czy starszych dogłębnych kretynów typu suski....... . Nie chcąc dalej tematów politycznych ciągnąć zakończę ogólnym komentarzem:

 


Familoki.

Opublikowano 17 maja 2016, autor: Piotr Opolski

………familok, z czym ci się kojarzy familok – pytam przyjaciela ?.
Pokręcił głową – no właściwie, no właściwie niewiele……..
Jak można /cholera !!!/ nie wiedzieć co to familok, to jak nie wiedzieć co to Wawel, Katedra Gnieźnieńska czy krzyż na Giewoncie.
………to napisz na ten temat notkę – przerwał mój rozmówca.
Szare komórki przeszły w stan off i zaczęły wydawać sprzeczne komunikaty. Kogo to może interesować ?. Co w familoku ciekawe dla nacji spoza Górnego Śląska ?. Być może samych
Ślązaków to nie interesuje.
Jakech był małym śpikiem toch lotoł do mojego ujka Eriszka kery miyszkoł ze swojom babom na Koszutce we familoku
/Jak byłem smarkaczem to biegałem do swojego wujka Eryka, który mieszkał ze swoją żoną na Koszutce w familoku/
Wychowałem się w Katowicach w 100% przekonaniu, że familoki to wynalazek niemieckich przemysłowców np. Gische, Nikisch, Baildon i wielu innych gdy tymczasem………….
Z zupełnie innej strony dotarłem do budownictwa typu familok zapoczątkowanego /chyba ?!/ przez śląskiego przemysłowca z Rud Karola Godulę.




Temat zafrapował mnie ze względu na nieprawdopodobne i nawzajem wykluczające się teorie a przecież to nie było średniowiecze a II połowa XIX w.
Karol Godula to był aparat nawet na ówczesne czasy. Wredny ze względu na życiowe przeżycia, anty-kościelny /?/ ale i sprawiedliwy i konsekwentny. Samouk i biznesmen z komputerem w głowie Godula 1.0.
Podejrzewam, że Karol Godula był tym który zapoczątkował budowę domów dla pracowników pracujących w hutach cynku i kopalniach węgla kamiennego i galmanu w rejonie Rud czyli dzisiejszej Rudy Śląskiej-Bytomia. Pytanie – dobry wujek czy co ?. Absolutnie nie. Górnicy i hutnicy pochodzili z bliższych i dalszy wsi górnośląskich /czyli późniejszych województw katowickiego i opolskiego/. Godula zdał sobie sprawę, że jego pracownicy robią wszystko aby jak najczęściej być z rodzinami nawet kosztem wydłużenia godzin pracy /hehehe – czterobrygadówka/.
Pomysł z budową domów dla pracowników był strzałem w dziesiątkę dla wszystkich i to do tego stopnia, że później Fryderyk IV swoim edyktem nakazał budowę osiedli mieszkaniowych dla robotników przy nowo tworzonych kopalniach i hutach.


Pomimo starań nie odnalazłem przykładowego, najstarszego familoka. Większość została dawno wyburzona bo nie nadawała się nawet do adaptacji. Historycy datują najstarsze familoki na lata 80 XIX w. Z mojego grzebania u źródeł i domysłów należy uznać Karola Godulę za prekursora budowy familoków i lokować je jeszcze przed śmiercią pomysłodawcy czyli przed 1848 rokiem. Do palmy pierwszeństwa może także kandydować hrabia von Thiele-Winckler. Pierwsze budynki parterowe, czasami dwu kondygnacyjne były bardzo prymitywne i posiadały wewnątrz jedyną instalację tzn. kominową. Mieszkanie ok. 50 m2 składało się w 1/3 z kuchni i jednego pokoju. Infrastruktura przynależna znajdowała się poza budynkiem. Całość była zbudowana na planie w kształcie litery U w której podstawie był familok a bokami były po jednej stronie sraczyki z przepisowo wyciętym w drzwiach serduszkiem a po drugiej dwu-kondygnacyjne komórki na np. węgiel oraz gołębie, króliki a nawet kury. W początkowym okresie spotykano tak „piekarnioki” z których korzystała większa ilość mieszkańców.
Dziś mało kto wyobraża sobie życie w takich warunkach ale wtedy to był solidny dach nad głową.
Do dziś pozostała mi w pamięci anegdotyczna pobudka w starym familoku po nocy – stować, kibel pełny, jest sześć !. /wstawać, wiadro jest zapełnione a to oznacza, że jest szósta godzina rano/. Oczywiście, w ciągu dnia wszyscy dreptali do haźla na podwórzu ale na noc przygotowywano oddzielne wiadro aby po ciemku /nie było jeszcze elektryczności/ czy w mrozie nie wychodzić na dwór.
Klarka by wrzasnęła – do brzegu !!! a ja jeszcze dobrze nie wystartowałem.
Zapraszam więc na wycieczkę po osiedlu familoków i do samego familoka. Osiedla były budowane wokół kopalń i hut. Mój chop mógł iść na szyszta w laciach wspomina żona hutnika.
Koniec części 1.












Przeczytałeś? Zgadzasz się poglądem autora? Uważasz, że warto by i inni przeczytali?
Kliknij w poniższy przycisk.


poniedziałek, 20 września 2021

ZAKRĘCONE OPOLE !.


 GDAŃSK-OPOLE  -  Rok X  -  Nr 51 (1312)



            Opole - Nie od urodzenia moje miasto ale w nim egzystuję już 60 lat, co pozwala mi o nim mówić moje miasto.
      Jest wręcz skrojone na mój wymiar, nigdzie nie jest za daleko, wszystko na miejscu i piękniejąca historyczna stolica Górnego Śląska.
      Samo Opole nie może poszczycić się obywatelami o wybitnym światowym autorytecie  i chyba najbliższym jest noblista Konrad Bloch urodzony w Nysie, od 1982 roku na emeryturze i mieszkający w Lexington w Massachusetts.



         Nie można także pominąć św. Jacka Odrowąża urodzonego w Kamieniu Śląskim.
        Później już było ....tak sobie. Peany na cześć Piastów Śląskich można znaleźć gdzie indziej i w dużej ilości.
        Taki sobie był Włodzio Opolczyk II /z Piastowiczów/, który wojował z Jagiełłą, miał konszachty z Krzyżakami /tymi z filmu Aleksandra Forda/ a co gorsze fundnął klasztor Jasnogórski i obraz Czarnej Madonny.
      Później też nieciekawie ale wiadomo – opcja niemiecka.
      Dojechaliśmy więc drabko /lub kurc galopkiem/ do współczesności w których można wyodrębnić kilku wyróżniających się Opolan.
Papa Karol Musioł, wieloletni prezydent miasta który wiele zrobił dla stolicy województwa ale........ nie każdy musi się znać na urbanistyce czy architekturze a on wpuścił domorosłych architektów którzy, którzy wyrugowali sporo zabytkowej tkanki miasta.
      Ogólnie znany jest Opolanin Michał Bajor ale chyba niewielu wie, że z Opola pochodzi Grzegorz Schetyna ostatni polityk któremu udało się poskładać opozycję aby nie oddać do końca władzy grupie przestępczej.



      Dziś na Opolskiej niwie brylują dwaj Opolanie i jedna szmata spod Opola.
      Co prawda nie ma się czym chwalić ale w przekaziorach można się jedynie ich spodziewać.
Obojętne który otworzy twarz to wszystkie przekleństwa się u mnie kumulują.




      Jeden udaje prawnika i pomimo dolnego zakresu IQ zdołał narobić wiele szkód poprzez legislacyjne ustawodawstwo. W Opolu pokazuje się w godzinach nietypowych gdyż tak pozytywnie przyłożył się do zmian administracyjnych w samym mieście, że ma obawy o swoje życie ze strony szczególnie mieszkańców okolic elektrowni Opole.
      Drugi nie na darmo ma na imię Janusz. Absolutnie nie dopuszcza do siebie myśli że czegoś może nie wiedzieć co w połączeniu z chamstwem czyni osobnika ma wskroś głupiego. Twarz potwierdza, że krążą po jego głowie jakieś myśli które szukają ujścia ale ich jakość opada coraz niżej gdzie znajduje ujście.


Refleksja:
Jeden i drugi byli członkami Platformy Obywatelskiej w której nie mogli ze swoimi poglądami zrobić kariery a więc sobie poszli co było dla PO dobrym zdarzeniem ale my musimy się wstydzić i z nimi żyć.


      Mimo plusów dodatnich i ujemnych w Opolu się nie żyje źle. Na dziś Opole jest generalnie rozkopane i mogę kogokolwiek do siebie zaprosić bo i tak nie trafi i GPS też bezradny a jak się wkurzy to pokieruje do Opola Lubelskiego.
      Ze swojego okna mam widok na budujący się tor kompaktowy IndyCar/Indianapolis który władze miasta ukryły pod nazwą Centrum Przesiadkowe Opole-Zachodnie.















Przeczytałeś? Zgadzasz się poglądem autora? Uważasz, że warto by i inni przeczytali?
Kliknij w poniższy przycisk.


poniedziałek, 16 sierpnia 2021

BOCHATER SIERPNIA !


 GDAŃSK-OPOLE  -  Rok X  -  Nr 44 (1303)




       Minął 15 sierpnia kolejny jubileuszowy dzień naszych dzielnych wojaków. Nie ma się czego wstydzić bo wiele pól bitewnych o tym dobitnie świadczy.
       Nieco inaczej obeszła się historia z naszymi dowódcami z których niektórzy pozostali na piedestale a o niektórych zapomniano lub wręcz wygumkowano np. gen Świerczewski „Walter” który znalazł się na politycznym rollercoasterze od prawie bohatera narodowego do wstrętnego komucha.

       Postacią nieprzeciętną i tajemniczą był uwielbiany przez wielu marszałek Józef Piłsudski. Corocznie z okazji Bitwy Warszawskiej oczekuję pełnej prawdy o marszałku.
      Katolikiem dobrym nie był skoro zmienił wiarę aby poślubić nowa oblubienicę. Legalistą nie był skoro zamach majowy był wobec legalnej władzy za co w ówczesnym kk należała się czapa. Dowódca wojskowym był przeciętnym w bitwie  roku 1920 oparł się udanie na dobrych sztabowcach jak np. Gen Tadeusz Jordan-Rozwadowski oraz generałami jak gen Sikorski, Szeptycki, Zagórski, Thullie z których wielu ten wybór przypłaciło życiem.



       Wreszcie trzeba nazwać Piłsudskiego tchórzem, który wobec armii bolszewickiej zbliżającej się do Warszawy na ręce ówczesnego premiera Witosa złożył rezygnację z urzędu prezydenta/naczelnika. Nim Witos zareagował szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na polską stronę. Po wygranej bitwie marszałek Piłsudski pierwszy wystawiał pierś do odznaczeń i zasług a po przewrocie 1926 i dojściu do władzy, piłsudczycy napisali od nowa historię Bitwy. Kto nie uznał nowej historii  prawdopodobnie został zamordowany, sekowany lub zaginął.
       Twórca Święta Wojska Polskiego 15 sierpnia gen. Szeptycki w trosce o swoje życie wskoczył marszałkowi tam gdzie wskoczył Kukiz Kaczyńskiemu /zawsze dziewica/.
       Do tajemniczych należy śmierć

Tadeusza Rozwadowskiego. Do dnia dzisiejszego nie odnaleziono zwłok generała. Współczesne metody badawcze mogłyby ujawnić przyczynę jego śmierci.
       Po wyjaśnieniu nigdy nie pozwoliłbym sobie nazwać marszałka bohaterem przez "ch".

ps.
       Nie wiedziałem jak się zabrać do tego tematu ale znalazłem na sieci materiał video który bardzo rzeczowo opisuje tamte czasy.
       Zapraszam na korepetycję:

https://www.youtube.com/watch?v=Jf8ZGHiyn1Y






Przeczytałeś? Zgadzasz się poglądem autora? Uważasz, że warto by i inni przeczytali?
Kliknij w poniższy przycisk.


poniedziałek, 15 lipca 2019

WYBIÓRCZE GDERANIE 5.

GDAŃSK-OPOLE  -  Rok VIII  -  Nr 47 (1127)







Właśnie dziś mija 99 lat.
       15 lipca 1920 roku uchwałą sejmu RP przyznano Statut Organiczny Województwu Śląskiemu a ten był zawarty w Ustawie Konstytucyjnej i popularnie zwany:
 

AUTONOMIĄ ŚLĄSKĄ.

       Najpoważniejszym argumentem było „wyrwanie politycznych zębów” Niemcom, które przekonywały, że strona Polska dąży do likwidacji samorządu lokalnego co w świetle zbliżającego się Plebiscytu w roku 1921 było argumentem ważkim i .......... (w mojej ocenie) niewiele znaczącym.


 Budynek Szkoły Muzycznej w której odbyło się pierwsze posiedzenie Sejmu Śląskiego. Poniżej - budynek sejmu, który wówczas był w budowie.
/zdjęcia - Jan Mehlich/.

      Owa Autonomia oddawała w nadzór regionalnych struktur szereg uprawnień, które dzisiaj mają województwa wyłączając sprawy zastrzeżone dla ogółu państwa Polskiego (obronność, polityka zagraniczna, szkolnictwo wyższe, ograniczenia w monopolu na wydobycie węgla wyrób stali i nakładanie podatków itd.).
Autonomia ustalała własne granice administracyjne, prowadziła politykę kulturalną oraz oprócz j. polskiego dopuszczała j. niemiecki.
Powodem przypomnienia kilku faktów sprzed prawie wieku jest aktualny stan państwa i zbliżające się wybory parlamentarne. Drogą autonomii chcieli podążyć politycy lat 80/90 u.w. a w szczególności Jerzy Buzek, Bronisław Geremek a Lech Wałęsa był za a nawet przeciw.
Kroiło się 6 makro regionów autonomicznych i rozszerzonych uprawnieniach, własnym skarbem, policją municypalną, ordynacją podatkową a nawet elementami polityki zagranicznej.
Na przeszkodzie w ujawnieniu tych zamierzeń stanęły 2 fakty;
1.     Rozdmuchane ambicje lokalnych polityków skutkiem czego ilość województw zaczęła się mnożyć jak króliki i ten proces udało się zatrzymać dopiero na 16 województwach i idea autonomicznych makroregionów straciła sens.
2.     W Rybniku powstaje Ruch Autonomii Śląska i to zdarzenie zbiega się z rozpadem państw byłej Jugosławii i samo słowo „autonomia” Polacy przyjmują z oburzeniem nie doszukują się różnicy pomiędzy autonomią a suwerennością lub oderwaniu od dotychczasowego bytu państwowego.
Paweł Andrzej Musioł (założyciel RAŚl i poseł na sejm I kadencji wybranym jako przedstawiciel tego ruchu w Okręgu wyborczym Gliwice) próbował w sejmie coś uzyskać ale spotkał się z ironicznymi komentarzami.
       Dziś sytuacja jest odwrotna. Państwo PIS centralizuje co się da, samorząd sprowadzając do roli podrzędnego organu któremu jakieś subwencje się dostaną jeżeli władza uzna, że się to politycznie opłaca.
      Sprowadzając rzecz do konkluzji Jarosław Kaczyński /(zawsze dziewica) i jego wataha ukradła państwo obywatelom. Rzeczpospolita jest dobrem wszystkich obywateli a nie tylko kilkunastu procent uprawnionych do głosowania, którzy zagłosowali na rządzących.
REFLEKSJA:
1. Może zastanowić się nad powrotem koncepcji Polski Samorządowej i autonomicznych makroregionów ?
2. Może zastanowić się nad likwidacją Gubernatorów/Wojewodów wraz z ich urzędami (nie wystarczy samorządowe Kolegium Odwoławcze i Najwyższa Izba Kontroli oraz organy sądów ?).




środa, 16 lipca 2014

Być Ślązakiem-gwara.


refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Słów kilka o gwarze śląskiej.
             Językoznawcy, historycy są proszeni o wyjście bo moja historia Górnego Śląska i jego gwara jest historią nie wyczytaną w najmądrzejszych książkach. Historia ta ma swoje korzenie w moich przodkach, dzieciństwie, życiu dorosłym, które splotło się z dziejami historycznego Górnego Śląska od Trójkąta Trzech Cesarzy do Przesieki Śląskiej i od Prosny do czeskich Moraw łącznie z Matice Slezką. Moja historia jest taką jaką zapamiętałem, kocham i kultywuję.

Proponuję zabawę z gwarą śląską;
Jak brzmi tytuł utworu muzycznego ongiś i dziś bardzo popularnego na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu który w gwarze śląskiej mógłby brzmieć tak – Durch scy !!

             Pod względem zamieszkania los obszedł się ze mną nad wyraz pozytywnie. Urodziłem się w Katowicach i tamże wychowałem jednak większą już część swojego życia spędziłem w Opolu. Moja rodzina rozsiana była po różnych krańcach Górnego Śląska od Mysłowic przez Gliwice po Głubczyce i Racibórz oraz miała swoja opcje polską, niemiecką, śląską a odczuwam zawód nie mając nikogo w rodzinie opcji czeskiej.

Jak brzmi tytuł filmu polskiego /z 1956 roku/, którego tytuł w gwarze śląskiej mógłby brzmieć – Chop na glajzach.

             Gdyby pytają mnie, jakim językiem posługiwano się w moim domu rodzinnym to odpowiadam zgodnie z sumieniem – nie wiem /??!!/. Moja Babcia o rodowodzie niemieckim nim nauczyła się j. polskiego /w latach 20 ub.w./ nauczyła się gwary śląskiej. Mój dziadek znał .b dobrze i gwarę i j. polski oraz j. niemiecki – w końcu z babcią musiał się jednak dogadać. Mieli czwórkę dzieci z których najstarszy syn także musiał nauczyć się j. polskiego i nie bardzo „złapał” gwarę. Druga z kolei moja ciocia uczyła się w j. niemieckim a później w szkole wydziałowej polskiej. Moja mama miała początki w języku niemieckim, później polskim a język gwarowy tolerowała i znała ale się nim nie posługiwała. Najmłodszy z moich wujków słabo znał niemiecki, b. dobrze polski i z nim jedynym mi się po śląsku „fanzoliło” na całego.

Jak brzmi tytuł filmu i później dokręconej drugiej części znanego nie tylko gospodyniom domowym, wielokrotnie powtarzanego którego tytuł w gwarze śląskiej mógłby brzmieć – Pitło z luftem.

              W domu posługiwaliśmy się językiem od. godz. do godz..................
Rankiem start i do babci – język śląski. Do szkoły – pod rygorem język Polski. Po szkole język śląski. Po obiedzie i po powrocie z mamą do domu język polski. Denerwowało mnie, że moja mama tak zwracała uwagę na czystość języka polskiego, była wręcz upierdliwa i nie odpuszczała z uwagami ale właśnie za to do dziś jestem jej z całego serca wdzięczny. Przekonałem się później jak mi ułatwiała życie zmiana z gwary na w miarę literacki język polski i na odwrót.

Jak brzmi tytuł filmu naszego noblisty którego tytuł w gwarze śląskiej mógłby brzmieć – Kaj pieresz ?.

Koniec części I.










czwartek, 5 czerwca 2014

Powrót do przeszłosci








LISTY Z TAMTEGO ŚWIATA


    Przeglądając niedawno - w poszukiwaniu jakiegoś rachunku - zakamarki domowego "archiwum" znalazłem pliki pożółkłych papierów. Wyglądały jak listy. Większość z nich pisanych po niemiecku, jednak tym samym charakterem pisma jak reszta - pisana po polsku.


    W oczy rzuciły mi się znaczki pocztowe "z Adolfem".



    Jednak spoważniałem natychmiast, odczytując nadawcę :

Konzentrationslager Auchswitz - Obóz koncentracyjny Auschwitz
Meine Anschrift: Schutzhäftling Pole - mój adres: więzień aresztowany prewencyjnie, (podlegający tzw. aresztowi ochronnemu, oznaczony czerwonym trójkątem) Polak
Name: Przegiętka Alois - nazwisko ...
Gef.-Nr. 16754 - więzień numer ...
K.L. Auschwitz O/S
Postamt 2
Block 22
- ( numery bloków się zmieniały: 22, 10a, 3, ...)

    To były listy pisane przez wujka mojej żony, Najczęściej adresowane do "ukochanej Mateczki":

An Frau
Przegiętka Anna
Bromberg 8
- Bydgoszcz
Mittelstrasse 45/2 - ul. Średnia 45/2
West Preussen



    Poznałem tą "ukochaną Mateczkę". Pięćdziesiąt lat temu mieszkała dokładnie pod tym samym adresem wraz ze swą ukochaną wnuczką, a moją późniejszą żoną. Niestety, nie doczekała naszego ślubu, choć tak bardzo chciała. Naprawdę była to kobieta zacności wielkiej i nieskończonej pogody i radości życia. A przecież w czasie wojny straciła dwóch synów i męża! Została sama z trzema nastoletnimi córkami, bez środków do życia.

    Znałem jej historię z opowiadań jej córek oraz mojej żony. Odczytywałem nazwiska Jej synów i męża z tablicy na pomniku stojącym w tej dzielnicy. A mimo to widok tych listów podziałał na mnie jak pavulon. Nie mogłem ruszyć ręką, by obejrzeć kolejny.

    Z drugiej strony, bałem się by ich nie zniszczyć. Niestety nie były one przechowywane w sposób właściwy. Postanowiłem je przed czytaniem zeskanować i zabezpieczyć przed dalszą degradacją. Podczas skanowania jednak rzucałem okiem na ich treść. Zaintrygował mnie fragment jednego z listów - nie z Auschwitz, ale z więzienia w Warszawie na ul Rakowieckiej. Tam bowiem trafili wujkowie żony, zanim zostali wysłani na śmierć do obozu koncentracyjnego.

    Otóż ten fragment brzmi tak:


    Nie zazdroszczę Wam bynajmniej uciech i zabaw. Cieszę się - Wasza radość i mnie się udziela. weselcie się, a gdy przyjdą chwile odrętwienia, wspomnijcie mnie. Jako kontrast Waszego nastroju napiszę Wam naszą pieśń więźniów (pt. "Krata"):

Zaledwie świt rozpędzi mroki nocy,
Zaledwie wstanie szary, zimny dzień,
Ja stoję tu, wzywając wciąż pomocy,
Ja stoję wciąż jak straszny, wieczny cień.
Choć wiem, że głos mój zawsze jest bez echa,
Że w próżnię trafia prośba ma i gniew
Choć wiem, że słaba, głupia to pociecha,
Ja żal swój wtłaczam w ten upiorny śpiew.

Krata. krata, bezlitosna krata,
Nic nie zdoła skruszyć jej ni zgnieść,
Rozdzieliła mnie od reszty świata,
Niszcząc życia mego treść.
Kraty, kraty w bezdusznym szeregu,
Dzielą mnie od szczęścia już od lat,
Wyschły wszystkie łzy mi z oczu,
Obraz bliskich zbladł,
Odkąd o nich myślę spoza krat.

Winien jestem, wiem to doskonale,
I kara za to słuszną musi być,
I kary tej uniknąć nie chcę wcale
Lecz wiedzieć muszę, czy mam prawo żyć
Bo kodeks żaden prawdy tej nie zgłuszy,
Bo zadał życiu by potworny kłam,
Że człek nie może wiecznie żyć bez duszy,
A przecież duszę zostawiłem tam ....

Krata. krata, bezlitosna krata,
........


    Wiele słów tej pieśni wskazuje, że nie powstała ona w środowisku więźniów politycznych. Prawdopodobnie jej rodowód sięga czasów przedwojennych. Swego czasu zafascynowany byłem folklorem warszawskim i zbierałem wszystko co mogło być z nim związane, ale na ten tekst się nie natknąłem.

    Ciekawi mnie, czy są jeszcze ludzie, którzy mogli mieć kontakt z tą pieśnią? A może nawet zetknęli się z nią właśnie na Rakowieckiej?

    Czy ten wpis będzie miał ciąg dalszy?



    P.S.

    Na stronie internetowej Muzeum Auschwitz-Birkenau można znaleźć taki wpis dotyczący autora wspomnianych listów:

Przegietka, Alojzy ur.1921-04-18 (Bydgoszcz), numer obozowy:16754, zawód:elektrotechnik, uwagi:zgin. rozstrz. 14.7.1942 w KL Auschwitz


niedziela, 13 kwietnia 2014

A fe-Panie Struzik !!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


                       Marszałek województwa Adam Struzik (PSL) grzmiał wczoraj: - Świadomie i z premedytacją państwo doprowadza do bankructwa najbogatszy rejon, gdzie powstaje jedna czwarta krajowego PKB. Ministerstwo Finansów konsekwentnie egzekwuje opłatę, która jest sprzeczna z konstytucją - podkreślał. Także premier krytycznie wypowiadał się o janosikowym zapowiadając, że opłata zostanie zmieniona. Ale dopiero od 2015 r. Również wejście w życie wyroku Trybunału zostało odroczone o 18 miesięcy /..../ Cały
                       Informuję uprzejmie, że tzw janosikowe nie jest złośliwością wobec najbogatszego regionu w kraju ale spłatą zaciągniętego onegdaj długu na odbudowę Warszawy. Obywatele Mazowsza nie podołaliby odbudowie gdyby nie surowce i materiały spływające z całej Polski a w większości z Ziem Zachodnich.
Jako ówczesny Katowiczanin obserwowałem dodatkowe, oczywiście dobrowolne większe wydobycie węgla, kolejną tonę stali dla Stolicy oraz czytałem listy dziękczynne dla Ślązaków którzy tak pokochali odbudowująca się Warszawę. Biuro Odbudowy Stolicy powołane dekretem KRN 14.02.1945 r. przyjmowało także z wdzięcznością np. dobra przedwojenne /czytaj poniemieckie/ cegłę klinkierową oraz urządzenia i maszyny, których nie zdążyli wywieźć nasi przyjaciele ze wschodu.
                         Moja autochtoniczna rodzina pochodzi wiadomo z jakiej opcji i z tego powodu odczuwaliśmy pewien dyskomfort braku pracy /przy obowiązku pracy/. Moja matka pracowała przeciętnie ok. 2 tygodni tzn. do czasu kiedy nie przychodziła za nią tzw. tajna opinia.
W końcu udało jej się zaczepić na dłużej za cenę obfitego zaopatrzenia w tzw. cegiełki na budowę Warszawy. Przy wypłacie, stał przy okienku dość smutny pan, który za cenę utrzymania pracy sugerował grzecznie odpowiednią ilość cegiełek. Nic to, że matka wracała z płaczem i było mało co żryć, grunt że piękniała nam stolica.
 

Na pewno nie jestem obiektywny i przemawia przeze mnie żal. Może posłużę się innym przykładem nie ze Śląska ale z tzw Ziem Odzyskanych ale jak to Szczecin „obdarował” Warszawę w 1948 roku;

                           

Śmiem twierdzić że dziś, to co kiedyś wyssano z tzw. Ziem Odzyskanych w ramach solidarności społecznej winno być zwrócone i zasilić najuboższe regiony kraju o czym jako Górnoślązak jestem do głębi przekonany.

Dwa łyki statystyki:
Wartość PKB na 1 mieszkańca w latach 2008 – 2010.
Mazowieckie - 56.580 zł.
Podlaskie - 24.070 zł.
Lubelskie - 24.002 zl













poniedziałek, 24 marca 2014

Merkel oddawaj kasę !!!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta





A było to tak;
W niecały kwartał po moim urodzeniu w dniu 21 czerwca 1944 roku ktoś z mojej rodziny myśląc perspektywicznie i nie słysząc jeszcze odgłosu dział rosyjskich ze wschodu, założył mi książeczkę oszczędnościową z wkładem 103 DM w Miejskiej Kasie Oszczędnościowej dla miasta Katowic która wydała mojej matce Niemiecką Książeczkę Oszczędnościową oprocentowana na 2 ½ % w skali roku. O ten heroiczny czyn podejrzewam jedną z moich ciotek ze strony mojego ojca.
W taki oto sposób ta niepozorna książeczka stała się moją najstarszą, sentymentalną pamiątką przy okazji pobijając chyba rekord długości wkładu.
W czasie pierwszej, średnio udanej próby odzyskania wolności w roku 1980 rozpocząłem poszukiwania swojej rodziny w Niemczech i przy tej okazji w piśmie skierowanym do ambasady RFN poprosiłem o wypłatę całości kwoty z mojej książeczki oszczędnościowej i likwidację rachunku oszczędnościowego.
Odpowiedź była odmowna a w konkluzji z pisma skierowanego do mnie przez Ambasadę Republiki Federalnej Niemiec z dnia 30.11.1981 roku napisano:
/.../.....tego rodzaju straty można było dochodzić tylko wtedy, gdy w ściśle określonym terminie stałym miejscem zamieszkania poszkodowanego była Republika Federalna Niemiec. W związku z brakiem przesłanek prawnych do udzielenia rekompensaty nie ma możliwości pozytywnego załatwienia wniosku.
Co prawda nie bardzo rozumiem co oznacza „rodzaj straty” gdyż takowej nie poniosłem a jedynie posiadam dokument wystawiony w imieniu państwa Niemieckiego potwierdzającego przyjęcie 103.- DM.

Dziś powróciłem do tej sprawy gdyż argument o którym mowa w odpowiedzi z 1981roku jest nieaktualny w związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej.
Nie mam wątpliwości, że nie uzyskam wiele i nie będą angażował całej swojej energii w sprawie chyba i przedawnionej i przegranej.
Spróbuję jednak „zagrać” zgodnie z zasadą – kupić nie kupić, potargować można.
Ciekawi mnie jaka dzisiaj byłaby to kwota przeliczając 2 ½ % przez 103.- DM i przez prawie 70 lat ? /próbowałem ale nie bardzo mi wychodziło/
Może istnieje jakiś /wzór/ algorytm aby tą kwotę przeliczyć ?.
Może ktoś spotkał się z podobna sprawą i mógłby mi coś podpowiedzieć?.