Kaznodziejów omijam z daleka,
Choć w kościołach oglądam obrazy.
Cenię talent i mądrość człowieka,
Nie ufam facetom bez skazy.
Bo religia, rumiany kolego,
To nie taca i rewia pacierzy.
To jest wiara w każdego bliźniego,
I nadzieja, że on też tak wierzy.
Chociaż czuję się jeszcze w sile wieku - z naciskiem na siłę, nie na wiek - to jednak z peselem nie mogę sobie poradzić. Trudno, trzeba unieść głowę i odważnie ruszyć do tego ostatniego etapu (chociaż zielonego pojęcia nie mam jaki on będzie długi) w naszym ziemskim "wyścigu pokoju". Skąd wiem, że to ostatni etap? To proste - jeszcze naście lat temu niby człowiek wiedział, ale jakoś nie bardzo wierzył w istnienie mety tego wyścigu. Owszem bywały mety poszczególnych etapów. Ale meta ostateczna to był jakiś abstrakt. I nagle, ale całkiem niepostrzeżenie zauważam, że ten wyścig jednak ma metę. Znaczy to tylko jedno - nie można już stosować taktyki, że jeszcze można będzie odrobić straty na następnych etapach.
Wybaczcie więc drodzy czytelnicy, że do spraw ostatecznych będę podchodził wyjątkowo serio.
Przykładem dla mnie jest Sokrates. Filozof ten całe swe życie nauczał, że nie ma "życia po życiu". Twierdził, że to kasta kapłanów wymyśliła sobie bogów, by w ich imieniu łupić społeczeństwo. Takie bluźnierstwa nie mogły pozostać bezkarne, dlatego Sokrates został skazany na śmierć. Miał wypić cykutę. Jednak w starożytnej Grecji, skazaniec sam musiał za tą truciznę zapłacić. Zanim więc jego uczniom udało się zebrać odpowiednią kwotę, miał jeszcze czas by prowadzić z nimi długie dysputy o sprawach ostatecznych.
W pewnym momencie jeden z jego uczniów zapytał go:
- Mistrzu, czy wierzysz w życie pozagrobowe?
- Wierzę - odpowiedział Sokrates.
- Jak to? Przecież całe życie nas uczyłeś, że po śmierci nie ma nic! Nawet życie za to oddałeś!
- Tak, to prawda. Jednak jeżeli będę wierzył w życie pozagrobowe, a tam - po drugiej stronie - nie ma nic, to moja pomyłka trwać będzie tylko ułamek sekundy. Jeżeli jednak nie będę wierzył w życie pozagrobowe, a okaże się że ono istnieje - moja pomyłka trwać będzie wiecznie.
Jak z tego widać, ze sprawami ostatecznymi nie ma żartów i trzeba do nich podchodzić bardzo poważnie. Oczywiście, czym są i jak wyglądają owe "sprawy ostateczne" zależy od wielu czynników, najczęściej bardzo subiektywnych. Dla hinduistów będą znaczyć zupełnie coś innego niż dla chrześcijan, dla buddystów coś innego niż dla ateistów.
Oczywistym również jest, że dla przytłaczającej większości Polaków "sprawy ostateczne" zostały ukształtowane przez chrześcijaństwo. Mniej już oczywistym jest fakt, że wyłączność na kształtowanie i opisywanie "spraw ostatecznych" przyznali sobie prawem kaduka hierarchowie kościelni.
Zacząłem się nad tym zastanawiać, gdy doszło do tego, że przysłowiowa "kropla się przelała". Nastąpiło zmęczenie materiału. O czym mówię? O idiotycznych wypowiedziach księży. Nie byłyby one godne mojej nawet małej wzmianki, gdyby nie to, że wypowiadane są w anturażu prawd objawionych płynących z ust ludzi uświęconych, konsekrowanych. Jest to szczególnie niebezpieczne jeżeli się zauważy, brak myślenia, używania rozumu nie jest przez kościół zaliczane do "grzechu zaniechania".
Ba, dwa tysiące lat kształtowania naszego umysłu przez "kulturę chrześcijańską" nakazuje milczeć rozumowi, gdy przemawia "kościół".
Tą przysłowiową kroplą został ksiądz Marek Drzewiecki.
I tak miałem szczęście, że stało się to dopiero dziś. Bowiem już w roku 2012 popisał się taką oto sentencją:
" ...nikt w historii ludzkości nie ma na sumieniu tak wielkich zbrodni, jak właśnie ateiści..."
Ja z tego zrozumiałem, że trzon Kościoła to właśnie ateiści. Bo któż jak nie oni mogli wymyślić wyprawy krzyżowe, święta inkwizycję, watykańskie machlojki czy gwałty na dzieciach i zakonnicach. Chyba, że to nie są takie znowu "wielkie zbrodnie". Wielką zbrodnią jest kwestionować prawo kościoła do jak najbardziej ziemskiego majątku. Tak jakby Królestwo Boże właśnie z tego świata było.
Później ten ksiądz, doktor psychologii i magister teologii dowodził. że ateiści nie mogą kochać. Nie są w stanie założyć rodziny i posiadać przyjaciół. Jakoś starał się to naukowo dowodzić. Nie przytoczę jednak nawet pół zdania z tych dowodów. Zaręczam, wszelkie dowody na to, że Ziemia jest płaska są bardziej zrozumiałe i mają w sobie więcej prawdopodobieństwa.
Jednak jego ostatnie wystąpienie w sprawie tzw. "afery LGBT" spowodowały, że "uruchomiłem się na maxa" (tak chyba by powiedziała młodzież?).
Ksiądz Dziewiecki stwierdził mianowicie, że osoby LGBT to zoofile, nekrofile i pedofile, którzy chcą zrobić z dzieci erotomanów.
„Jeśli mam powiedzieć tak najprościej, to celem działania stowarzyszeń lesbijek i homoseksualistów, biseksualnych, transseksualnych i plus, do tego plusu mogą należeć inne mniejszości seksualne, czyli mogą należeć pedofile, zoofile, nekrofile - mówmy o tym głośno. Otóż celem tego typu stowarzyszeń jest doprowadzenie do sytuacji, w której młodzież i dorośli będą niepłodnymi erotomanami. Wiem, co mówię. To są ludzie, którzy chcą seksualizować wszystkich, sami przecież deklarują publicznie, że się kierują orientacją seksualną, nie miłością, nie odpowiedzialnością, nie zdrowym rozsądkiem, nie zasadami zdrowia fizycznego i psychicznego. (...)Nie tylko się fizycznie wyniszczymy i stworzymy pary niepłodne, erotomańskie i weneryczne, i pedofilskie. W każdej sferze nam się żyć odechce. Ci, którzy tworzą pary niepłodne, erotomańskie, których styl życia jest bardzo powiązany z pedofilią, z wczesnym umieraniem, z przemocą, z uzależnieniami, z wyższym odsetkiem samobójstw, to oni wychodzą na ulice i się tym chwalą. W jakim celu? Tylko po to, aby szukać kolejnych ofiar, wciągać kolejnych w ten sam styl życia, bo ludzie nieszczęśliwi chcą, aby inni też byli nieszczęśliwi”
I tacy ludzie jak wyżej wymieniony pan, mają mnie przeprowadzić na druga stronę? Nie, nie ma mowy. Będę rękami i nogami się zapierał, by nie zbrzydzili mi tego ostatniego etapu mej ziemskiej drogi! Ktoś może mi zarzucić, że uogólniam, że na podstawie jednego przypadku kompletnej durnoty oceniam cały kościół.
Proszę bardzo, odszczekam wszystko jeżeli tylko ktoś przedstawi mi jakiś głos rozsądku ze strony pozostałych funkcjonariuszy Pana B. Ja nie słyszałem żadnych głosów, że hierarchowie zdecydowanie się odcinają od głoszonych głupot przez nawiedzonych rekolekcjonistów, że za tym "odcięciem" idą już konkretne kroki - np. zakaz głoszenia kazań. Nie słyszałem również, by koledzy tego pana głośno i otwarcie powiedzieli mu - napij ty się zimnej wody zamiast pieprzyc bez sensu.
Jeżeli dzięki takim panom nie straciłem do końca wiary, to mogę podziękować tylko Sokratesowi, największemu bezbożnikowi w dziejach świata. Paradoksalnie te moje wątpliwości biorą się na skutek obserwacji ludzi, którzy mówią nam jak żyć uczciwie. Może bym i posłuchał ich trochę, gdybym miał pewność, że oni te "swoje dobre rady" przetestowali na sobie.
Uwazam ze " Nie czyn drugiemu co tobie niemile" wystarczy za wszystkie przekazania .
OdpowiedzUsuńA propo wiary. Ponad 40 lat temu poznalem mlodeho ksiedza z polski ktory przyjechal do pracy w polskiej parafi w Stanie NJ. Po pewnym czasie okazalo sie ze ma raka muzgu i przed soba jakies miesiace zycia. W czasie spotkania mowie" Ty nie musisz sie niczego bac bo idziesz do Szefa." Na to On: " sluchaj nie ma zadnego szrfa, ponad 90 % ksiezy nie wierzy w zadnego boga, to jmest poprostu zawod jak inne. Kozystaj z zycia bo pozniej nic juz nie ma. " Nie widze powodu aby
klamal, gdyz za pare miesiecy po tej rozmowie pozeganal sie z tym swiatem. Dlatego tez uwazam ze wystarczy byc w miare
uczciwym aby przejsc przez zycie. Jeszcze mam ten konfort ze nie musze bac sie piekla i kupowac za pieniadze miejsca w niebie. Poprostu jak mowil Wankowicz; rano nie przeczytam gazety- a obecnie nie wlacze Internetu. To wszystko mozg jak komputer zostaje wylaczony i czlowiek przestaje istniec.
Pozdrawiam : Luciano
Przepraszam za bledy jak Muzg i.t.p.
OdpowiedzUsuńCi panowie w śmiesznych strojach już dawno się pogubili !!
OdpowiedzUsuńW Polsce mamy do czynienia z wieloma sposobami wyznawania katolicyzmu. A jest tego naprawdę dużo, np.: katolicyzm formalny, katolicyzm konfesyjny, katolicyzm nominalny, quasi katolicyzm, katolicyzm wiejski, katolicyzm miejski, katolicyzm „na niby”, moda na katolicyzm, katolicyzm świąteczny, katolicyzm wybiórczy, katolicyzm ludowy, katolicyzm życiowy, katolicyzm liberalny, katolicyzm sekciarski, katolicyzm przeżywany, katolicyzm otwarty, katolicyzm zamknięty, katolicyzm ekumeniczny, katolicyzm duchowy,katolicyzm RM czy "Rydzyka" etc.
A co gorsza każdy widzi katolicyzm takim, jakim go pokazują sami księża albo ludzie wyznający, iż są katolikami którzy oceniają katolicyzm przez pryzmat własnej wiary.
Bo im nikt tego nie wyjaśniał nie nauczył i dalej tego nie robi.
A tzw "lekcje religii" od przedszkola po szkolę średnią to nauka klepania pacierzy lub recytowanie z pamięci przykazań lub prawd wiary.
Łażą do koscioła ze zwyczaju,przyzwyczajenia bo tatulo z matulą przez wieki chodzili to my tez no i co ludzie powiedzą.A cała ta liturgia, to tylko zbiór niezrozumiałych ćwiczeń gimnastycznych w rozpisaniu na dzwonki śpiewy solowe i chóralne.I to ze "jeden z aktorów/bo przebrany/ zbiera w trakcie na tace.
Spytaj pierwszego lepszego.Czy coś z tego rozumie.Spytaj o "kadzidła"powiedzą By nie śmierdziało/i to trochę racji jest/A reszta??
A wspólnota o której pełno?A komu by się chciało jak nie ma "przewodnika" a ksiądz nawet w wspólną kasę nie pozwoli zajrzeć.
Trzyma sie to kupy jeszcze na wsiach gdy jeden na drugiego się ogląda,gdy wyznaczane sa rodziny do sprzątania koscioła lub plebani / i składki."Na remonty" Psioczą,klną ale dają Bo spadną z ambony i wrogów sobie narobią "u sąsiadów"I stają murem gdy na jaw wychodzą sprawki ich"kapłanów" I nie dają wiary bo to atak,albo usłyszysz "to tez chłop"byle naszych dzieci nie ruszał.
Tak to się powoli toczy albo stacza Bo w miastach" gdzie oko sąsiada nie sięga" ,gdzie ludzie się nie znają,już sąsiada na sąsiada napuścić się nie da.Ze komunista,ateista i wszystkiego najgorszego.Bo nie łozy.Jeszcze z przyzwyczajenia uczestniczą.Ale tych uczestników coraz mniej.Irlandia nas czeka jak nic.Tam tez tak się zaczynało a lud był bardzie trzymany przez "kościelnych"za mordę W konstytucji,prawie i"zwyczaju"
Leszka podziwiam ze przejrzał/wreszcie/ Tylko dlaczego tak późno? A"credo" to już taka niepotrzebna nikomu "spowiedź powszechna"
Na pocieszenie dodam Ci tylko.Inni a znam już wielu zrobili to bardzo dawno i w znacznie młodszym okresie życia.Inni czekają, albowiem
" Mieszkasz pośród domu przekory, który ma oczy, aby widzieć, a jednak nie widzi, ma uszy, aby słyszeć, a jednak nie słyszy, gdyż to dom przekory [Ez 12,2"
Lucjan Wegrzyn ; w.i.e.s.i.e.k
OdpowiedzUsuńPanie Lucjanie, ja nie podważam możliwości wiary w Boga wśród kapłanów, chociaż mam w tym względzie pewne wątpliwości. Nie neguję też prawa do wolności wyznawania dowolnej religii, nie deprecjonuję też z tego powodu żadnego wyznawcy.
Jednak jeżeli mam poważnie traktować czyjekolwiek - ze szczególnym naciskiem na kapłanów - deklaracje wiary to muszę widzieć realizację zasad tej wiary w praktyce. W życiu codziennym. Ponieważ najczęściej tego nie widzę, a co gorsza coraz częściej widać zaprzeczenie tych zasad stąd też i ten felieton.
Wieśku, nie wiem, czy masz za co mnie podziwiać. Ten felieton to nie jest akt apostazji. Gdybym miał poważnie odpowiedzieć na pytanie, czy jestem wierzący to miałbym kłopot. Odpowiedziałbym - chyba tak. Ale żeby uściślić moją odpowiedź musielibyśmy sobie odpowiedzieć najpierw o jakiego boga chodzi. Oczywiście z kontekstu felietonu jednoznacznie wynika, że chodzi o Boga Abrahama. I teraz najważniejsze pytanie - w którego boga?
Nie, to nie błąd. Bowiem chociaż według religii judeochrześcijańskiej Bóg jest jeden, to tu na ziemi, widać, że każdy ma swego Boga.
Wspomniałeś Wieśku o różnych rodzajach wyznawania katolicyzmu. Tak to szczera prawda. Taki mamy ten katolicyzm w naszym kraju.
Ale to by można było jeszcze przełknąć. Jednak jeżeli mam wierzyć, muszę dokładnie określić podmiot tej wiary. Czy to ma być Bóg kardynała Wyszyńskiego, czy Bóg arcybiskupa Jędraszewskiego, Bóg padre Rydzyka, czy wreszcie Bóg mojego dziadka. Ja bez wahania wybieram ten ostatni wariant. Niestety, w polskim kościele ja go nie znajduję.
I to cała prawda o moim wyznaniu wiary.
Nigdy nie wątpiłem i nie wątpiłem w czyjeś wierzenia.Jestem tylko dobrym słuchaczem i obserwatorem życia tych którzy Boga mając na ustach nic z nakazów zakazów i przykazów boskich, sobie nie robiąc. I pokropiwszy to odrobiną logiki wyrażam swoje zdanie lub "daje głos" Gdyby mi nie nakazywano,zakazywano ,gromiono od ołtarzy,straszono,pouczano ect miałbym to gdzieś.A ja przyglądam się tym "głoszącym" i pytam
OdpowiedzUsuńA wy co? Boga w sercu nie macie, jak tak postępujecie Nie boicie się kary boskiej, jaką nas ciągle straszycie i straszyliście.
Wy "korpus dyplomatyczny Pana B" Macie jakieś inne/tylko dla was/ przykazania jakimi nas częstujecie.?
Bo "po czynach was poznaliśmy" Dlaczego lekceważycie swego szefa i to akurat wy którzy mienicie się następcami,szafarzami i....Jego na ziemi.
Jeśli się nie boicie dajecie nam wyraźny przykład ze Go nie ma, ze to co głosicie to tylko "pic dla ciemnego luda"i to tak od wieków.
I to jest odpowiedz na ich...wiarę.Idę o zakład ze większość ich nie wierzy Bo gdyby wierzyli "bojaźń boża ect...by zadziałała.Skoro nie działa ...to ??
I nie uważam iż jest to akt apostazji Bo nie to tak wygląda.
Bo z ich spisów nigdy się nie wykreślisz.Bo im potrzeba "dusz",by w oparciu o te zapisy głosić O popatrzcie w Polsce jest 99,9 % katolików.O tu macie na piśmie i to daje nam moralne prawo...do.
Dlatego tak boją się wprowadzenia "podatku kościelnego" bo z tego można wyliczyć i podać prawdę...i tu mają poparcie wśród tych co wręcz kochają aby inni za ich"przyjemności"płacili.
Pozostaje tzw "cicha apostazja" wyrażona nogami.Bo puste kościoły a i kolęda nie taka jak drzewiej bywało.I to zaczyna być masowo .W miastach i wśród młodych.Oraz "dawanie wyrazu" na piśmie /jak nigdy/ A to już jest odwaga ! No i podatki na nich ściągane i z mojej kasy a i dodatkowe premie z budżetu, który ciągle nie ma "na szpitale,na nauczycieli ect.
A co do "odwagi"
Spodziewałem się nie zrozumienia, ale fali hejtu.Przynajmniej obrony tych u ktorych"dulszczyzna" wiedzie prym lub tych którzy chcą sprytnie "wziąć w obronę" metodami Za "wcześnie jeszcze","więcej szkody to narobi" z oburzeniem reagując na ciągle słyszane "prawda nas wyzwoli".
A tu nic cisza jakowyś.Pospuszczali głowy i przeżywają i przeżuwają coś co jest niestety nie do obrony.Wiec jak na razie wolą milczeć.
Bliski mi jest Twój sposób myślenia. Każdy człowiek na swój sposób przeżywa wiarę a jej uzewnętrznienie /bądź brak niewiele ma wspólnego z głębokością przeżywania. Ostatnio w kościele bywam głównie na pogrzebach...
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńRozumiem.
Pozdrawiam.
No to jest nas więcej !!
UsuńTyle ze Leszek posłuchał Papieża Franciszka. I "robi raban" I to jest dobre"Jak mawiają w Piśmie
Który to, od początku swego pontyfikatu „Zróbcie raban!” - wołał.
Panie Leszku!
OdpowiedzUsuńUdzielam się rzadko, mimo że Wasz blog śledzę na bieżąco. Jednak ten wpis mnie poruszył. Może dlatego, że i u mnie ta liczba z tytułu lada moment się zmieni.
Wielkim minusem większości religii zawierających Boga osobowego jest właśnie to, że jest on osobą. Wiedza inżynierska podpowiada mi, że energia tworząca nasz umysł i to o czym mówimy "dusza" ma gdzieś swój "magazyn" i kiedy nas opuszcza gdzieś się gromadzi. Ale to tylko intuicja i wyobraźnia.
Może Lucas będąc z wykształcenia fizykiem, miał jakąś rację, że istnieje Moc z którą kontakt tracimy właśnie dlatego, że braknie nam empatii dola innych współposiadaczy takiej energii. Kiedyś się przekonamy.
Jeśli ta cała energia tak jak mi się wydaje łączy się w jakiś wspólny magazyn, to nie może być normalnością niechęć do innych elementów.
Nasze pojmowanie Boga jest wypadkową doświadczeń wielu pokoleń naszych przodków i naszych osobistych. Wszelkie wierzenia są emanacją naszych osobistych odczuć. I każde pojmowanie sił nazywanych nadprzyrodzonymi jest dobre, bo pomaga nam się pogodzić z tym co nas spotka.
Do zaprezentowanych utworów chciałbym dodać jeszcze jeden, którego autora my jeszcze pamiętamy z zupełnie innej strony. Dopiero wiek i uświadomienie sobie tej ostateczności, pozwoliło mi zainteresować się poważniejszą stroną twórczości Kazimierza Grześkowiaka. Mamy tu nasze polskie, tradycyjnie chłopskie wyobrażenie tego ostatniego etapu, które mimo presji tego formalnego kościoła gdzieś jeszcze ocalało z "uświęcania świętości".
https://youtu.be/SoNc3UEtVAM
Pozdrawiam
PS.
Nie wiem jak uczynić ten link przyjaźniejszym.
Tak nieśmiało chcę wyjaśnić, że liczba z tytułu bloga jest spóźniona przynajmniej o dekadę.
UsuńAle poważnie - to bardzo się cieszę, że moje pisanie jest w stanie w dzisiejszych czasach jeszcze kogoś poruszyć. Dziękuję, to motywuje do pisania.
Drogi Nietoperzu (Dziadzia pozostawiam wnukom), poruszyłeś tu problem, z którym nauka już od bardzo dawna nie może sobie poradzić. Kiedyś ten temat na studiach trochę zgłębiałem, więc przedstawię tylko skrótową historyjkę bez nazwisk, gdyż problemy te znane były i brali w nich udział ludzie nauki z potwierdzonymi osiągnięciami, jeden nawet przez Nobla.
Otóż młodzi fizycy poznający naturę świata najczęściej zafascynowani są uniwersalnością praw w niej rządzących. Wszystko jest niemal idealne i nie ma tu miejsca na metafizykę. Im głębiej zaglądają w strukturę i naturę wszechświata, tym bardziej są pewni swych racji.
Problemy z poznaniem zaczynają się, gdy z poziomu makro przechodzą na poziom mikro. Starożytni myśliciele podejrzewali istnienie cząstek elementarnych z których zbudowany jest cały świat ożywiony i nie ożywiony. Już wtedy nadano tym cząsteczkom miano atomów. Ale później nauka zaczęła płatać figle. Jak w dziedzinie poznania zbliżono się do owych atomów, stwierdzono, że to jeszcze nie jest "dno". Że te cząstki elementarne składają się ze swoich "elementarnych cząstek". Te zaś z kolei też wyglądają jakby można było je jeszcze podzielić. Nastąpiło podejrzenie, że może ten podział nie mieć miejsca. Ponadto rozum ludzki, a szczególnie język nie był w stanie opisać właściwości którymi poszczególne minicząstki się różnią. Nastąpił bałagan poznawczy. Zaczęto tym elementarnym obiektom nadawać takie cechy jak zapach, smak itp. Nawet nazwano je nietypowo dla fizyków - cząstki powabne.
Dla wielu fizyków to był kres ich możliwości poznawczych (moje już dawno się skończyły). Bardziej uparci na chwilę odstawiali fizykę i postanowili wzbogacić swój potencjał poznawczy. Przydatna okazała się filozofia. Zafascynowała ona niektórych do tego stopnia, że nie wrócili już do czystej fizyki. Ci którzy uzbrojeni dzięki filozofii w lepsze umiejętności rozumowania wracali do fizyki i pchali ją w nowych kierunkach.
Jednak te udoskonalone możliwości poznawcze spowodowały, że dawna pewność co do czysto materialnej istoty świata zaczęły się rozsypywać jak zwietrzałe cegły. Zaczęto poszukiwać jakiejś siły sprawczej, która kiedyś musiała zadecydować o tym, że np. dwa elektrony będą się odpychać, a nie przyciągać.
Przepraszam, ale ten przykład jest moim przykładem, gdyż tylko ten poziom fizyki rozumiem bez żadnych wątpliwości.
Wtedy też próbowano nadać tej sile sprawczej jakieś miano. Dla ludzi wierzących sprawa od dawna była prosta - to przecież Bóg, stworzony na obraz i podobieństwo człowieka.
Jednak każdy fizyk, szanujący inne światopoglądy jako elementy intymne osobowości człowieka, jako naukowiec wiedział, że to rozwiązanie jest zbyt uproszczone. Wśród prób nazwania tej siły sprawczej najczęściej - gdyż w sposób najprostszy oddaje sens tych poszukiwań - pojawiło się pojęcie energii.
Nie, nie znaczy to, że wymyślono wtedy energię. Znaczy to, że znane pojęcie stosowane w innych dziedzina nauki w jakiś sposób tutaj pasowało.
No dobrze, temat jest rzeką i to nie dla takich "znawców" jak ja. Ale Dziękuję, że go dotknąłeś.
ERRATA !!!
UsuńW moim komentarzu powyżej jest:
Nastąpiło podejrzenie, że może ten podział nie mieć miejsca.
a powinno być:
Nastąpiło podejrzenie, że może ten podział nie mieć końca.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGrześkowiak
UsuńPewnie o to Ci chodziło.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOd lat w kościołach bywam tylko na ślubach i pogrzebach. Owszem, od czasu do czasu spotyka się księdza, który sprawia wrażenie przyzwoitego człowieka. Ostatnio jednak ciśnie mi się w takiej sytuacji na usta pytanie:
OdpowiedzUsuń- Człowieku! Co ty robisz w tej instytucji!