OCZAMI NORMALNEGO CZŁOWIEKA
Przeczytałem felieton Marcina Mellera i nie mogłem przestać o tym myśleć. Te słowa wystarczą za całą dyskusję, argumentację, racje moralne i historyczne. To powinni przeczytać wszyscy. Drogi panie Marcinie - mam nadzieję, że nie weźmie mi Pan za złe zacytowanie w całości Pańskiego wpisu na FB .
No dobra, wiem, że mi nie wolno, bo treści z papierowego Newsweeka dostępne są w sieci za opłatą, ale w drodze wyjątku mała samowolka i poniżej mój felieton z bieżącego numeru.
BALLADA O PIĘKNYM KRAJU
Basiu kochana, Guciu kochany, dzieci moje najdroższe! Na razie jeszcze nie wszystko rozumiecie, choć bardzo się staracie. No choćby wczoraj kiedy Gucio zapytał co mamusia robi, a Ania powiedziała, że właśnie napisała książkę. Na co stwierdziłeś synku, że ty też napisałeś książkę Felka, mając na myśli, że pomazałeś flamastrami książeczkę swego przyjaciela.
Tak więc jesteście na dobrej drodze szanowne basałyki i kiedyś wam opowiem piękną romantyczną historię o kraju mojej młodości, w którym zdarzył się cud. O tym jak całe pokolenia myślały, że dożyją swych czasów w niewoli, ale najdzielniejsi spośród nas nie przestawali się buntować. Przelewali krew w Poznaniu w 1956 i na Wybrzeżu w 1970, protestowali i byli bici na uczelniach w 1968, w Radomiu i Ursusie w 1976. A po tych ostatnich wydarzeniach najodważniejsi założyli jawne ugrupowanie opozycyjne – Komitet Obrony Robotników, który połączył ludzi tak różnych jak dzień i noc, ale których łączyła piękna miłość do ojczyzny, waszej ojczyzny kochane smyki. Powstała pierwsza szczelina w bloku, który nas przygniatał.
A potem zdarzył się cud i wybrali nam papieża Polaka. A potem nadszedł drugi cud, Sierpień roku 1980 i jedno z najpiękniejszych zjawisk w niełatwej historii naszego kraju – wielki ruch Solidarności. A na jego czele stanął zbuntowany robotnik z Gdańska, Lech Wałęsa. No cóż, nie będę was czarował, że był święty. Prawdziwy syn polskiego ludu z jego wielkością i małostkami, wzniosłością i grzechami. Nieznośny samochwała i samolub, a jednocześnie porywający trybun i przywódca, który przeprowadził nas przez Morze Czerwone. Czasem mimowolnie śmieszny, częściej wzruszający. Ale gdyby nie on, to nie byłoby wolnej Polski, która, tak, drogie dzieci, ma pełno wad, nie jest krajem naszych marzeń, nie zbudowaliśmy szklanych domów, ale sami sobie, na dobre i na złe układamy zabawki w tej naszej piaskownicy, co było rzadkością w ciągu ostatnich kilkuset lat. Odpowiadamy sami za siebie, to naprawdę piękne.
Wasz tatuś pamięta jak sam był dzieckiem, choć trochę starszym od was teraz i był taki okropny czas, który nazywał się stan wojenny. I ten Wałęsa wraz z tysiącami innych dzielnych Polaków siedział w więzieniu i rodzice waszego tatusia , czyli wasi dziadkowie, którzy już nie żyją, i ich wszyscy przyjaciele tak bardzo się bali, by ten Wałęsa nie poddał się, nie ustąpił Czerwonym (to byli tacy źli). A ci Czerwoni go kusili, bardzo go kusili, by zdradził tę wielką Solidarność, te tysiące w więzieniach, dziesiątki tysięcy w podziemiu, by zgodził się stanąć na czele takiej małej udawanej Solidarności i wtedy Czerwoni mogliby mówić wszystkim Polakom i całemu światu, że wszystko już jest w porządku w kraju nad Wisłą. Ale on im pokazał gest Kozakiewicza, tatuś kiedyś wam wytłumaczy co to znaczy, no w każdym razie powiedział im, żeby sami bawili się sami.
Tak, popełnił wiele błędów. Kiedy był młody, jeszcze wiele lat przed Solidarnością, a i nawet przed tym KOR-em, ci źli Czerwoni zastraszyli go, zmusili go, żeby podpisał zobowiązanie, ze będzie im służył. To były zupełnie inne czasy, kiedy takiemu prostemu chłopakowi nie miał kto pomóc ani doradzić, tak jak na szczęście zaczęło się dziać później. Ale jeżeli uważacie, że mimo okoliczności łagodzących to był jego upadek, to uznajmy, że macie rację. Ale ważniejsze jest to co nastąpiło później: że się podniósł i już nigdy nie dał się złamać. Że źli ludzie próbowali go skompromitować, zniszczyć jego rodzinę, ale się nie dał i przez długie lata 80 nie zawiódł naszego zaufania, za to dawał nadzieję, bez której nie idzie żyć.
A kiedy Solidarność była coraz słabsza, coraz więcej ludzi traciło wiarę i nagle znowu w 1988 roku wybuchły protesty, ci źli Czerwoni zaproponowali debatę w telewizji Wałęsy z jednym z nich, który nazywał się Miodowicz. Myśleli, że Wałęsa jest tylko symbolem, ma pusto w głowie, debatę przegra i ostatecznie się skompromituje, a Solidarność się rozpadnie . Powiem wam, że nawet rodzice waszego tatusia bardzo się bali tej dyskusji. I wiecie co? To był jeden z tych momentów, za które wasz tatuś będzie kochał Wałęsę do końca życia. Odniósł przepiękne zwycięstwo i nagle zrozumieliśmy, że to się może udać, że może naprawdę wywalczymy trochę tej upragnionej wolności.
Pewnie spotykaliście na placu zabaw takie dzieci, które same niczego nie zbudują, a tylko niszczą zamki i fortece postawione przez innych i jeszcze krzyczą, że to brzydkie zamki i fortece, że oni zbudowaliby lepsze. U dorosłych jest tak samo. Trudno, trzeba z tym żyć. Ale nawet oni nie zabiorą nam pięknej historii naszego kraju. No dobra, a teraz idziemy myć zęby.
To był bardzo dobry pomysł Leszku, żeby felieton Mellera przedrukować na Waszym blogu. Jest to tekst nie tylko mądry, ale również wzruszający. Nieżyjący już Ojciec autora, świetny historyk i dyplomata III RP, byłby ze swojego syna dumny.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tylko w jaki sposób wyeliminować bijanie łopatkami z naszej piaskownicy, samemu nie ucząc się bijać?
OdpowiedzUsuńRacja Tetryku, te małe kanalie rozumieją tylko porządnego klapsa w doopę. A opornym i niepoprawnym należy poprzetrącać łapska.
UsuńNie wiem, czy z powody tego przetrącania odpowiednie służby nie będą chciały postawić mi zarzutów - dlatego umówmy się, to była taka licentia poetica.