piątek, 20 września 2013

Studenckie wojsko !!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta





Wstęp.
Splot okoliczności sprawił iż pozostałem w wojsku w charakterze zlewa, trepa,zupak czyli podoficera zawodowego. Powód był w zasadzie jeden – byłem nieźle ustawiony tzn.pracowałem w sztabie dywizji na początku w tajnej kancelarii a później jako Kierownik Garnizonowej Składnicy Map. Nazwa szumna ale w praktyce byłem magazynierem map i tyle. Jeździłem dużo po poligonach i nie było to złe zajęcie. Ładowałem skrzynie z mapami a na poligonie tylko wydawałem i przyjmowałem mapy po zużyciu. Zasadniczym obowiązkiem było ich pilnowanie bo oczywiście wszystkie były dokumentami tajnymi i podlegały ścisłej rejestracji. Rozścielałem więc na skrzyniach materac koce i leżałem dniami na dowolnie wybranym boku. Nie było mowy oby nieprzyjaciel /po wojskowemu „enpl”/ zajrzał do naszych genialnych map nie mówiąc o kradzieży.
Laba trwała do czasu. Ktoś się pokapował, że mają pod bokiem wałkonia. Kwatermistrz dywizji wydał edykt /dla dowcipu zwany w wojsku rozkazem/ rozdzielający kuchnię od hotelu dla kadry sztabu dywizji i tenże hotel oddając w zarząd Kierownikowi Garnizonowej Składnicy Map /czyli – cholera mnie/. Na każdym poligonie zacząłem się wówczas bawić w stawianie namiotów rozkładaniem stołów, łóżek polowych i całego wyposażenia czyli urządzania obozowiska łącznie z wyznaczaniem żołnierzy do kopania latryn /tylko od wschodniej strony/.
Wstęp do okoliczności ?!.
W lecie roku 1969 lub 1970 genialne dowództwo 10 Sudeckiej Dywizji Pancernej doszło do wniosku, że kadra oficerów sztabu dywizji oddaliła się od zwykłego wojska i bezpośrednio nim dowodzić już zapomniała a więc trzeba im przypomnieć regulaminy obowiązujące w sposób praktyczny. Pisarczyków służby czynnej było niewielu a więc sięgnięto po studentów i ich obowiązkowe praktyki odbywane w jednostkach wojskowych.
W niewielkim eszelonie kilkunastowagonowym wyruszyliśmy na ćwiczenia dowódczo-sztabowe.
W pierwszym wagonie /pulmanie/ same grubasy od majora do pułkowników, w drugim naczalstwo i 3-4 przedziały dla studentów oraz żarcie i picie. Na platformach kilka autobusów sztabowych, kuchnie, namioty radiostacja, radiolinia, mapiarnia czyli to co na poligonie na okres 10-12 dni potrzebne.
No to pojechaliśmy – kierunek Żagań.

Zaczęło się.....
Polazłem do nich w czasie jazdy i potraktowali mnie co nieco obraźliwie za co zresztą przeprosili przy pożegnaniu.
Po przyjeździe na miejsce nawet szybko urządzono obozowisko / przy pomocy studentów/.
Trochę z nimi pogadałem i szybko doszliśmy do porozumienia na następującej podstawie – jestem ich pierwszym przełożonym ale ich tu nie zaprosiłem – oni nie mieli ochoty tu przyjeżdżać, ale mamy wspólny cel. przetrwać te kilkanaście dni. Ostrzegłem – nie będziecie mi wchodzić w paradę to nie będzie mieli w środku nocy alarmów itp. innych wojskowych przyjemności.
Zauważyłem natychmiast ich nietypowe mundury polowe. Były dość wypłowiałe i grubszego materiału, były bardzo dobrze wyprane/wyczyszczone/. Przed praniem ktoś zapomniał widocznie zdjąć z pagonów stopnie wojskowe /od porucznika do majora/ które pozostały po praniu w intensywnym kolorze khaki. Studenci przekręcali pagon i zapinali z powrotem.
W drugim dniu nastąpił pierwszy incydent /nikt z tym do mnie nie przyszedł/. Studenci zwrócili się do kogoś z prośbą, że chcą pójść do najbliższej wioski w której mogli by kupić napoje, papierosy i ......nieważne co. Któryś z bardzo mądrych sztabowców postanowił sobie z nich zakpić i wskazał wioskę, dał im mapę i pozwolił pójść. Nie wiedzieli, że wskazana wioska jest co prawda na mapie ale stanowi obiekt ćwiczeń przez piechotę w atakowaniu miejscowości. Nikt tam nie mieszka i nie ma w niej żywego ducha. Wrócili wściekli po 3 godzinach.
Szkolenie - musztra
 
Na wieść o mustrze kto żyw leciał oglądać. Komenda baczność i spocznij była przyjmowana z jako takim zrozumieniem i jako tako wykonywana w odwrotności do prób komend w lewo czy w prawo zwrot. Wykonalność rzeczywista była taka sama jaka mogłaby być przy komendzie w dowolną stronę zwrot z wyłączeniem np. jednego studenta który nie reagował w ogóle. Prowadzący dostał małpiego rozumu i ryknął – i czego stoisz pacanie ?. Niewinna mina studenta wskazywała na kompletne zagubienie a usta wyszeptały – nie zrozumiałem, mógł by pan powtórzyć !!.
Z musztry w marszu zrezygnowano po kilku próbach bo chodzili, jak ja to nazywałem, jak praczki z Portugalii tzn. obie ręce albo z przodu albo z tyłu a przy próbach śpiewu to dziś kojarzy mi się to z odpowiednim fragmentem filmu CK Dezerterzy.
Szkolenie - strzelanie
Zorganizowano jedno, jedyne strzelanie ostrą amunicją z pistoletu m-ki TT. Przeszkolono studentów, którzy zawsze bardzo mądrze kiwali głowami. Przede wszystkim wbito im do głowy że w razie jakichkolwiek kłopotów z bronią to broń trzyma się dalej w kierunku tarczy i podnosi się do góry druga rękę i wtedy podejdzie prowadzący strzelanie. Tyle teoria. Kilku studentów znajdowało się na stanowiskach strzeleckich i pod koniec jeden z nich odwraca się z pistoletem w którym suwadło znajdowało się w tylnym położeniu i klnąc zaczyna krzyczeć że pistolet się zaciął trzymając go poziomo w stronę zgromadzonych majorów i pułkowników. Połowa położyła się na ziemi a połowa dała dyla a okazało się że student nie załadował 1 naboju i żadnego niebezpieczeństwa nie było.
Studentcy oficerowie.
Rankiem, chyba w połowie pobytu zauważyłem, że kilka namiotów dalej jakiś kapitan musztruje kucharza. Dobrze się przyjrzałem i rozpoznałem jednego ze studentów. Jak się zbliżyłem to kapitan dał nogę a kucharz stał jak głupi. Przyznali się, że znaleźli nowa zabawę. Ze staniolu i innych świecidełek podorabiali sobie na pagony stopnie wojskowe poprzedników. Przy swoim namiocie polowali na żołnierzy i kierowali ich np. aby się zameldowali do ppłk. Iksińskiego. Czy innemu dostarczyli do sztabu garnuszek herbaty itp. Raz jedyny udało im się nawet zwieść kantyniarza i kupić 2 piwa. Fama oczywiście rozeszła się błyskawicznie i finałem była sytuacja kiedy prawdziwy kapitan spotkał prawdziwego sierżanta /nie mnie/ i zwrócił mu na coś uwagę a ten ze słodkim uśmiechem odpowiedział – odpierdol się !!.
Koniec ćwiczeń.
Muszę przyznać że wiedzę teoretyczną z zakresu ćwiczeń, taktyki, strategi i innej wiedzy militarnej chłonęli z autentycznym zainteresowaniem i czasami do późnej nocy dyskutowali a wykładowcom nie dali się zbywać byle czym.
Więcej żadnych podobnych prób ze szkoleniem studentów w czasie ćwiczeń nie podjęto.
Mnie także z ich powodów było trudniej i swoje zbierałem chociaż pod koniec to już nawet przede mną nie kryli się z propozycji dalszych dowcipów, których opisać w jednej notce nie w sposób.
W czasie powrotu do Opola studenci bawili się setnie opowiadając wszystkie breweryje jakie wyprawiali na poligonie – oficerowie sztabowi niestety w aż tak dobrych humorach nie wracali.




9 komentarzy:

  1. hehehehe :) Studenci jak widać nie zmieniają się :D
    Ale ładny chłopak z Ciebie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wynik całej operacji: 1:0 dla studentów! Wyobrażam sobie jaka mieli zabawę:))) Studenci objęci obowiązkowym szkoleniem w ramach Studium Wojskowego traktowali sprawy wojskowe bardzo niepoważnie, wręcz kabaretowo. A to z tego powodu, że obyczaje, styl mowy i tematy zajęć daleko odbiegały od wybujałych aspiracji intelektualnych studentów. Wojsko to wojsko - wiadomo, że nie uprawia się tam filozofii ale wykonuje proste polecenia. To studentów bardzo bawiło i odnosili się do wojskowych z pewną wyższością. Wojskowi natomiast, świadomi, że "wojska" ze studentów nie zrobią - było pobłażliwi w wymaganiach. Takie są przynajmniej moje wspomnienia z wojskowego szkolenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodam i ja wspomnienie ze Szkoły Oficerskiej...
    Grupa "Bażantów" bardzo szybko ułożyła sobie własny hymn szkoły, jawnie kpiący z tej instytucji i naszej w niej sytuacji. I tak wychodziło, ze na komendę "kompania, śpiew!" najbliżsi komenderującego dukali to, co chciał - reszta kompanii wyła pełnym głosem swoje. Dowództwo postanowiło temu zaradzić. Studenci nie śpiewają wojskowych piosenek? Znaczy, że nie umieją. Trzeba ich nauczyć!
    Któregoś wieczora zjawił się na kompanii sierżant, szef szkolnej orkiestry paradnej, aby nas nauczyć piosenki. Z dumą odczytał pierwszą zwrotkę - typowy kołobrzeski gniot, zaczynało się to od "Nie ma jak, nie ma jak leśne bataliony..." - i poprosił o powtórzenie chórem. Odpowiedziała mu cisza.
    Sierżant wypisał zwrotkę na tablicy, i zarządził chóralne odczytanie. Cisza. Sierżant wiedział wszakże, że studenci czytać umieją, użył więc sposobu. Wskazał palcem jednego z nas, wielkiego bruneta z mocnym zarostem, i polecił mu czytać na głos. Po pierwszym "nie ma jak" nastąpiła chwila przerwy, nerwowe przełknięcie śliny, po drugim jeszcze dłuższa przerwa, a po leśnych batalionach chłopak rozbeczał się rzewnymi łzami.
    Coraz bardziej ogłupiały sierżant zaniepokoił się:
    - Co z wami, podchorąży?
    - Me.. melduję, że .. się wzruszyłem - odpowiedział, łkając, Krzysiek.
    Sierżant zakończył zajęcia i więcej już do nas nie przyszedł :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Panowie, czy możecie jeszcze kiedyś napisać o tych wojskowych perypetiach? Wiem, że to dość nietypowe, ale uwielbiam takie opowieści, Na weselach czy innych uroczystościach rodzinnych celowo prowokuję szwagrów i toczą się rozmowy "jak to w wojsku było" a ja idę do orkiestry i dedykuję szwagrom "Kalina malina".
    Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kneź Maryjan jak do nas wpada towarzysko w Pilaszkowicach też po jakimś okrapianym procentami czasie schodzi na "Kalinę malinę" :D

    OdpowiedzUsuń


Kod do zamieszczania linków - wystarczy skopiować do komentarza, w miejsce XXX wstawić link, który chce się zaprezentować a w miejsce KLIK można wpisać jakiś tytuł, czy objaśnienie lub zostawić bez zmian. Linkiem może być adres strony tego lub innego bloga, adres jakichś treści (zdjęcie, film, wiadomość) z internetu. Może to być też adres komentarza do którego chcesz się odnieść. Znajdziesz go wtedy klikając prawym przyciskiem myszy na datę interesującego cię komentarza.

<a href="XXX" rel="nofollow"> <b>KLIK</b></a>