środa, 16 stycznia 2013

Życzenie śmierci !!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta



Na moich rękach umarł mój wujek Gerhardt /lat 51/. Był chory na gruźlicę i po prostu płuca mu się skończyły. Karetka nie zdążyła dojechać. Do końca starał się łapać powietrze jak karp przedświąteczny i liczył, że może jeszcze trochę, może dzień, może dwa............. może chociaż godzinkę. Ja to oglądałem i widziałem jak walczy.
Eutanazja - /łac./ Dobra śmierć

Co za głupie określenie !!!! – śmierć to śmierć i nie ma dobrej czy złej śmierci. To jest koniec, koniec wszystkiego, finisz, wszystko przestaje istnieć łącznie z rodziną i całym światem.
Być może i psychiczna śmierć następuje wcześniej ale kto wie na pewno co czuje człowiek leżący nie reagujący na bodźce zewnętrzne.


Moja teściowa /lat 85/zmarła wyniku choroby parkinsona a bezpośrednią przyczyną było ugrzęźnięcie w gardle kawałka śledzia i niemożności jego odkrztuszenia. Zmarła na OIOM w szpitalu Wojewódzkim. Była osoba leżącą i czasami klnąca na swój los ale nie słyszałem aby chciała umrzeć.

Testament życia – drugi kretynizm zezwalający na zabicie człowieka.
Sporządzający tzw testament życia jest człowiekiem w pełni władz umysłowych. Jeżeli będzie ta świadomość zachwiana to przestanie być człowiekiem i straci możność odwołania swojego „testamentu życia”.

Pomyślcie - ktoś kto sporządził taki testament leży w ciężkim stanie /np. po wypadku/ i nie potrafi sie ruszyć ani mówić. Dusza i rozum krzyczy – chcę żyć, chcę widzieć moje dzieci i wnuki .................... Boże – pomóż, bo przyjdą i odłączą aparaturę bo napisałem „testamet życia a właściwie śmierci” i rzeczywiście przychodzą i ze łzami w oczach naciskają na „delete”.

Moja mama zmarła /lat 95/ na skutek kilku udarów i ogólnego kończenia pracy niemal wszystkich organów. Była osoba leżącą i w ostatnim stadium niereagującą na czynniki zewnętrzne. Jako syn dam sobie głowę uciąć, że jak pochylałem sie nad nią to widziałem błysk w jej oku...................... .



Jestem katolikiem praktykującym rzadko bo i kościół do swego stołu dopuszczał mnie równie rzadko i pobudki religijne nie kierują moimi poglądami.
Jestem przeciw ingerencji w życie człowieka nawet jeżeli przybiera postać terminalną. Możemy błagać Boga, los, przeznaczenie o łagodna lub nagłą śmierć ale nie zadaną przez innego człowieka. Nawet najprymitywniejsze zwierzę będzie do końca broniło swego życia, walcząc o nie do końca.
Człowiek jest gorszy ??. Są środki aby ulżyć cierpiącym i tylko od nas ludzi towarzyszącym umierającemu zależy czy przygotujemy mu godna śmierć.
Jedynym wsród ludzi mogącym uznać śmierć za lepsze wyjście niż życie jest lekarz w którego skórze w takiej chwili nie chciałbym być.






20 komentarzy:

  1. Bardzo mądry , głęboki i przejmujący tekst Piotrze. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejmujący z ktorej strony? Stary prymityw klikajacy stare pierdoły.

      Usuń
  2. Testament życia to odmowa leczenia uporczywego, kiedy wiadomo, że jest się przy życiu utrzymywanym jedynie przez aparaturę. Nie dając się podłączyć do nich oszczędzamy najbliższym decyzji o odłączeniu. Sobie zresztą też. Testament dotyczy tylko sytuacji nie dających nadziei na wyleczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Avianeczko - przepraszam ale nie zgodzę sie z Tobą.
      Satram sie pisać nie tylko z przekonaniem ale także na podstawie własnych doświadczeń.
      Dziś wiadomo, że smierć to jest obumarcie pnia mózgu i wtedy ciało podłączone do aparatury może byc uznane jako magazyn organów. Testament życia nie musi być potwierdzony i nigdy nie wiadomo czy jego wystawca nie zmienił zdania. Co znaczy nie dających nadziejii, kto o tym ma decydować i kto wie na pewno............
      Wiem to b. trudny temat.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Piotrze mysle,bo jeszcze zyje i funkcjonuje ,poruszam sie i w zasadzie nie za bardzo choruje. Powinno sie miec wole zycia.Nie wiem jak bedzie ze mna.Wiem jedno - kiedys zycie bylo inne.Teraz jest inne.Podtrzymywanie zycia przede wszystkim kosztuje niesamowite pieniadze.To brzmi okrutnie ale kurcze ta Holandia jest tak racjonalna,ze naprawde moze mi sie poprzestawialo w mozgownicy i nabylam troche sposobu ich myslenia.Sa takie przypadki,ze latami mozna byc podtrzymywany aparatura.I teraz - np ,moja corka mieszka w Berlinie ja w Holandii i gdyby przyszlo co do czego to kto sie mna zajmie.Dom opieki.Fizycznie jest niemozliwe i finansowo rujnujaca opieka nad moja skromna osoba.I - przezywajac to swoje zycie nie chce utrudniac zycia mojej corce.Ona ma mnie pamietac taka jaka bylam za zycia.Nie wiem ,byc moze z wiekiem znowu bede inaczej myslala - teraz jednak wole myslec ,ze testament zycia jest jednak wyjsciem ...Poza tym wiem z doswiadczenia jak trudno byc dobrym dzieckiem na odleglosc,jak trudno jest zapewnic opieke osobie tego potrzebujacej i jak trudno zyc z ciaglym niepokojem - co sie stalo te 1500 km tam gdzies na Slasku...

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym wszystkim, czyli eschatos bóg się na nas wypina, a dusza krzyczy ,,chcę żyć''.
    Po co ona krzyczy, wszak jest nieśmiertelna więc kostusze nie podlega.
    Testament życia; odrzucić ten ,,kretynizm''.
    Uzależnić czas przedśmiertelnych konwulsji od samopoczucia lekarza albo limitów leczenia NFZ. I nazwać to medycyną paliatywną dla uznania dominujacej w Polsce moralności katolickiej.
    Albo nie ogarniasz tematu, albo owies z sianem mylisz, przez co sypiesz przykładami ewentualnych form eutanazyjnych, a wnioski wyciagasz z morderstw czy eksterminacji.

    Europejska Konwencja Bioetyczna żąda zgody pacjenta na najdrobniejszą interwencję medyczną. Pod groźbą karnej odpowiedzialności za samowolę interweniującego. Szczególnie dotyczy to terapii godzącej w przekonania religijne, nie przynoszącej żadnej ulgi w śmiertelnej chorobie lub dehumanizacji resztek zycia w człowieku. Liczy się autonomiczna decyzja głównego aktora stanu terminalnego.
    Ot, regulacja prawna jako konsesus społeczny Europejczyków.
    Więc nie istotne, czy mamy pełen tyłek miłosierdzia, czy pół wątroby pogardy, mamy postepować w danym przypadku zgodnie z litera prawa.
    Żąda chory-jak JP II-zaniechania leczenia (,,Pozwólcie mi odejść...''), mamy spełnić to życzenie. Albo wara od skazywania na dalsze cierpienia.
    Decydują się umrzeć na życzenie popadający w wegetatywność bliźniacy z Antwerpii-należy zgodnie z belgijskim prawem zadośćuczynić. Szermujących ,,klauzulą sumienia'' nie prosi się o to.

    Żeby już nie marudzić, zapytam;
    O co Ci chodzi? O wzorowanie się na bogu? Na tym, który dokonał eutanazji na swoim synu?
    Vespa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Żeby już nie marudzić, zapytam;
      O co Ci chodzi? O wzorowanie się na bogu? Na tym, który dokonał eutanazji na swoim synu?"
      Vespa

      Trafiony - zatopiony
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Zacytuje moze Piotrze: ".. Nawet najprymitywniejsze zwierzę będzie do końca broniło swego życia, walcząc o nie do końca...". Owszem, ale tylko warunkowo. Jezeli stanie oko w oko z niebezpieczenstwem. Czyli zdrowe, mlode zwierze, bedzie walczylo o kazda sekunde. Jednakze w obliczu nadchodzacej biologicznej smierci, konca zycia, kazde zwierze wyczuwa nadchodzacy koniec. Czlowiek tudziez, gdyz sa to wrodzone imstynkty. Chory badz stary wilk odchodzi od watahy i szuka odosobnienia, by za nic nie obciazac stada. Ma prawo wyboru. Tak dzieje sie rowniez w wielu plemionach pierwotnych.
    Pani Renata bardzo ciekawie to ujela. Uwazam, ze umieranie( nie mylic ze smiercia) powinno byc godne i zalezec tylko i wylacznie od jednostki. Przyznaje tez racje aviance w kwestii testamentu. Najlepszym wyjsciem byloby jego stale odnawianie, co w ostatecznosci rozwialoby wszystkie watpliwosci, czy dana osoba jest naprawde zdecydowana czy nie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...Chory badz stary wilk odchodzi od watahy i szuka odosobnienia, by za nic nie obciążać stada..."

      Masz rację. Parę lat temu dokonał żywota mój pies. Był z nami 17 lat. Widzieliśmy, że to już długo nie potrwa. Zastanawialiśmy się nad zawiezieniem do weterynarz na uśpienie. Któregoś dnia pies zniknął. Myśleliśmy, że skorzystał z okazji, wyszedł na ulicę - a tam przytrafiło mu się coś złego. Jednak następnego dnia znaleźliśmy go martwego, zaszytego w gęstych krzakach w naszym ogrodzie. A zazwyczaj nie odstępował żony na krok.

      Pozostawiam to bez komentarza. Stwierdzam tylko fakt.

      Usuń
    2. Chyba wszyscy mamy rację a jak będzie "tego nie wie nikt" i to może jest bardzo dobre.
      Troche żałuje tej notki, ale czasami mnie "bierze" i muszę się gdzies wygadac a gdzie to zrobic jak nie wsród swoich !!.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Dokladnie tak, Piotrze. Kazdy ma swoja racje. I kazdy powinien podjac taka decyzje, jaka mu najmilsza. Nie tylko w kwestii umierania, ktore moim skromnym zdaniem jest jednym z najintymniejszych etapow bycia na tym padole, ale rowniez w kwestii wyboru rodzaju leczenia. Czy zawsze musimy wybierac np.chemoterapie? Czasami nalezyloby wsluchac sie w siebie i zdac na wlasna intuicje, zamiast polegac na publicznych lub prawnych dyrektywach dotyczacych naszej absolutnie prywatnej sfery.

      Usuń
    4. Piotrze, wiesz co myślę. Ale dobrze, że i o tym aspekcie umierania wspomniałeś. I ja za prawem walki do końca jestem jak najbardziej. Daj tylko odejść tym, którzy odpuścili. W jednym masz rację. Dobrej śmierci nie ma. Śmierć to śmierć. Ale to nie znaczy, że nie ma stopniowania w tej kwestii. Bywa śmierć tak koszmarna, że najtwardsza wola życia przed nią ustępuje. Wiem, bo widziałem.

      Usuń
  6. Popadam w wegetatywność, bliźniakom z Antwerpii sporo jeszcze do mnie brakowało - pewnie dlatego nie zrozumiałam, Vespo.
    Trafiony-zatopiony, napisał Piotr.
    Ja dryfuję dalej. Magnis itineribus..., napisał poeta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszesz Piotrze, że człowiek "krzyczy". Że "Boże, chcę żyć, chcę widzieć swoje dzieci i wnuki...".
    A pewnie, ze krzyczy. Tylko, że nie krzyczy "Boże, pozwól mi jeszcze pochorować, zeby jeszcze nie umrzeć, widzieć dzieci i wnuki...". On krzyczy "Boże, SPRAW, ŻEBYM WYZDROWIAŁ! bO CHCE WIDZIEĆ JESZCZE DZIECI I WNUKI...".
    Jeśli wie, widzi, ze na wyzdrowienie nie ma szans, błaga o śmierć, jak najszybszą, pomim iż tej śmierci się niewyobrażalnie boi. To taki paradoks, ale człowiek jest gotów poświęcić wszystko, nawet życie, byle "daremnie" nie cierpieć, bo zdaje sobie sprawę, że cierpi nie tylko on.
    Wiem, bo błagałem kiedyś o śmierć, mimo, ze ponad wszystko chciałem żyć.
    Piszesz, że są środki aby ulżyć cierpiącym... Ano są. Tylko skąd wiadomo, czy cierpiący, nie mogący się porozumieć z otoczeniem, podane są w dostatecznej dawce? Kiedy wiadomo, ze środki działają? Wtedy, kiedy chory powie "O! Już nie boli!". Albo "O! Co za ulga!".
    Człowiek bez kontaktu (choć będący nawet przytomny) nie jest w stanie tego powiedzieć. Może więc potwornie cierpieć. Cierpienia nie da się zmierzyć, tak jak temperatury. lekarz nie jest w stanie stwierdzić "dostał środki przeciwbólowe, już go nie boli". Wiadomo przecież, ze organizm się na nie uodparnia i potrzebuje coraz więcej. W końcu nawet morfina przestaje działać. Lekarz moze jedynie przypuszczać "Nie boli go". Jedynie przypuszczać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz nie wierzyć, ale "rozleciałem" się...... i chyba jest to pierwsza notka, której juz drugi raz bym nie napisał.
      To temat za trudny i dla wiekszości osobisty.
      Pozdrowiam

      Usuń
    2. Nie piszę Piotrze, ze z pewnością nie masz racji, piszę, że możesz jej nie mieć. A to różnica zasadnicza.
      A co do "rozlecenia"... Nie pierwszy raz, nie ostatni. Ja też się "rozleciałem" niejeden, ani nie dwa razy.
      Pozdrawiam z K-K.
      Zimno, chociaż tylko 4,5 stopnia - jednak jakoś nieprzyjemnie jest, ale "takie jest odwieczne prawo natury..." :-)

      Usuń
  8. Piotrze, nie chciałbym trywializować. Ale Kobiela w którymś z filmów jak mantrę powtarzał - "jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz".
    Obok wielu problemów przechodzimy w miarę "suchą nogą". Sumienie milczy - wszystko jest O.K.
    Dopiero dotknięcie problemu, z pozoru niewinne, powoduje, że zmieniamy optykę. I często czujemy się głupio.
    Ale tak musi być - jeżeli nie ma innego sposobu by się czegoś nauczyć, to niestety musi boleć. Jednak co cię nie zabije - to cię wzmocni.
    Jak pamiętasz, dyskusję w tym temacie to ja rozpętałem. więc za Twoje "rozlecenie się" czuję sie trochę odpowiedzialny.
    Jednak nie żałuję. Choć nie zbliżyło mnie to na krok do pełnego zrozumienia, do zajęcia jednoznacznego stanowiska - chyba jednak teraz trochę więcej rozumiem.
    Człowiek uczy się całe życie - przynajmniej powinien.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piter!
    Od lat działam we Wrocławskim Hospicjum dla dzieci,i powiem Ci tak,nie żałuj że napisałeś tę notkę....ja się pod nią podpisuję.

    OdpowiedzUsuń


Kod do zamieszczania linków - wystarczy skopiować do komentarza, w miejsce XXX wstawić link, który chce się zaprezentować a w miejsce KLIK można wpisać jakiś tytuł, czy objaśnienie lub zostawić bez zmian. Linkiem może być adres strony tego lub innego bloga, adres jakichś treści (zdjęcie, film, wiadomość) z internetu. Może to być też adres komentarza do którego chcesz się odnieść. Znajdziesz go wtedy klikając prawym przyciskiem myszy na datę interesującego cię komentarza.

<a href="XXX" rel="nofollow"> <b>KLIK</b></a>