Odcinek 61 - czyli, ... i po Świętach
I tak oto, dzięki Bogu udało mi się przeżyć Święta bez zbytniego uszczerbku na zdrowiu.
Co roku sytuacja się powtarza. Co roku też postanawiamy z żoną, że wyciągniemy wnioski ze wszystkich poprzednich Świąt. Koniec z rozpasaniem! Wszak nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu - to przecież grzech! W tym roku ograniczymy przedświąteczne zakupy do niezbędnego minimum!
Jednak teraz na prawdę udało nam się tego dokonać. Razem z żoną, przygotowaliśmy połowę tego jedzonka co w roku ubiegłym. I co z tego? Dwie "drugie połowy" przyniosły synowe. A jedno danie pyszniejsze od drugiego!!!
Perfidne mam synowe. One sobie podjadły trochę w Wigilię, posmakowały wszystkiego. Wszystko też pochwaliły i poszły sobie. A ja zostałem sam z olbrzymimi ilościami niedojedzonych potraw! Sam jak palec, gdyż żona jest cukrzykiem i na pomoc z jej strony w zjedzeniu tego wszystkiego nie miałem co liczyć.
Ale przecież nie może się zmarnować! Wyrzucanie jedzenia to grzech większy od nieumiarkowania!! A każda z potraw, nie wiem jak przechowywana ma przecież swój termin "ważności"!
Właściwie zastanawiam się, czy opublikować to co napisałem. Przecież w okresie strasznej biedy, głodu, gdy dla wielu ludzi pozostają tylko mirabelki i szczaw - takie opisywanie obżarstwa musi być postępkiem amoralnym. Nie wiem co począć.
Wszak w żaden sposób nie mogę się zaliczyć do ludzi, którym żyje się dostatnio. Po pond czterdziestu latach nieprzerwanej pracy pobieram emeryturę, która co prawda jest wyższa od przeciętnej krajowej, ale której i tak daleko do przeciętnego wynagrodzenia. Z tego powodu też do ubogich zaliczyć się nie mogę. Jednak ilu jest w Polsce takich "średniaków"? Jak czytam niektóre komentarze, to wydaje mi się, że jest nas tylko dwóch - Piotr i ja. Wiem, że bogacze to tylko parę procent społeczeństwa - wychodzi mi na to, że ponad 90 % cierpi biedę. To skąd ten tłok w marketach i długachne kolejki przed kasami?
Prawdopodobnie czegoś nie rozumiem. Ale wiem, że na wiernych czytelników mogę liczyć. Na pewno znajdzie się kilku komentatorów, którzy poświęca swój cenny czas, by wyprowadzić mnie z mojego "mylnego błędu".
Do pozostałych mam pytanie - czy stajecie również przed takimi dylematami. Jeżeli nie - to jak to robicie, że na wigilijnym stole jest wszystko co potrzeba a jednocześnie niczego nie jest za dużo. I niczego potem aż do Nowego Roku nie musicie dojadać?
Dzisiaj dowcipu nie będzie. Nie chcę nikogo urazić. Jednak pragnę wlać trochę optymizmu w serca tych, którzy już nie wierzą, że może być lepiej.
Wychodząc dzisiaj rano do sklepu po świeży chleb, zauważyłem na moim skalnym ogródku coś podejrzanego. Zrobiłem zdjęcie - i oto co tam znalazłem. Przypominam - 28 grudnia 2013 roku!!!
A jeszcze tak nie dawno, bo w pierwszy dzień świąt, 31 marca 2013 roku wyglądało to tak:
Od lat "chorowalismy" na to samo. Po świętach okazywało się że żarcia mamy jeszcze na tydzień dla plutonu wojska. Z miejscowych tzn. ja z żona mielismy jedzenia po dziurki w nosie i eksploatowalismy kropelki mietowe oraz Rennie. W tym roku sie zbuntowałem. Nie było od rana żadnej głodówki tylko lekki posiłek. op 12.oo barszcz z uszkami. O 14.3o pierogi i śledzie. po 16.30 karpisko, ziemniaczki i kapucha z grzybkami. o 18.oo makówki. Tak zleciała wigilia bez problemu i obżarstwa. Wiem, że nie taki jest obyczaj kolacji wigilijnej ale wiem także że stare pryki są częściowo zwolnione z czego skorzystalismy i o czym nie bez satysfakcji powiadamiamy;
OdpowiedzUsuńPiotr Opolski + Ali Baba
Ogłosić, że się doszukało w papierach, że tak naprawdę to ma się na imię Szczepan i zacząć spraszać gości na imieniny w tym dniu :)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
P.S. Przed Świętami nie zdążyłem, ale Noworocznej pomyślności jednak pożyczyć sobie pozwolę... I naturalnie: zdrowia, bo chyba będzie potrzebne, jeśli ci goście jednak nie przyjdą...:)
Leszku myślę ze wszyscy borykamy się z tym problemem :) jakoś się zje,a czego się nie zje zawsze można zamrozić,przynajmniej ja tak robie.
OdpowiedzUsuńCo do kolejek w marketach mam pewna teorie...widzisz te święta wszyscy chcą spędzić dostatnio i nawet ci którzy cały rok musza sobie odmawiać to w Boże Narodzenie nie chcą tego robić i często kupują ponad swoje możliwości aby chociaż w te dni mieć namiasteke dostatku. Smutne ale prawdziwe niestety.
jak zyc Premierze Tusk Jak zyc Bieda w kraju Niedożywieni i głodujący.
OdpowiedzUsuńPewno to cudzoziemcy "robią nam frekwencje" w marketach.
A "w poświąteczne śmietniki" strach zajrzeć Ile to tam żywności leży,niektóre ciasta czy wędliny nawet nie rozpakowane z plastikowych opakowań.Trzeba wywalić w śmietnik bo to termin przydatności za tydzień, a w lodówce brak miejsca.
Naturalne lodówki tzn balkony i loggie nie do wykorzystania bo i zima Panie jakaś nie taka.
Ech jak zyc.Drzewiej tak nie bywało.
Tak wieśku - jak żyć, ech jak żyć.
UsuńNie ma już nic świętego, stabilnego - czegoś na czym można się oprzeć. Wokół same zboczenia - kwiaty w grudniu?!!!!
A 'skalniaczek" jakoś tak przypadkowo nie sporządzono na podziemnej sieci ciepłowniczej? Lub innym "przepływającym a ciepłym" medium co to ze starości i braku konserwacji "popuszcza sobie ciepełko"
UsuńW ostateczności to podgrzane słońcem sąsiednie kamienie oddając ciepełko stworzyły swoisty mikroklimat.
W sam raz na prace doktorską dla emeryta hobbisty.Termometr w glebę tudzież inne "przyrząda" i wyjaśniać "kwestie cudu"
Druga wersja to wkopać krzyż,ogłosić iż to"miejsce cudowne" /wystarczy jeden znicz/ i pilnowanie posesji przez zastępy moherów darmowe.To plusy dodatnie.
Plusy ujemne.zadeptanie posesji,tudzież inne zanieczyszczenia"biologiczne" wraz z koniecznością usuwania wypalonych zniczy i kwiatów.
Mozna też te "atrybuty uwielbienia" sprzedawać w przydomowym sklepiku.
Co jako "biznes plan" uprzejmie zapodaje.
No więc nie, Wieśku. Skalniaczek jest na lewym końcu widocznego na ostatnim zdjęciu żywopłotu a rura ciepłownicza biegnie po drugiej stronie ulicy, przed widocznym blokiem.
UsuńPozostają więc tylko dwie wersje - albo "winne" są kamienie, albo cud. Jeżeli to ostatnie, to z obawy przed "moherami" prędzej przykryję "cudowną roślinkę" suchymi liśćmi i ziemia, niż skorzystam z Twego biznesplanu. Jednak nawet za niewykorzystany tez serdecznie dziękuję!
Klik dobry
OdpowiedzUsuńLeszku, ja w tym roku poszedłem o krok dalej i nie robiłem wcale zakupów świątecznych. Dzięki czemu obżarstwo czekało mnie jedynie podczas obowiązkowych wizyt u rodziny i znajomych. Dzięki czemu dało się wytrzymać "wigilijny post" a i portfel był grubszy podczas kupowania moim bliskim prezentów świątecznych :-)
Nauczony tegorocznym doświadczeniem, przymierzam się do powtórzenia w/w metody przy Świętach Wielkanocnych :-)
Pozdrawiam
Krzysztof z Gdańska
P.S. A gazetki osiedlowej w sieci ciągle nie ma :(
Krzysztofie
UsuńTo stara a znana metoda.Niezbyt tolerowana i przyjmowana w rodzinie.nazywa się to "metoda na krzywy ryj"
Mamy takiego jednego kolegę.Nazwanego" Dżinem z butelki" a to dlatego, ze ilekroć i gdziekolwiek otwieramy butelkę on zawsze się pojawia
Witam Wieśku
UsuńWizyty były z założenia obowiązkowe, więc rodzina już w chwili zapraszania była przygotowana na gości objadających się na "krzywy ryj". W moim wypadku zaplanowana ilość (obowiązkowych) wizyt spowodowała, że właściwie przez całe święta gdzieś się musiałem obżerać i właściwie nie odczułem braku własnych potraw świątecznych ;-)
Pozdrawiam
Krzysztof z Gdańska
I po Sylwestrze!
OdpowiedzUsuńSerdeczności noworoczne dla p.t. Autorów! :)
Minęły Święta, minął Sylwester, Leszku, przed nami stara bida!
OdpowiedzUsuńtrzim sie
Andrzeju - stara bida, ale w nowej odsłonie!
UsuńCzy to nie brzmi optymistycznie?
Wg St. J. Leca optymizm i pesysymizm różnią się tylko w dacie końca świata! Tego chyba nawet nasze praprawnuki nie dożyją. A my sobie z tym jakoś poradzimy, dostatecznie nas komuna zahartowała!
OdpowiedzUsuńWiesz Andrzeju, że przypominam sobie pewien fakt z okresu komuny. Szczegóły zatarły mi się w pamięci, ale miało to mniej więcej taki kształt:
UsuńKtóreś z rzędu plenum KC podjęło cały pakiet uchwał dotyczących wsi. Oczywiście chodziło o to, by nie brakło sznurka, nawozów, by skupy funkcjonowały jak należy i by chłopom lepiej się pracowało na rzecz planu 5-cio letniego.
Potem jakiś dziennikarz wybrał się na wieś by zapytać chłopów jak oceniają tą doniosłą inicjatywę KC.
Jeden z chłopów odpowiedział:
- Panie, ja tam do polityki się nie mieszam. Chciałbym tylko, by niczego już nie uchwalali, zostawili jak jest. My już sobie jakoś radę damy!
I to puścili w radio!