Odcinek 66 - czyli psy szczekają, karawana ...
Wszystkie media, większość blogów (nie wyłączając naszego) w ostatnich tygodniach poświęca 80% swego czasu na komentowanie wydarzeń na Ukrainie. Nie chcę tego krytykować. To co dzieje się za naszą wschodnią granicą może w przyszłości zaważyć - i to bardzo - na naszych losach.
A tymczasem przyroda zdaje się tego nie dostrzegać. Podejrzewam nawet, że całkowicie to "olewa". Ona ma swoją własną wojnę.
W wojnie tej "polityka lokalna" - czyli przeżycie jakiejś pojedynczej roślinki - walczy z "polityką globalną" - czyli klimatem i jego wybrykami.
Wojnę taką miałem okazję obserwować na swoim
"skalniaku". Udało mi się ją udokumentować zdjęciami.
Widać na nich, jak roślinka oszukana wybrykami klimatu zakwitła pod koniec grudnia ubiegłego roku. Grudzień w przyrodzie to czas snu, hibernacji. Każde odstępstwo od tej zasady może mieć katastrofalne następstwa. I tak się stało - "sen o wiośnie" skończył się w połowie stycznia. Z wielką niecierpliwością czekałem na to, co będzie dalej. W połowie lutego zeszły śniegi i wyglądało jakby jeden kwiatek wybudził się bez szwanku z tej hibernacji. Oczywiście - to było tylko złudzenie. Jeszcze w połowie marca, okresie w którym te same roślinki u sąsiadów były w pełnym rozkwicie - u mnie nic się nie działo. Przyszło roślince zapłacić za grudniowy wybryk. Ale już 20 marca pojawił się długo oczekiwany kwiatek. Jeszcze raz okazało się, że globalne szaleństwo, nie przemogło lokalnych potrzeb. I pomimo ujadania psów - karawana, jak co roku ruszyła w swój kolejny "rejs". |
Ponieważ nadchodząca wiosna budzi do życia nie tylko przyrodę, ale też i wenę u poetów, stąd poniższy dowcip:
Spotyka się dwóch młodych, awangardowych poetów.
- Wiesz! Kupiłem twój tomik wierszy!!
- Aaaaa ..... To byłeś ty.
Mam wątpliwości etyczne co do publicznego podawania IP kogoś kto akurat czyta Twoją notkę. Nie podoba mi się to i postaram się już nie wchodzić na ten blog. Nie życzę sobie by wszyscy znali moje IP tym bardziej, że zawsze ujawniam kim jestem . Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMirasko, chy każdy widzi tylko SWÓJ IP, inne nie są widoczne
Usuńja widzę teraz swój a nikt inny tego nie widzi
to chyba ma nam po prostu uświadomić że można zidentyfikować nasz IP, bo przecież można, w WP przy każdym komentarzu, który odczytujesz zalogowana jest podany IP, zawsze tak było na blogspocie nie.
UsuńCheroneo - każdy, kto otworzy ten post (i inne) zobaczy tylko swój nr IP.
UsuńPrzeczytaj uważnie, co jest napisane nad okienkiem z numerem IP?
... Sprawdź nr IP Twojego komputera...
Słowo Twojego widzi każdy czytelnik. I jak sprawdzi - to okaże się, że jest tam jego, a nie Twój numer. Ja też widzę tylko swój numer i nie mam pojęcia jaki jest Twój.
Nie oznacza to, że niemożliwe jest jego uzyskanie. Jest to bardzo trudne, ale możliwe. Chciałem to właśnie uświadomić różnym trollom, bym nie musiał jak Malina wprowadzać moderacji komentarzy. By nie utrudniać sympatycznym czytelnikom komentowania. Bowiem nie zawsze jestem na standbayu - by na bieżąco akceptować komentarze. Może więc czasami okazać się, że komentarz będzie zawieszony w próżni przez 24 godz, albo i dłużej.
Tak więc całkowicie nie rozumiem Twojej reakcji. Naprawdę, gdybyś zastanowiła się w spokoju, choćby tylko przez chwilę - sama doszłabyś do wniosku, że nie ma mowy o naruszaniu czyjejkolwiek prywatności.
P.S.
Wydawało mi się, że chyba zdążyłaś już nas na tyle poznać, by nie posądzać o jakieś niecne zamiary - szczególnie wobec Ciebie. Teraz mnie jest przykro, że tak łatwo wystawiłaś nam taką ocenę.
Mimo wszystko, będę zaglądał na Twój blog - może tylko będę ostrożniejszy i mniej spontaniczny w wyrażaniu swego zdania.
Pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLESZKU - przypomniał mi się mój bratanek, który posadził kilka krzaków truskawek i założył specjalną księgę obserwacji i hodowli. Niestety, jak truskawki zakwitły przyszły sarny i wszystkie kwiatki wszamały. Dlaczego ? tego nikt nie wie, obok kwitły dzikie poziomki i nic. W następnym roku zagrodziło się krzaczki i truskawki były supeeeer
OdpowiedzUsuń.
Ja kiedyś posadziłem późna sałatę, na jesień. Rosła i pięknie główki się zwijały, aż miło! Zaglądałem do niej i obiecałem znajomym sałacianą ucztę, aż wreszcie pojechałem ja zbierać. Zachodzę na grządkę, a tam same dolne liście - reszta ścięta równiutko i metodycznie! Ki diabeł? Po jakiego gwinta komuś była moja sałata? Może krowa sąsiada? Pytam ich Młodego czy nie wie co to? Nie wie. Rozglądamy się, żadnego śladu krowy czy konia, żadnych ludzkich. Wreszcie wypatrujemy że są drobne kopytka - sarenki! Żarłoczne stado pożarło wszystkie sałaty, tylko listki przy ziemi zostały - przecież zapiaszczonych jeść nie mogły! :D
UsuńDzień dobry
UsuńSarenki i inne leśne zwierzęta mają taki zwyczaj (poniekąd zrozumiały), że w pierwszej kolejności zjadają najmłodsze oraz najbardziej jędrne części roślin. Stąd w pierwszej kolejności połakomiły się na pędy i kwiaty truskawek gardząc całą resztą i dużo mniejszymi kwiatkami poziomek leśnych.
Znajomi leśnicy opowiadali, że ten sam problem występuje w młodnikach, które m.in. z tego powodu są grodzone płotami. Jak zwierzę dostanie się za ogrodzenie, to w pierwszej kolejności zjada górne pędy ze stożkiem wzrostu a całą resztę zostawia (czyniąc je bezużytecznym dla leśnictwa). Niekiedy w ten sposób cała, wielka, połać młodnika idzie na straty.
Pozdrawiam
Krzysztof z Gdańska
Ale fajne te botaniczne historyjki. Ja też opowiem! Zbuntowany storczyk, który odmówił kwitnięcia przez kilka lat został karnie usunięty na parapet na klatce schodowej. I co? Po pół roku tego zesłania, storczyk wypuścił pęd pionowy, który może się okazać kwiatowym. Obserwacja trwa.
OdpowiedzUsuńHistoryjka to botaniczna czy raczej pedagogiczna?
Bet - mnie przydarzyło się coś podobnego. Swego czasu hodowałem kaktusy. Miałem wiele odmian, w tym kilka naprawdę ciekawych. Tą sama pasją zarażona była moja sąsiadka. Od piętnastu lat, w dużej donicy rósł jakiś sukulent. Później dowiedziałem się, że nazywa się Epiphyllum ackermanni. Rozrósł się bardzo, ale z powodu błędów w hodowli, nie zakwitł jej ani razu.
UsuńBez żalu oddała go więc mnie. Na drugi rok widziałem w jej oczach łzy - np, prawie łzy.
Każdy kto chce wiedzieć co ją tak wzruszyło, może to obejrzeć tu:
http://ogrodymarzeni.blogspot.com/2013/12/epiphyllum-czyli-troche-egzotyki-zima.html
Czasem nawet zmiana miejsca pobudza roślinę do życia. Ja wole jednak wierzyć, że to wynik moich metod wychowawczych:)))
UsuńPoczułem się przymuszonym przeliczyć i wyszło, żem nie tyle Ukrainie, co własnym o tem przemyśleniom jednej noty w lutym i jednej w marcu poświęcił, co nawet dziesiątej części mej bazgraniny nie czyni... W tematach, których nie dostrzegam za to, nie widzę zachwytów nad tegoroczną wiosenną, szczęśliwie nieobecną, powodzią, albo spławianiem Marzann płci obojga...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Marzannę jedną kiedyś spławiłem, ze skutkiem radykalnym - teraz jej już nie oglądam! :D
UsuńMarzannę ja znów znałem w żywocie jednej, aliści żeśmy jej nie topili, jeno spili... Co, wnosząc ze stanu zwłok, różnicy wielkiej nie czyniło...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Kneziowi się nie dziwię. Wszak to znany Okrutnik, ale Ty, mości Wachmistrzu?
UsuńNo cóż... Mogła nie zaczynać...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Mam mieszane uczucie topiąc Marzannę, to takie nie humanitarne! Zapraszam na mój blog
OdpowiedzUsuńhttp://okonawszystko.pl