Odcinek 6 - czyli radośnie
Piszę ten odcinek 22 maja 2012 roku, czyli równo tydzień po wielkim wydarzeniu. Wydarzeniu jakim jest dla każdego dziadka urodzenie kolejnego wnuka. I zaręczam wszystkim którzy jeszcze nie dorośli do tego zaszczytu - od takiego przybytku, głowa naprawdę nie boli. Swoje felietony postanowiłem kiedyś zamieszczać w każdy piątek. I słowa dotrzymuję (jak na razie). Ale nikomu nie przysięgałem w sprawie terminu ich pisania. Poprzedni odcinek czekał prawie tydzień na opublikowanie. Więc w chwili narodzin wnuczki, materiał był już "w blokach startowych". Jednak dłużej czekać już nie mogłem. Wnuczka obchodzi swój pierwszy tydzień na tym najlepszym ze światów. czas więc "chwycić za pióro"!
Spojrzałem na napisany już fragment i w oczy rzuciło mi się parę "wytłuszczonych" słów. Zrobiło mi się trochę wstyd. Głowa co prawda nie boli, ale boleć przestała dopiero przedwczoraj. Rodzina, drudzy dziadkowie - każdy MUSIAŁ podzielić się swoją radością. I ja też MUSIAŁEM podzielić się z nimi. Ponadto nie ma co się dziwić, że będąc samemu dziadkiem ma się również sporo "dziadowskich" przyjaciół. Oni też MUSZĄ ze mną a ja z nimi. Dlaczego - wiadomo - TRADYCJA!!!
Miałem na ten czas zaplanowanych parę "pożytecznych" spraw do załatwienia. Mechanik samochodowy (hamulce - podstawa bezpieczeństwa), ogródek (grozi mu zdziczenie nieodwracalne) i tym podobne. Oczywiście, wszystkiego na raz nie da się zrobić. A TRADYCJA zawsze ma pierwszeństwo. I tak mimochodem trąciłem o genezę powstania felietonu - brak czasu u emeryta. Warto by było trochę podywagować na ten temat.
Jednak wzorem poprzednich odcinków powiem krótko - uwiodła mnie tym razem panna Zuzanna. I trudno mi się skupić na czymś innym. Jednak muszę maskować ten swój "stan uwiedzenia". Nadal bowiem jestem dziadkiem dla pozostałych wnuków. I one w żaden sposób nie mogą wyczuć nawet jakiejkolwiek zmiany w zachowaniu dziadka. Wymaga to dużych talentów politycznych. Bo jak właściwie odpowiedzieć na pytanie:
- dziadek, a jak się Zuzia już urodziła, to czy wujek będzie jej tatusiem, a ty wujkiem?
Wbrew pozorom, nie jest to pytanie o koneksje rodzinne, czy stopień pokrewieństwa. Do tej pory to wnuk miał dziadka. A teraz wyrasta pretendent do tego samego dziadka! I nie ma znaczenia, czy ten dziadek to super dziadek, fajny dziadek lub tylko dziadek. To jest mój dziadek!
Można spróbować odłożyć sprawę ad calendas graecas. Błąd - potem będzie jeszcze gorzej. Teraz widać co miałem na myśli mówiąc o talentach politycznych.
I bardziej zrozumiałe staje się moje westchnienie, aby był wymóg posiadania przez posłów, przynajmniej jednego wnuka. Dodam jeszcze, że ten obowiązek nie powinien być krótszy niż dwie godziny dziennie.
Spojrzałem na napisany już fragment i w oczy rzuciło mi się parę "wytłuszczonych" słów. Zrobiło mi się trochę wstyd. Głowa co prawda nie boli, ale boleć przestała dopiero przedwczoraj. Rodzina, drudzy dziadkowie - każdy MUSIAŁ podzielić się swoją radością. I ja też MUSIAŁEM podzielić się z nimi. Ponadto nie ma co się dziwić, że będąc samemu dziadkiem ma się również sporo "dziadowskich" przyjaciół. Oni też MUSZĄ ze mną a ja z nimi. Dlaczego - wiadomo - TRADYCJA!!!
Miałem na ten czas zaplanowanych parę "pożytecznych" spraw do załatwienia. Mechanik samochodowy (hamulce - podstawa bezpieczeństwa), ogródek (grozi mu zdziczenie nieodwracalne) i tym podobne. Oczywiście, wszystkiego na raz nie da się zrobić. A TRADYCJA zawsze ma pierwszeństwo. I tak mimochodem trąciłem o genezę powstania felietonu - brak czasu u emeryta. Warto by było trochę podywagować na ten temat.
Jednak wzorem poprzednich odcinków powiem krótko - uwiodła mnie tym razem panna Zuzanna. I trudno mi się skupić na czymś innym. Jednak muszę maskować ten swój "stan uwiedzenia". Nadal bowiem jestem dziadkiem dla pozostałych wnuków. I one w żaden sposób nie mogą wyczuć nawet jakiejkolwiek zmiany w zachowaniu dziadka. Wymaga to dużych talentów politycznych. Bo jak właściwie odpowiedzieć na pytanie:
- dziadek, a jak się Zuzia już urodziła, to czy wujek będzie jej tatusiem, a ty wujkiem?
Wbrew pozorom, nie jest to pytanie o koneksje rodzinne, czy stopień pokrewieństwa. Do tej pory to wnuk miał dziadka. A teraz wyrasta pretendent do tego samego dziadka! I nie ma znaczenia, czy ten dziadek to super dziadek, fajny dziadek lub tylko dziadek. To jest mój dziadek!
Można spróbować odłożyć sprawę ad calendas graecas. Błąd - potem będzie jeszcze gorzej. Teraz widać co miałem na myśli mówiąc o talentach politycznych.
I bardziej zrozumiałe staje się moje westchnienie, aby był wymóg posiadania przez posłów, przynajmniej jednego wnuka. Dodam jeszcze, że ten obowiązek nie powinien być krótszy niż dwie godziny dziennie.
Najserdeczniejsze życzenia dla rodziców, dużo zdrowia dla wnusi, a dla dziadka jednego i drugiego :)
OdpowiedzUsuńW imieniu wszystkich wymienionych - serdecznie dziękuję!
UsuńA może jest to pierwszy pretekst do nauki dzielenia się z kimś tym, co kochamy? Dotyczy to oczywiście zazdrosnego wnuka...
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jednak wymogu posiadania wnuków przez posłów? Czy to jakaś szczególna nobilitacja jest ?
Droga Bet!
UsuńNie rozumiem jednak wymogu posiadania wnuków przez posłów?
Gdybyś czytała wszystkie odcinki po kolei, nie zadawałabyś tego pytania!
Odcinek 4 kończę takim rozważaniem:
- "dziadek, a do czego są te duże kamienie?"
- wiesz, dziadek kiedyś chciał założyć skalny ogródek i dlatego zbierał takie wielkie kamienie.
Czy muszę wyjaśniać, dlaczego emeryt ma mało czasu i czym się po takich wyjaśnieniach muszę teraz zajmować? Z bólem (w plecach, głównie) stwierdzam, że braku czasu nie rekompensuje w najmniejszym nawet stopniu, "darmowa" nauka trudnej sztuki "ważenia słowa". Każdego wypowiedzianego słowa.
I to właśnie plus kolejne doświadczenia dedykowałem posłom.
Ten odcinek o kamieniach akurat czytałam....hi,hi... Słowa ważyć należy, owszem, ponosić konsekwencje wypowiadanych słów także. Ale co tu winne są dzieci? Teraz już zażartowałam ale już rozumiem co miałeś na myśli.
UsuńTak.... Czytając swoje własne wcześniejsze teksty, zauważyłem, że często (może zbyt często) stosuję skróty myślowe. Ja wiem co chciałem przekazać, więc są one dla mnie całkowicie czytelne.
UsuńPowinienem chyba nauczyć się czytać przed publikacją oczami czytelnika.
Gdyby posłowie mieli obowiązkowo wnuki, wtedy nie byłoby ślicznego Hofmana i paru innych młodych głupców - to raz! Poza tym usłyszeliby ciekawe rzeczy i rozsądne uwagi i pytania. Starzy głupcy też nie przysparzają chwały parlamentowi (Bender, Romaszewski), ale są mniej nachalni, poza Niesiołowskim. Wiedzieliby nieco więcej o problemach rodziców z wychowaniem dzieci, bo z perspektywy dziadka, świat dziecięcy wygląda zupełnie inaczej. Po mistrzowsku można sobie poradzić dopiero, gdy się ma prawnuki (jak ja).
OdpowiedzUsuń