Ponad miesiąc minął od czasu gdy postanowiłem napisać coś o uroczej miejscowości na Kaszubach - Krokowej - oraz o historii mieszkańców znajdującego się tam pałacu. Oprócz niezwykłych walorów estetycznych, ważnym powodem do podjęcia tego tematu były skomplikowane losy mieszkańców Kaszub w burzliwym XX wieku. Dodatkowym asumptem była "słynna", chamska wypowiedź Jacka Kurskiego znana skrótowo jako "dziadek z Wehrmachtu".
W pierwszej części opisałem moje pierwsze spotkania z tym miejscem. W tej części chcę napisać trochę o historii i ludziach. Zaznaczam, że nie prowadziłem żadnych badań historycznych. Opieram się w głównej mierze na rozmowach z mieszkańcami tych okolic, lecz głównie na publikacjach Barbary Szczepuły w "Dzienniku Bałtyckim".
Zatem cofnijmy się do roku 1725. Wtedy to umiera kapitan wojsk polskich Krzysztof Krokowski ostatni z linii Krokowskich z Krokowej. Majątek przejmują krewni z linii niemieckiej. Podczas I Rozbioru Polski, Kaspar Reinhold von Krockow składa przysięgę wierności królom pruskim. Po jego śmierci, w 1982 roku majątek wystawiono na licytację. Stanęła do niej Luiza von Krockow z zachodniopomorskiej (okolice Słupska) linii Pieszcza. Jako ciekawostkę przytoczyć można to, że w owym czasie kobiety nie miały prawa do tego rodzaju czynności prawnych. Luiza jednak potrafiła przekonać króla pruskiego i ten nadał jej w specjalnym akcie "prawa męskie". W roku 1786 tenże król pruski, Fryderyk nadaje wszystkim liniom Krokowskich tytuł hrabiowski.
Hrabina Luiza von Krockow była kobietą światłą i energiczną. Przebudowuje pałac i zakłada wspaniały park krajobrazowy, słynny na całą osiemnastowieczną Europę. W roku 1791 zaprasza do Krokowej niemieckiego filozofa Johanna Gottlieba Fichte, jako nauczyciela domowego dla swoich dzieci.
Dlaczego historię rodziny Krokowskich zaczynam od roku 1725? Bowiem przedtem dobra te należały do linii Krokowskich z Krokowa. Krokowscy owi byli mocno powiązani i przywiązani do Polski. Osiągają wysokie stanowiska w służbie królów polskich. Chociaż zapowiedź rozdarcia mamy już pod Grunwaldem. Tam przedstawiciel pomorskiej linii walczył u boku Jagiełły, a krewny jego z linii niemieckiej po stronie Krzyżaków. W roku 1448 poprzez małżeństwo z Katarzyną, córką wdowy po ostatnim dziedzicu Krokowej, właścicielem dóbr krokowskich został rycerz Jerzy z Wikrowa, Podkomorzy Wielkiego Mistrza. Ale już jego syn jest dworzaninem króla Jana Olbrachta. Po roku 1725 ta huśtawka tożsamości narodowych osiągnęła wielka, tragiczną nawet amplitudę. Chociaż w większości von Krockowowie skłaniali się ku Prusom, dwa razy dziedziczki dóbr wychodziły za mąż za Polaków (raz za Wejhera,
drugi raz za Dąbrowskiego) i doprowadzały do przejścia majątku w
polskie ręce.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, włascicielem majątku był hrabia Döring von Krockow. W roku 1926 wraz z całą rodziną przyjmuje obywatelstwo polskie. Dlaczego tak późno? Może jednak bardziej czuł się Niemcem niż Polakiem? A taki był wymóg władz polskich. Hrabia Döring jednak decyduje się pozostać w Polsce, na Kaszubach, na ziemi należącej ponad 700 lat do jego rodziny. Jego dzieci zdają maturę zarówno w języku niemieckim jak i polskim.
Rok 1939 otwiera nowy rozdział. Jeden z synów hrabiego Döringa - Reinhold - walczy jako oficer w Wojsku Polskim. Jego brat Heinrich - jako oficer niemiecki bierze udział w napaści Niemiec na Polskę. Reinhold kampanię wrześniową skończył w niewoli niemieckiej. Dzięki protekcji brata (który udowadniał władzom niemieckim, że brat nie jest Polakiem) wrócił do domu. Jednak aby udowodnić swą niemieckość, musiał zgłosić się do służby w Wehrmachcie. Okoliczności tego zgłoszenia nie są do końca jednoznacznie poznane. Kaszubi z Krokowej, z którymi rozmawiałem stanowczo twierdzili, że Reinhold (Rajnold, jak mówili) zgłosił się do Wehrmachtu w zastępstwie swego ekonoma czy zarządcy majątku. Człowiek ten, rodowity Kaszuba, który czuł się Polakiem dostał powołanie do armii. Ponieważ był ojcem pięciorga dzieci, a hrabia musiał jakoś odpłacić się władzom za zwolnienie z niewoli - więc skończyło się tak jak się skończyło. Dla Rajnolda w 1944 pod Leningradem. Jego protektor Heinrich zginął rok wcześnie gdzieś na Litwie. Pierwszą ofiarą wojny był najmłodszy z synów hrabiego Döringa - Ulrich. Zginął pod Monte Cassino, ale rok przed słynną bitwą. Wojnę przeżył tylko jeden syn - Albrecht. Jednakże wraz z ojcem w 1945 roku muszą opuścić rodzinną ziemię.
Tak rozpoczyna się ostatni, współczesny akt dramatu, który na pewno nie jest dramatem typowym dla losów ludzi zamieszkujących te ziemie. Większość z nich przeżyło większe tragedie. Jednak na przykładzie tej rodziny widać, że dobra wola, życzliwość i brak uprzedzeń potrafią przełamać każde bariery. O tym przełamywaniu barier w stosunku do ludzi, ale też i do murów, które nie dzielą a łączą w następnym odcinku.
Z przyjemnościa czytam takie rzeczy - czuję sie ubogacony w historii swojej ziemi.
OdpowiedzUsuńDzięki
Czekam na kolejny odcinek.
OdpowiedzUsuńZmarła właśnie arcyksiężna Maria Krystyna Habsburg - z tych Habsburgów którzy czuli się Polakami i niezłomnie tę polskość wyznawali. Tu trochę informacji o tej gałęzi rodu Habsburgów
Tydzień temu mieliśmy okazję "otrzeć się" o tę historię - zwiedzaliśmy browar w Żywcu i sam Pałac Habsburgów, gdzie przez ostatnie lata mieszkała księżna Krystyna Habsburg.
W przygotowaniu jest jeszcze jeden - ostatni - odcinek obejmujący okres powojenny. Być może jakoś zmobilizuję się i (jeżeli będzie takie zapotrzebowanie) przygotuję linki do materiałów na które trafiłem oraz może skrócone kalendarium opisywanych tu wydarzeń. Może?!
UsuńTym nie mniej dziękuję za zainteresowania. To jest ta historia, której rozszerzenia w szkołach domaga się PiS - przynajmniej mam taką nadzieję!
Żarty się Ciebie trzymają :)
UsuńBroń mnie Panie Boże, bym w tak poważnym temacie jak edukacja ("takie będą Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie" - mówi Ci to coś?) pozwalał sobie na żarty.
UsuńJednak dobrze odgadłaś - jest tu ukryte drugie dno.
Kiedyś na naszym blogu panoszył się troll. Traktowaliśmy go z Piotrem dosyć ostro. Przynosiło to skutek odwrotny do zamierzonego.
Zmieniliśmy taktykę - zaczęliśmy go dopieszczać. Efekt - zniknął. Teraz nam go trochę brakuje!
Nie będę się silił na pointę, stać Cię na własną! ;]
Pozdrawiam
Fantastyczna notka Leszku - pies jestem na takie historie ... w moich okolicach najsłynniejsi byli Hochbergowie, a księżna Daisy szczególnie. poznałam ich historię gdy opracowywałam projekt kamienicy zwanej Pałac Hochbergów, to piękna kamienica, jedna z ładniejszych barokowych w moim mieście. Z Hochbergami miałam do czynienia w Książu no i w ogóle szwendali się tu u nas gdzie tylko mogli ale cuda architektoniczne po sobie zostawiali.
OdpowiedzUsuńDruga bardzo ciekawa postać , z którą miałam do czynienia przy projekcie, to hrabia von Moltke, ten od spisku na Hitlera. Spiskowcy spotykali się w Domu na Wzgórzu w Krzyżowej. Arcyciekawa historia, hrabiego, spisku no i ;o)) oczywiście mojego projektowania z przygodami. Szkoda, że to wszystko odpływa i nikt się za bardzo nie interesuje
POZDRAWIAM - IDĘ ZAPROMOWAĆszkoda, że tylko jeną promocję
Przepraszam wszystkich czytelników za brak zapowiadanego ciągu dalszego. Niestety, "przy okazji" awarii komputera, straciłem cały zgromadzony materiał faktograficzny. Odnowienie tych zbiorów, jednak okazało się trudniejsze niż myślałem.
OdpowiedzUsuńNie chcę tu składać deklaracji bez pokrycia, ale mnie samemu byłoby szkoda włożonej juz pracy, gdyby cykl miał się przedwcześnie zakończyć.
Niesamowita opowieść. Pokazuje, jak skomplikowana jest, nawet rodzinna historia. Mam nadzieję, że uda się Panu jednak dopisać do niej ciąg dalszy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWeszłam na tę stronę po przeczytaniu książki Marii Nurowskiej "Niemiecki taniec". Dziękuję Panu:)
OdpowiedzUsuńTo ja bardzo dziękuję.
UsuńMinęło już prawie półtora roku od publikacji tej notki. Dwa komentarze wyżej, tłumaczyłem się z braku dalszego ciągu. I muszę przyznać ze wstydem, że przez ten czas trochę zapomniałem o tej opowieści.
Pani komentarz zawstydził mnie jeszcze bardziej. Bo wykazał nie tylko moje lenistwo ale też - niestety - pewien brak szacunku wobec czytelników tego bloga. Teraz nie mam wyjścia. Choćby miało to trwać drugie tyle, choćby miało to kosztować mnie wiele pracy - muszę cykl dokończyć.
Pozdrawiam z wielką pokorą!
Musze powiedzieć,że to miejsce zauroczyło mnie, od pierwszego razu kiedy tam byłam. Krokowa, w której mieści się przepiękny kompleks pałacowy, to wieś położona od Ostrowa, gdzie pracuje we wakacje, o zaledwie o 7km, przy skrzyżowaniu dróg wojewódzkich nr 213 i nr 218. Mamy hotel i restaurację, z tym, że obiekt funkcjonuje tu na nieco odmiennych zasadach. I chwała za to. Można umówić się na zwiedzanie obiektu z przewodnikiem i odwiedzić nie tylko pałac, ale także tutejsze Muzeum Regionalne. Pałac prezentuje się zachwycająco! Pisał o tym miedzy innymi Stefan Żeromski, który był częstym gościem pałacu. - „Pałac od strony ogrodu miał kształt podkowy. Dwa jego boczne skrzydła stały naprzeciwko siebie. W tych dwu skrzydłach mieściły się sypialnie i pokoje gościnne, podczas gdy główny, środkowy korpus pałacu zawierał salony i jadalnie. Miejsce zawarte między skrzydłami i korpusem gmachu wypełniły kwietniki i gazony z egzotycznymi krzewami"
OdpowiedzUsuńTak - jest w tym miejscu odczuwalne coś, co można nazwać genius loci.
UsuńDotyczy to nie tylko architektury, otoczenia ale też i dziejów tego miejsca i jego mieszkańców.