wtorek, 18 września 2012

Kościół a polityka

autor



    Czy kościół (jakikolwiek, nie tylko KK) może zajmować się polityką?
Pytanie głupie, bowiem nie wiemy czym ma być to "zajmowanie się" oraz co mamy na myśli mówiąc polityka.

    Pierwsza kwestia - łatwiejsza. Kościół ma prawo wypowiadać się we wszystkich sprawach dotyczących wiernych. Ale wypowiedzi te, powinien kierować do wiernych właśnie. W żadnym wypadku nie powinien wywierać nacisków na urzędników państwowych czy parlamentarzystów - jako przedstawicieli społeczeństwa. Problem jednak leży chyba w tym, że zajęty od stuleci gromadzeniem dóbr doczesnych hierarchowie kościoła zapomnieli trudnej sztuki poruszania ludzkich sumień. Gdyby tą zdolność nadal posiadali, wierni wysłuchawszy swoich pasterzy, wybrali by takich parlamentarzystów, jakich chce hierarchia kościelna. Jeżeli nasi "wybrańcy" nie są nimi oznacza to, że elektorat ma gdzieś - i to bardzo głęboko - nauczanie kościoła. Konkludując - w większości kościół ma prawo się wypowiadać, natomiast nie ma żadnego prawa by się wtrącać.

    Druga wątpliwość jest trudniejsza. Nie można jej opisać paroma zdaniami. Jednak spróbuję.

    Polityka to obszar działalności człowieka składający się z różnych dziedzin. 1 - Jest dziedzina np. stosunków między narodowych. Tu każdy intuicyjnie od razu odpowie - kościołowi wara od tego poletka. Jezus bowiem wyraźnie powiedział - "Królestwo moje nie jest z tego świata" oraz, "Oddajcie cesarzowi co cesarskie a Bogu co boskie".
2 - Jest też polityka gospodarcza. Nie wiem ile godzin wykładów ekonomii i zarządzania mają klerycy w seminarium, by potem z ambon pouczać ludzi zawodowo parających się "gospodarką". Nie chcę zanudzać - ale każdy zna słowa Jezusa o tym, by nie martwić się o dobra doczesne (słowa o ptakach niebieskich albo "zostaw swą majętność i chodź za mną" itp.). Tu chyba trochę przesadziłem z tym "każdy". Biskupi - chyba nie! Widać więc, że i w tej dziedzinie kościół nie ma żadnych uprawniań by się wtrącać. Wypowiadać w znaczeniu jak wyżej - owszem, ma.
3 - Trzeci obszar polityki, który z poprzednimi pokrywa prawie całość spraw obywateli - to polityka społeczna. Tutaj uprawnienia kościoła są największe. Kościół ma prawo pomagać biednym, chorym i strapionym. Może prowadzić działalność dobroczynną (nieocenione siostry zakonne, wspomagające personel szpitalny). I to w znaczeniu czysto materialnym, ale przede wszystkim w znaczeniu duchowym. Człowiek w potrzebie nie powinien pozostawać osamotniony. Dlatego - wg mnie - w tej dziedzinie zarówno wypowiadanie się jak i działanie bezpośrednie jest rzeczą normalną. Nawet przygotowanie jakichś obywatelskich projektów ustaw jest tu na miejscu. Lecz znowu z zastrzeżeniem - bez żadnych bezpośrednich nacisków na wykonujących mandat poselski.

    Tak ja to zawsze widziałem i widzę do tej pory. Dlatego też zdumiał mnie artykuł wstępny redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego", ks. Marka Gancarczyka. Wstępniak ten ukazał się w numerze 1 z 8-01-2012.
    Mam w domu starszą krewną, która jest na końcu "osiedlowego łańcucha czytelniczego". Starsi ludzie przekazują sobie wszystko co można przeczytać. Tak więc oprócz wspomnianego tytułu mam dostęp (nieraz bardzo spóźniony) również do "NIE". Pośrodku są takie tytuły jak: "Polityka", "Wprost", "Agora" i wiele tzw. kobiecych. Dlatego dopiero dziś piszę o sprawie poruszone we wspomnianym wstępniaku.

    Zaczyna się dobrze:
- "Wierzący i niewierzący mogą być tak samo dobrymi ludźmi,...."
dalej już zaczyna być podejrzanie:
- "....ale ci pierwsi mają istotną przewagę nad drugimi."
Ale ponieważ jestem tolerancyjny, więc nie było powodu do chwytania "za pióro". Wychowany jestem w wierze katolickiej. Wiara pozostała, natomiast z katolickością w wykonaniu kościelnych urzędników mam wielki problem. Jednak rozumiem, że wiara może być dla wierzących sprawą tak fundamentalną, że uprawnia ich do takich twierdzeń.

    Ale wyjaśnienia księdza redaktora mocno mnie zaszokowały. Muszę tu zacytować dosyć obszerny fragment, by nie być posądzony o stronniczość.

"Potrafią widzieć dalej, ich horyzont sięga wieczności. Wierzą, że zostali stworzeni dla nieba.... Benedykt XVI w wielu wypowiedziach .... przekonuje, że obecny kryzys ekonomiczny ma źródło w kryzysie wiary. Niewierzącemu o wiele trudniej – nie chcę powiedzieć, że to niemożliwe – myśleć w interesie przyszłego pokolenia i na przykład nie żyć na jego koszt. Dlaczego państwa zaciągają tak horrendalne długi, które dławią już nas, a dla przyszłego pokolenia mogą być ciężkim kamieniem zawieszonym u szyi? Podstawowa odpowiedź jest prosta: to nam ma być dobrze, o przyszłości dłuższej niż życie ludzkie nie ma potrzeby myśleć."

    Czy ksiądz redaktor ma jakieś tajne dane, z których wynika, że niewierzący rodzice absolutnie nie troszczą się o przyszły los swoich dzieci i wnuków? Że tylko ludzie wierzący zabiegają o dobrobyt materialny dla swych potomków? Toż to jakaś herezja. Ludzie którzy żyją tylko dla dla życia wiecznego wiedzą, że dobra doczesne mogą być tylko obciążeniem w ich drodze do zbawienia. Ludzie niewierzący, wiedzą, że jakie perspektywy ziemskie przygotują swoim dzieciom, taka będzie jakość ich życia. I według księdza - ci pierwsi właśnie są bardziej predysponowani do decydowania o gospodarce? Tak jakby mogli jej owoce zabrać do Nieba. Jest jeszcze jedno wytłumaczenie. Może nadal można za pieniądze kupić sobie odpust wieczny na wszystkie rodzaje grzechów? Taki uniwersalny odpust, dający gwarancję zbawienia musi być bardzo drogi. Tylko więc ktoś, kto potrafi osiągać korzyści materialne dla siebie i zapewnić je potomkom, może być dopuszczony przed oblicze Pana.

    Powołując się na Benedykta XVI może warto też przytoczyć jego wypowiedź z przemówienia w Bundestagu:

"Chrześcijanie są głęboko przekonani, że źródłem prawa obowiązującego wszystkich jest nie religia, a rozum i natura w ich wzajemnym powiązaniu"

    Rozumiecie więc teraz drodzy czytelnicy, dlaczego mam problem z "katolickością" i dlaczego zastanawiam się nad granicami angażowania się kościoła w politykę.


8 komentarzy:

  1. Witaj Leszku !!
    Ja tam nie mam problemów ze swoja katolickością natomiast mógł by mojego spojrzenia nie zaakceptować żaden duchowny. Uznaje kościół w zyciu publicznym w niemal szczątkowym wymiarze; ksiądz to tez obywatel, ksiądz to tez podatnik a kościół może udzielać sie w pomocy biednym, chorym, opuszconym w zakresie swojego posłannictwa na ziemskim łez padole i KONIEC.
    Wynocha z kościołem z wszelkich innych dziedzin zycia.
    Osobiście mam dwa zycia - jedno duże świeckie i drugie o wiele mniejsze jako chrześcianin i te dwa swiaty są bytami równoczesnymi i równoległymi i niegdzie nie maja punktów stycznych. Jak zycie świeckie dobiegła końca jako chrześcianin chowam w poświęconej ziemi. Jak życie się zaczyna to jako chrześćianin trzymałem malutkie, nowe zycie nad chrzcielnicą.
    Jak życie świeckie niejeden raz przygniatało mnie do ziemi to jako chrześcianin wchodziłem w czeluść kościoła, przysiadałem na ławce i szukałem nowych myśli, sił, szczęścia ?!.
    Jest cos magicznegow religii, Bogu i obrzędach.
    Nie wiem czy wierzę ale zprzykrościa obserwuję degrengoladę KK, który nie potrafi sie przystosować do zmieniającego się otoczenia.
    Chcę aby mój Kościół Powszechny sie ostał bo ma w swojej historii piękne karty jak i wstydliwe momenty.
    Wpędziłeś mnie Leszku w zadumę tak jak ten wpis http://www.kneziowisko.pl/cela/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to jest wiara - wiem.
      Co to jest chrześcijaństwo - wiem.
      Co to jest kościół - wiem.
      Co to jest kościół katolicki - mam wątpliwości. I wątpliwości te nie wynikają z niewiedzy o istnieniu kościołów: prawosławnego, ewangelickiego, koptyjskiego i jeszcze3 kilku innych. Różnią się one elementami liturgii, tradycją strojów oraz pewnymi zasadami, które znam z religii jako przykazania kościelne.
      Mając jednak świadomość, że wszystkie te kościoły chrześcijańskie wyrastają na tym samym gruncie - opoce, jak powiedział Jezus do Piotra, akceptuję je wszystkie.
      Nie rozumiem przymusu deklarowania się po którejkolwiek stronie. Przyjęty sakrament w jakimkolwiek z nich jest SAKRAMENTEM. Nie ma dla mnie znaczenia jak ubrany był kapłan, który mi tego sakramentu udzielał.

      Jak pisałem zostałem wychowany w obrządku katolickim, więc jednak ten obrządek jest mi bardziej bliski niż pozostałe. I tu zaczynają się moje kłopoty.

      Nie wiem jaka sytuacja panuje w innych kościołach - i prawdę powiedziawszy nic mnie to nie obchodzi. Ale gdy widzę, że "mój kościół" buduje swoje królestwo na tym łez padole - to mam prawo zastanawiać się, czy to ten kościół o którym mówił Jezus?
      I czy taki ma być mój katolicyzm?

      Dlatego w moim wpisie nie ma słowa o wierze, o chrześcijaństwie. Są tylko wątpliwości dotyczące KK.

      Usuń
  2. http://faktyimity.pl/Portals/1/Files/pliki/katolik.pdf

    To taki test-poradnik. Może pomóc rozwiać wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle że pomyliłes adresatów - to nie jest blog ani koscielny ani antykościelny a poradnik jest dla nieporadnych i niewiele kapujących.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Starannie rozłożyłeś problem na czynniki pierwsze, i chwała Ci za to, ale sprawa jest w sumie prosta: coś jest boskie, a coś jest cesarskie i nie należy tych cosiów mieszać. Także w/g Nowego Testamentu. Dla jasności, gdyby jej ktoś nie miał jeszcze: "trąba jest od grania, a...itd."

    Ostatnio byłam w kościele 3-go Maja żeby się pomodlić za ojczyznę. Wyszłam, i nie tylko ja, z piana na ustach, bo w czasie kazania farorz zrobił stronniczy przegląd prasy. I dlatego to był mój ostatni raz. Po co mi chodzić do kościoła? Jak będę chciała sobie zrobić prasówkę, to sobie wejdę na jakieś www lub pożyczę gazetę od sąsiadki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię Ci się Avianco, ja przestałam chodzić, jeśli tak się można wyrazić, stopniowo: na początku lat 90-ych zrezygnowałam z Mszy niedzielnej radiowej, wkrótce z Mszy w mojej parafii, jakiś czas jeszcze "uczestniczyłam" w Mszy telewizyjnej, póki ją odprawiali zwykli księża i głosili kazania o treści religijnej, ale jak z czasem opanowali ją biskupi, to już nie mogłam słuchać większości głoszonych przez nich homilii bez zdenerwowania. I tak powoli doszłam do wniosku, że tacy upolitycznieni kapłani nie mogą być dla mnie ani przewodnikami w wierze, ani pośrednikami między mną a Panem Bogiem. Mój znajomy słusznie nazywa ich funkcjonariuszami kultu. Polski Kościół w ogóle nie jest wg mnie Kościołem KATOLICKIM, tylko Kościołem partykularnym, a ponadto występuje w nim tak znaczna przewaga materii nad duchem, że bardziej przypomina partię niż MISTYCZNE CIAŁO CHRYSTUSA, bo czym się różnią bp Antoni Dydycz, abp Głódź czy T. Rydzyk od Jarosława Kaczyńskiego? Chyba tylko święceniami, których śladu zresztą u wspomnianych duchownych nie mogę dostrzec. Gdyby tego rodzaju duchowni stanowili wyjątki, to można by nie robić z tego problemu, ale według mojej oceny stanowią oni niestety sporą część stanu duchownego i nadają ton Kościołowi, a wyjątkowi są raczej tacy wspaniali kapłani, jak śp. śp. ks. Jan Zieja i ks. Jerzy Popiełuszko, których miałam zaszczyt poznać.

      Usuń
    2. Panie Leszku, moje problemy z katolickością są identyczne jak Pańskie. Tylko, ze ja rozwiązałem sobie ten problem: pozostając człowiekiem głęboko wierzącym, na dalszy plan odstawiłem "katolickość". Tzn. na dalszy plan we własnym systemie wartości, światopoglądzie i moralności. Gdybym przyjął obowiązujący dziś katolicki "model" życia, tak jak hierarchowie nawołują - uczą, byłbym w obliczu mojej wiary i jej systemów wartości, zwykłą świnią, ostatnim bydlakiem.
      Moja wiara bowiem (moja własna wiara) nie uznaje schizofrenii, czyli mówienia jednego, czynienia ze świętymi słowami czegoś dokładnie przeciwnego.
      Wg mojej własnej wiary jestem kompletnym, permanentnym grzesznikiem, zdaję sobie bowiem sprawę, że bycie "dobrym człowiekiem" jest prawie niewykonalne (dobrym w sensie dosłownym) grzesznikiem. Ale wiem o tym i nie namawiam innych do "idźcie za mną, bo ja tak mówię w imię boga".

      Usuń
  4. Dziękuję za komentarze. Wszystkie ciekawe i wnoszące wiele do dyskusji.
    I właśnie - dyskusji, która nieco zboczyła od głównego tematu.
    Moim zamysłem było zastanowienie się nad rolą i miejscem KK w życiu całego społeczeństwa oraz przede wszystkim w polityce. Wszystko w oparciu o kanony wiary.
    Natomiast sam dałem się wciągnąć w dyskusję nad "własnym katolicyzmem".
    Z całej dotychczasowej dyskusji jednak i dla głównego wątku płyną korzyści. Większość z nas (spośród komentatorów chyba wszyscy) nie akceptuje takiej jak dziś obecności kościoła (a właściwie jego hierarchów) w życiu społecznym.

    OdpowiedzUsuń


Kod do zamieszczania linków - wystarczy skopiować do komentarza, w miejsce XXX wstawić link, który chce się zaprezentować a w miejsce KLIK można wpisać jakiś tytuł, czy objaśnienie lub zostawić bez zmian. Linkiem może być adres strony tego lub innego bloga, adres jakichś treści (zdjęcie, film, wiadomość) z internetu. Może to być też adres komentarza do którego chcesz się odnieść. Znajdziesz go wtedy klikając prawym przyciskiem myszy na datę interesującego cię komentarza.

<a href="XXX" rel="nofollow"> <b>KLIK</b></a>