Sen wariata, czy realna możliwość?
PKW zarejestrowała ostatecznie komitet wyborczy Grzegorza Brauna - kandydata na urząd Prezydenta RP. Po wstydliwym incydencie ze Stanem Tymińskim, wydawało się, że wyborcy wyrośli już z takich naiwnych, głupich i dziecinnych wybryków.
Przyznaję ze skruchą - myliłem się. Nie brałem serio ostrzeżeń kierowanych do mnie przez życzliwych (korektę proszę o niewstawianie cudzysłowu!) komentatorów. Zwracali mi oni uwagę, że jestem niepoprawnym optymistą, że mój optymizm trąci infantylnością. Niektórzy nawet w swej trosce o mnie posuwali się o parę kroków dalej. Tylko ze wstydu nie przytoczę przykładów.
Niestety, chyba mieli rację. Wydawało mi się, że rozumuję dosyć racjonalnie. Rozumiałem kandydaturę Dudy. Rozumiałem, że głupoty jakie pieprzy to jakiś zamysł polityczny. A że pieprzy głupio - no cóż, realizuje program swojej partii. Z innymi kandydatami -podobnie. Jedni mi się podobali i przyklaskiwałem im, innych nie akceptowałem, z powodów politycznych lub osobistych. Ale łączyło ich jedno - mieli jakiś cel do osiągnięcia. Mieli jakieś zadania, postawione im przez ugrupowania wystawiające ich kandydatury.
W przypadku Grzegorza Brauna nie występuje żaden taki imperatyw. Braun jest emanacją czystego szaleństwa, nienawiści i głupoty.
Przyznacie, że nawet jak na realia polskie - to żaden program polityczny. A jednak udało mu się zdobyć wymagane 100.000 podpisów. Wiem, że wariatów, idiotów i chorych psychicznie jest w Polsce zdecydowanie więcej, ale duża część z nich egzystuje w zamknięciu. Zamknięciu raz - fizycznym, innym razem psychicznym. Kolejna duża grupa na każdą podobną inicjatywę (nie tylko pana Brauna) wybucha niezdrowym śmiechem i próbuje zjeść listę z poparciem. Jednym słowem zdecydowana większość z nich nie ma, lub nie wie co to bierne prawo wyborcze. W tym kontekście znalezienie wśród nich 100.000 zdolnych do podpisania listy jest nie lada wyczynem.
Tylko czy to może być traktowane jako zjawisko niegroźne? Bowiem sto tysięcy podpisów - to może być dużo. Ale sto tysięcy głosów w wyborach - nic nie znaczy.
A jednak. Może i spać możemy spokojnie. Braun na pewno Prezydentem RP nie zostanie. Ale świadomość, że w życiu codziennym może spotykałeś się z jednym ze składających podpis - i nawet o tym nie wiedziałeś - to tak jak po wyjściu z autobusu, dowiedziałeś się, że miał on niesprawne hamulce.
Boję się wariatów. Bo to osobniki nieobliczalne. Nie można przewidzieć ich zachowania. Nie pasują do żadnych standardów.
Aż ciarki mnie przechodzą, gdy pomyślę, że któryś z nich, z pobudek "patriotycznych" któregoś dnia postanowi wysadzić się w powietrze. Nawet jeżeli uczyni to przy pomocy rozdętego go niewyobrażalnych rozmiarów ego! A jeżeli to zaraźliwe i jego szczątki skażą dziesiątki innych ludzi podatnych na wiarę w UFO i zamach smoleński?
Gdyby to działo się na Polesiu, w XVII w. Wtedy w lasach, na moczarach nie takie dziwy można było spotkać. Ale w środku Europy, w XXI w. w kraju aspirującym do nowoczesności - to bardziej zadziwiające, niż "Jelenie na rykowisku".
Właściwie nie powinienem tego pisać, bo może trafić się jakiś nowy "Kolberg" i zechce utrwalić to zjawisko jako nowy folklor Polski?
Tak, czy owak - warto przyjrzeć się kto zacz ów Braun.