piątek, 28 lutego 2014

WIOSNA !!!!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta



..............i mnie wiosna dopadła !!.
Odczuwam wyjątkową niechęć do pisania ze względu na wielość tematów i ogarniające mnie wiosenne lenistwo. Dreptam więc sobie po sieci i oglądam obrazki.
..................... a dlaczego z co celniejszymi obrazkami wraz z komentarzami nie miałbym się podzielić z innymi blogowiczami ?. Niektóre z nich doskonale komentują rzeczywistość.
Oto mój subiektywny wybór:

Wiosna:






Polityka:









Różne:









środa, 26 lutego 2014

Ukraińska biegunka !!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta






                     Ale mnie trafiło i na starość głupieję. Nie potrafię zsynchronizować swoich zmysłów. Co innego widzą oczy, co innego słyszę z ust, najczęściej polityków a jeszcze inaczej mój mózg przetwarza te dane – nic nie pasuje.

Trochę z podwórka hipokryzji.
Nie wiem co się stało naszym politykom, że nagle bardzo nie lubią wybranego w demokratycznych wyborach prezydenta Janukowycza. Chcieli Ukraińcy to sobie wybrali komunistycznego prezydenta z kryminalna przeszłością – ich cyrk i ich małpy.. Polska jako suwerenne państwo zaakceptowała ten wybór i zapanowała niezmącona przyjaźń, której apogeum przypadło na EURO 2012. Coś tam przebąkiwano o Cmentarzu Orląt Lwowskich i Pięknej Julii która zapuszkowali, o Banderze i rozliczeniach ale ogólnie miodzio ..... !. Nagle z wtorku na środę któregoś tam ryps !!!! - Janukowycz świnia.
Zdanie oczywiście można zmienić ale nagle wszyscy dokładnie wiedzą jak było choć wiele spraw jest grubymi nićmi szyta.

Trochę z podwórka kłamstwa.
Janukowycz kazał strzelać do protestujących na Majdanie”.
Informuję uprzejmie, że na Majdanie nikt do nikogo nie strzelał. Jak podała nawet nasza TV do Kijowa zjechali żądni przygód kibole i oni atakowali Berkut tym zajadlej im bardziej się cofali. Uzbrajali się, rozbierali chodniki, budowali barykady i gromadzili koktajle Mołotowa.
Czyżby nikt z naszych polityków nie widział uzbrojonych band, czyżby nie słyszeli o daremnych namowach przywódców Majdanu namawiających do zrezygnowania z przemocy. Czyżby nikt nie widział palonych i rozgrabianych budynków nie tylko rządowych ?.
Janukowycz tyle się nakradł, że wybudował sobie rezydencję............. po której Rewolucjoniści oprowadzają wycieczki a tymczasem Meżyhiria to 135-hektarowa dawna rezydencja państwowa, do której Janukowycz przeprowadził się, gdy po raz pierwszy był premierem Ukrainy w latach 2002-2004. Urzędował w niej także Kuczma i Juszczenko i Tymoszenko.
Trochę Protestujący się zmitygowali i w to miejsce znaleźli szereg innych rezydencji.


Trochę z podwórka demokracji.
Fajne mają rządy na Ukrainie, ludzie sobie mogą wybrać prezydenta a ichniejszy sejm może go z dnia na dzień obalić a nawet mogą wysłać za nim list gończy bez śledztwa, sądu oraz zwolnić dowolną ilość ministrów. Mogą zarządzić wypuszczenie z więzienia Julii Tymoszenko /rozumuję, że już nie jest kryminalistka i złodziejka a były więzień polityczny/. Najlepszy dowcip w tym że wszystkie ruchy musi zatwierdzić Majdan na którym też nie wiadomo kto rządzi.

Mamy więc niemal podręcznikowy przykład 
ochlokracji. Zwoniono morderców sedziego bo tak zarządził Majdan. Każda kandydatura na funkcję rządową musi być akceptowana także przez Majdan i stąd karuzela nazwisk i stanowisk.

Trochę z podwórka państwowości.
Trudno się dziwić Ukraińcom że postępują wbrew naszym przekonaniom o państwie prawa. Państwa swojego mieli niewiele i nie mają w tej mierze żadnych praktyk ani wzorców. Ukraińcy jako grupa etniczna bądź narodowa była gnębiona przez wiele nacji zarówno wschodnich napierających z dzikich pól jak i cywilizacji zachodniej o ostatniej wojnie światowej nie wspominając.
Oficjalna nazwa Ukrainy to dopiero XVI w., od ziem na krańcu Rusi zwanej także mała Rusią lub Biała Rusią. Polska ma też swój wkład.
Jeżeli ktoś sądzi, że Polska miała niespokojna historię to proponuje zapoznanie się z Historią Ukrainy a jak się zapozna to stwierdzi, że na przestrzeni dziejów w Polszcze były nudy na pudy.

Trochę o Radku Sikorskim
Radosław Sikorski za doprowadzenie do podpisanie porozumienia pomiędzy opozycją a Janukowyczem winien wyczyścić klapy fraka na najwyższe odznaczenia i także na tylną część założyć poduszkę że jak będą batożyć aby mniej bolało. Nie wiem czy porozumienie było dobre czy złe, /to wyjdzie po jakimś czasie/ ale pewnym jest że zdynamizowało i przyspieszyło działania w których już nie mogło być mowy o strzelaniu.

Trochę o moich wnioskach.
Moje pojmowanie demokracji, jak i większości moich rodaków jest inne niż na Ukrainie. Wyprzedziliśmy Ukrainę o lata świetlne chociaż jest i u nas jeden mały człeczek, który na Majdan nadawałby się doskonale gdyż jątrzyć i kłamać potrafi. Jak i kto może spowodować, że u naszych sąsiadów zostaną wprowadzone standardy tylko zbliżone do naszych ?. Po prostu się boję jak bojowniczka Ukraińska życzy Janukowyczowi śmierci przed kamerami TV a Rewolucjoniści zażądali osądzenia Janukowycza na Majdanie. Po jakimś czasie dochodzi do otrzeźwienia i zmiany stanowiska. Trwają prowokacje np. nagranie z piękną Ukrainką sporządzone przez zachodnie media. Ani trochę nie dziwię się Janukowyczowi że nawiał, bo spotkanie z rewolucjonistami przypłacił by życiem.

Trochę pytań.
Czy premier, prezydent i inni przywódcy naszego państwa nie powinni ugryźć się język wypowiadając swoje zdecydowane sądy w których jest pomijany wschód Ukrainy i jej zdanie ?.
Czy oficjalnie nie powinna wkroczyć ONZ ze swoimi oddziałami KFOR, gdyż właśnie do tego została powołana /nie daj Bóg powtórki z Srebrenicy/.
Jakie znaczenie poza propagandowym ma obecność w szpitalach polskich ponad trzydziestu rannych ?.
Czy do kogoś jeszcze nie dotarło, że klucz od Ukrainy ma prezydent Putin w swoim biurku ?







niedziela, 23 lutego 2014

Prywatyzować, sprzedawać, czy nie?






Polecamy blog z którego pochodzi notka:




Prywatyzować, sprzedawać, czy nie?

       W ostatnich dniach podczas pewnego spotkania towarzyskiego jedna z osób namawiała obecnych do poparcia inicjatywy rozpisania narodowego referendum w sprawie przyszłości Lasów Państwowych. Chodzi o to, że w 2016 roku minie okres przejściowy na wykup ziemi przez obcokrajowców i zachodzi obawa, że będą oni wykupywać od państwa nasze lasy. Czy rzeczywiście obcokrajowcy tylko czekają na taką okazję? - to inna sprawa. Myślę, że te obawy są równie przesadzone, co obawy o wykup polskiej ziemi rolnej, czym pewne ugrupowania polityczne straszą nas od wielu lat, a jakoś takiego „potopu” i napływu kupców z zagranicy nie widać.
       Zresztą mam wątpliwości czy to, kto jest właścicielem ziemi, w ogóle ma jakieś znaczenie? Ziemia to coś, czego nie da się po kupnie wywieść z kraju. Ona tu, w Polsce pozostanie i nadal będzie podlegać polskiemu ustawodawstwu i opodatkowaniu. Ziemia kupiona przez obcokrajowca wbrew temu co usiłują nam wmówić przeciwnicy takiej możliwości nie stanie się obcym terytorium w sercu Polski. To są bzdury propagandowe narodowej prawicy.
A co mi za różnica, czy ziemię uprawia Polak, czy Szwed, Duńczyk, Niemiec albo Francuz? (o kupcach ze wschodu nie mówimy, bo raczej są biedniejsi, a poza tym u siebie ziemi mają w bród). Mogę nawet podejrzewać, że ten zagranicznik będzie lepszym rolnikiem od naszego. Bo kultura rolna w krajach zachodnich, poziom techniczny jest wyższy niż nasz, bo przeciętny rolnik przybyły znad Renu, norweskich fiordów albo kraju tulipanów nie przechlewa tyle pieniędzy, co polski, bo.... jeszcze parę powodów by się znalazło, np. to, że dla rolnika z cywilizowanego świata konieczność opłacania własnego ubezpieczenia emerytalnego, chorobowego itp. nie będzie obrazą i zamachem na wolność osobistą. Tam to są standardy, a polski rolnik podjudzany przez PSL uważa, że państwo chce go okraść.
Dla państwa, a więc w interesie całego społeczeństwa jest ważne, aby ziemia z jednej strony efektywnie żywiła naród, a z drugiej zapewniała dochód z podatków. A w tym wypadku nie ma znaczenia, czy stanie się to za sprawą rolnika narodowości polskiej, czy zagranicznej.
Wracając do wyprzedaży lasów - podpisałem się pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Może to być dziwne o tyle, że za całą akcją stoi PiS, a ja PiS-u nie znoszę, co łatwo zauważyć czytając ten blog. A jednak podpisałem. Podpisałem też pomimo swego krytycznego stosunku do straszenia Polaków perspektywą wykupu ziemi przez cudzoziemców. Więc co mną kierowało?
       Nad tym pytaniem głębiej zacząłem zastanawiać się dopiero następnego dnia. Myślę, że powód podstawowy jest taki, iż będąc dzieckiem PRL-u, choć zawsze byłem krytyczny wobec władzy ludowej, trochę jednak jej ideologią przesiąkłem. Dlatego choć potępiam odbieranie w przeszłości przez władze komunistyczne własności prywatnej, to równocześnie teraz „krzywym okiem” patrzę na oddawanie majątków, pałacy, fabryk itp. Stąd także moja niechęć do sprzedawania i prywatyzowania wielkich firm państwowych, często będących jakimiś symbolami narodowymi, szczególnie gdy w nazwie mają wyraz „Polski”. Chciałbym, aby takie firmy jak Polskie Koleje Państwowe, Polskie Linie Lotnicze Lot, Polskie Linie Oceaniczne, Polska Żegluga Morska, Telekomunikacja Polska, Polska Miedź i Poczta Polska, a także Lasy Państwowe były nadal polskie i państwowe. To taka sprawa „honoru” i dlatego podpisałem listę w sprawie referendum niezależnie od tego, kto za tą listą stoi.
Sądzę jednak, że wiele osób sprzeciwia się prywatyzacji i sprzedaży narodowego majątku z zupełnie innych powodów. Po pierwsze z powodów politycznych: jestem przeciw, bo to pomysł „zdrajcy” Tuska. Gdyby chciał sprzedawać lub prywatyzować Kaczyński – a to zupełnie inna sprawa. Kaczyński prywatyzowałby dla dobra Polski, a Tusk prywatyzuje dla Brukseli i rodzimych kombinatorów.
Po drugie myślę, że większość przeciętnych obywateli rozumuje egoistycznie - skoro mnie nie stać na kupienie lasu, to trzeba nie dopuścić, aby ktokolwiek inny to zrobił. To takie typowo polskie podejście: udupić każdego kto się wychyla, kto wyjdzie ponad przeciętność.


       A teraz co będzie gdyby takie referendum w końcu się odbyło? Jestem pełen sprzeczności. Podpisałem się za taką możliwością, ale wcale nie wiem jak bym zagłosował. Chciałbym aby lasy były państwowe, ale z drugiej strony przecież prywatny właściciel nie ogrodzi sobie lasu. Może nawet mógłbym z prywatnego lasu bardziej korzystać niż z państwowego. Pamiętam z dzieciństwa, że te państwowe lasy naprawdę należały do państwa, czyli do społeczeństwa. Można było z nich korzystać w o wiele większym zakresie niż dziś, gdzie las państwowy jest pełen ograniczeń i zakazów. Tu nie wchodź, nie wjeżdżaj, nie biwakuj, nie pal ogniska, nie zbieraj tego czy tamtego, a najbardziej dokucza mi zakaz spacerowania z psem. Kiedyś wybierałem się na wielogodzinne wycieczki do lasu, aby pies mógł się wybiegać. Dziś byle zabijaka zwany myśliwym może zgodnie z prawem w mojej obecności zastrzelić mojego psa hasającego po lesie. Nawet jeśli to będzie nikomu nie szkodzący kanapowy Pimpuś. W żadne teorie o ochronie zwierzyny przed wałęsającymi się psami nie wierzę. To tylko ściema i usprawiedliwienie dla sumienia tych, którzy lubią zabijać cokolwiek. Jak nie uda się zapolować na zwierzynę łowną, to chociaż można ulżyć sobie zabijając psa.
       Dlatego tak sobie myślę, że gdyby część lasów była prywatna, to może znaleźli by się tacy ich właściciele, którzy przegoniliby „na zbity pysk” myśliwych i pozwolili na spacery z psami. Byłbym nawet gotów zapłacić jakąś symboliczną złotówkę (albo euro) za prawo wejścia do takiego prywatnego lasu. I dlatego jeszcze nie wiem, czy jestem ZA, czy PRZECIW.




czwartek, 20 lutego 2014

Okiem emeryta (65)










Odcinek 56 - czyli jak rzuciłem palenie!


    Jeszcze nie zacząłem pisać, a już muszę odwoływać. Nie rzuciłem palenia papierosów! Jestem dopiero w trakcie rzucania. Zaledwie trzy tygodnie abstynencji!


    Historia porzucania tego nałogu jest długa niemal jak sam nałóg. Ma więc ponad 40 lat. W młodym wieku, niestety kończyło się tylko na deklaracjach. Nie było nawet próby podjęcia wyzwania.

    Później, gdy człowiek już wyrósł z lat cielęcych - zacząłem poważniej podchodzić do problemu nałogu. Nie, żebym miał coś przeciwko nałogom, ale powoli szkodliwość nikotyny zaczęła torować sobie drogę do mojej świadomości.

    Zacząłem więc "poważnie" rzucać palenie. Tak co kilka lat, z różnymi wynikami. Miałem nawet sukces - trzy miesiące bez palenia. Jednak w którymś momencie stwierdziłem, że rzucanie palenia jest zbyt łatwe, by poważny facet tym się zajmował. I w ten sposób po kilkunastu próbach postanowiłem pójść drogą Gustawa Holoubka. Onże, pytany o to jak zachować pogodę duch po kres życia, odpowiedział: "mależy być absolutnie wiernym swoim nałogom".

    Ale wraz z wiekiem, pogarszaniem się zdrowia i wzrostem ceny papierosów - sprawa powróciła. Na dodatek Choroba żony wymusiła na niej całkowite odstawienie papierosów. Więc i ja, jako przykładny mąż nie miałem wyjścia. Aby ułatwić żonie "odwyk" i nie przypominać o "potrzebie" zapalenia - też odstawiłem to świństwo do kąta.

    Po co o tym piszę? Piszę, gdyż zdaję sobie sprawę z tego, że moja silna wola jest - niestety - bardzo słaba. Publiczna więc deklaracja ma na celu zawstydzać moja "silną wolę" w chwilach jej słabości.

   




    Wszystko to co powyżej napisałem służyć ma jedynie jako moralizatorska przypowieść dla młodzieży. Prawda zaś jest zgoła inna. Rzucam palenie, bo dowiedziałem się, że:




Olimpijskie szaleństwo

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




A może bez przymiotnikowe?


    Do zakończenia zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi pozostał jeszcze tydzień. Przyjdzie więc czas na podsumowania, na oceny występu naszych sportowców czy też na komentarze wydarzeń okołosportowych.


    Dla mnie takim wydarzeniem był zbiorowy orgazm jakiego doznali Macierewicz, bracia Karnowscy et consortes na widok kasku w którym skakał nasz podwójny mistrz - Kamil Stoch. Oto kilka objawów tego orgazmu:

    - "Widok lecącej nad Rosją biało-czerwonej szachownicy może być niezapomnianym przeżyciem" - piszą bracia Karnowscy.
- "Piękny gest Kamila Stocha na IO" - krzyczy Onet.pl



    - "Widziałem skoki Kamila Stocha. Ale także widziałem szachownicę - hołd oddany polskim lotnikom. Wspaniały sportowiec, wspaniały patriota." - mówi z uznaniem Macierewicz.

     Na pytanie dziennikarza, czy w geście polskiego skoczka dopatruje się jakiejś demonstracji politycznej, odpowiada:
- "Nie, dlaczego demonstracja polityczna? Po prostu oddanie hołdu tym, którzy polegli pod Smoleńskiem. To wspaniałe!" - mówi nie kryjąc zachwytu.
- "Tak pan to odbiera?" - dopytuje dziennikarz.
- "Tak to odbieram." - bez cienia wątpliwości stwierdza poseł PiS.

    "wSIECI" idzie jeszcze dalej - tłem dla Kamila Stocha jest historia polskiego lotnictwa bojowego. Od przedwojennego polskiego PWS-26 (można go obejrzeć w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie), poprzez brytyjskiego Spitfire'a z okresu II wojny do współczesnego, najgroźniejszego TU-154. Jako ciekawostkę podam, że naczelny grafik "wSIECI" jako bojowy samolot aliancki wkleił zdjęcie modelu Spitrire'a z portalu "Modelarstwo z pasją" wykonanego przez modelarza podpisującego się "malinowski".

    Maciej Pawlicki, producent filmu "Smoleński" w tym numerze też mówi tak:
- "gest Kamila Stocha - by właśnie teraz znak Polskiego Lotnictwa Wojskowego odbył zwycięski 'lot nad Rosją' - będzie ważniejszy niż olimpijskie złoto".

    A prawda jest bardzo prozaiczna. Żona Kamila Stocha, która jest równocześnie jego menadżerem, znając jego pasję do lotnictwa, wymyśliła sesję zdjęciową w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Kamil Stoch tak sam o tym mówi:
    - "przy którymś kolejnym samolocie (nie wykluczone, że przy PWS-26 - przyp. mój), na którego tle żona robiła mi fotografie, wpadliśmy na pewien pomysł. Otóż postanowiliśmy, że fajnie byłoby mieć szachownicę widniejącą na samolotach, biało-czerwoną."



    Później były rozmowy z ministrem obrony narodowej i prezydentem by uzyskać zgodę na posługiwanie się znakiem Polskiego Lotnictwa Wojskowego. Jednak i to nie było początkiem szachownicy na jego kasku. Ze stylizowaną szachownicą Stoch skacze już od kilku sezonów. Lotnictwem pasjonował się jeszcze przed katastrofą smoleńską.



    Jednak jest wiele ludzi, którym wszystko się zawsze kojarzy z jednym. Na dodatek nie zdają sobie z tego sprawy i pozostałych ludzi postrzegają jako przynajmniej innych. Zupełnie jak w dowcipie -

    Psychiatra bada pacjenta pokazując mu różne obrazki.
- Z czym to się panu kojarzy? - pyta pokazując narysowany trójkąt.
- Z gołą babą - odpowiada pacjent.
- A to? - pokazuje okrąg.
- Z gołą babą.
- A teraz co pan widzi? - pokazuje mu kwadrat.
- Goła baba!
- Panie, pan jest faktycznie zboczony - konstatuje lekarz.
- Ja! Ja? A kto mi te wszystkie świństwa pokazywał?


    To musi starczyć za cały komentarz do tych idiotycznych wypowiedzi.




środa, 19 lutego 2014

Ukrainie NIE !!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta





            Mam dość ograniczone zaufanie do premiera. Nie mam żadnego zaufania do pozostałych szefów partii którzy wszystko wykorzystują dla własnych politycznych zysków.
Mam zaufanie do własnych oczu i słuchu.
Nie słyszałem żadnej rzeczowej opinii w sprawie Ukrainy ze strony takich instytucji jak Rada Europy, OBWE, ONZ i innych niezależnych organizacji. Te głosy które padają są głosami polskich polityków uczestniczących w poprzednio wymienionych gremiach.
Mam oczy i widzę co na Majdanie się dzieje przy tym nie oglądając szczekaczki TV o nazwie TVN24.

Być może, że Ukraińska telewizja jest stronnicza ale z samego obrazu można wysnuć pewne wnioski. Premier Tusk, nie wiedzieć czemu stwierdził z pewnością, że za wszystko odpowiedzialna jest strona rządowa i wybrany w demokratycznych wyborach prezydent Janukowycz.
Informuję więc, że wobec 5-6 milicjantów, którzy zginęli użyto ostrej amunicji. W ukraińskiej TV oglądałem obrazki ludzi rozdrabniających młotkami płyty chodnikowe ale były poręczniejsze do rzucania. Widziałem także hordy „pokojowych demonstrantów” w kamizelkach ochronnych, hełmach i odpalających koktajle Mołotowa ze wspólnego ogniska. Widziałem płonące 2 ostatnie piętra budynku, widziałem flagi czerwono-czarne oraz z napisem partii „Swoboda”.

Mam nadzieję, że pozostały we mnie szczątki logicznego myślenia i to myślenie sprzeciwia się w tym wypadku w jakiekolwiek wtrącanie się w sprawy ukraińskie. Nikt dziś nie wie która ze stron i gdzie ma demokrację czy w sercu czy w d..... . być może określenie demonstrantów za terrorystów ale jakoś dziwnie kojarzą mi się z „żołnierzami” Piotra Dudy i NSZZ Solidarność.

Na tle Ukrainy widać jaką drogą poszła Polska i jakim rozumem wykazali się Polacy i choć trudno, choć się potykamy i złorzeczymy wystarczy wyjść na z domu aby zobaczyć co zostało za nami.
Nie wiem jaka część społeczeństwa Ukrainy chce wskoczyć w nasz polityczny kilwater ale jak na razie nie jest na to mentalnie absolutnie gotowa.





wtorek, 18 lutego 2014

Integracja asymilacja

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


                                   Wydaje mi się, że mam zdolność włażenia na cienki lód i to bez istotnego powodu. Tym razem jednak jestem usprawiedliwiony bo to wszystko wina Klarki i jej notki o integracji
Na temat integracji i asymilacji z pewnością wiele może napisać np. Missjonash, która porzuciła Światła Wielkiego Miasta i wtapia się znakomicie w Śląsk Cieszyński.
Integracja i asymilacja następuje na poziomie nie tylko mikro tzn. sąsiedzkich, wiejskich, małych społeczności jak to opisuje Klarka ale może być także zjawiskiem o wiele większym jak u Miss ale także być procesem skomplikowanym ocierającym się o mniejszą i większa politykę.
Integracja w nowych środowiskach była i jest zawsze trudna a czasami jest prawie niemożliwa z różnych przyczyn. Przed oczami staje mi historia mojej rodziny z którą trudno było się zintegrować nie mówiąc już o asymilacji. Dystans do obcych leży w naszej Śląskiej naturze.
Chciałem w krótkiej formie /mam nadzieję ciekawej/ przedstawić znane mi fakty dotyczące tych problemów wplecionych w historię mojej rodziny, której poczatek datuję od roku 1782 na podstawie wpisów do „Famielienbuch” a świadczących właśnie o integracji i asymilacji.
Po zakończeniu Wojen Śląskich Frycek II „Soldatenkönig” zgromadził pod jednym sztandarem Śląsk Cieszyński, Śląsk Opawski i Ziemie Kłodzką /Górnego Śląska nie chciał bo uznał ją za ziemię bezwartościową/. Wtedy to na Ziemię Głubczycką ściągnęli nowi przybysze z głębi Niemiec w tym Familie Schuba, Witz, Rduch i Boehm przywożąc swój dobytek, czeredę dzieci i marzenia na dostatniejsze życie na żyznej, Śląskiej, Głubczyckiej ziemi. Rozbudowywano stare wsie i budowano nowe. Powstawały wsie których ogólny widok pamiętam ze swoich szczenięcych lat. Zdjęcie poniżej.
Zastali tu tubylców mieszkających na tych ziemiach od wieków ze swoją kulturą i obyczajami.
Integracja następowała bardzo powoli gdyż obie strony czyli przybysze i tubylcy znali najczęściej po jednym języku tzn albo polski albo niemiecki i musieli przezwyciężać uprzedzenia wobec siebie. 
Po jakimś czasie /podejrzewam, że w połowie XIX w./ zaczynało się iścić powiedzenie, że miłość nie zna granic a praktyka dowiodła, że czynność wynikające z tego uczucia można wykonywać bez dogłębnej znajomości języka obcego o czym przekonuje piosenka Trubadurów /w nietypowym wykonaniu/. 
Babcia opowiadała różne śmieszne historyjki które kończyły się połączeniem pełna integracją i asymilacją katolików i ewangelików płci obojga w wieku ledwo pełnoletnim.
W wyniku tej integracji a później asymilacji odnotować mogę początek mojej rodziny o nazwiskach polsko-niemieckich Schuba i Boehm oraz Jenczmionka i Pendziałek z czego wyłonili się moi bezpośredni protoplaści czyli Familia Pendziałków z moją Babcią Elżbietą i Dziadkiem Pawłem.

Nastąpiła pełna asymilacja tylko nie wiadomo kto kogo zasymilował. Moja Babcia z pewnością się spolonizowała ale liczyła tylko po niemiecku. Mówić po polsku umiała bardzo dobrze, pisać gorzej i było widać brak wprawy. W języku niemieckim pisała pięknie tzw. gotykiem. Dziadek się zgermanił dość dobrze bo będąc maszynista kolejowym nawet przed wojna przekraczał granicę. Nie pisał ani nie liczył po niemiecku a język pozostawał prosty i dlatego w czasie wojny sprawy administracyjne załatwiała Babcia albo najstarsza córka w rodzinie Emilia /która z wykształcenia była Katechetką/.
Jak to bywa w rodzinach, młodzi rozlecieli się po świecie. Rodzina Pendziałków przeniosła się do Gliwic, Boehmów wyemigrowała do Niemiec, Jenczmionkowie pozostali w Głubczyckiem, Rduchowie zamieszkali w Katowicach a familie Schuba /oprócz mojej Babci/ znalazła się w Raciborzu.
Ci którzy jeszcze żyją już nie pamiętaja z jakiej „opcji” się wywodzą i zgodnie stwierdzamy, że jesteśmy HANYSY !!.








sobota, 15 lutego 2014

KARA ŚMIERCI

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Zwolennicy "wartości" optują za karą śmierci


    "Sprawa Trynkiewicza" rozbudziła spore emocje. Słowo "spore" jest jednak delikatnym określeniem tego zjawiska. Większość postaw wobec niego można zaliczyć do kategorii "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie".


    Dla "wyznawców" tego poglądu, nie ma znaczenia, że ten pan prawomocnym wyrokiem sądu - powinien być dzisiaj człowiekiem wolnym. Wolnym - w szerokim zakresie tego pojęcia. Sąd bowiem nie pozbawił go praw obywatelskich. Oni są przekonani, że miejsce Trynkiewicza jest w więzieniu - i już. Zresztą w tym przekonaniu nie są odosobnieni. Zaryzykuję twierdzenie, że 100% Polaków (w tym również i ja) uważa, że tam właśnie powinien się dziś - i do końca życia - znajdować.

    W czym więc problem? Dlaczego o tym piszę? Bo ja (sądzę, że nie sam) uważam, że tak być powinno, ale jednak uznaję wyższość prawa nad moje przekonanie. Moje przekonanie powinno służyć tworzeniu dobrego prawa i jego przestrzeganiu. A naczelną zasadą dobrego prawa jest jego uniwersalność. Powinno ono w jednakowy sposób traktować wszystkich obywateli i nie powinno działać wstecz. Innymi słowy - nie zgadzam się na tworzenie prawa dla Trynkiewicza, dla pijanych kierowców i dla wszystkich innych, którym rozgłos zechcą nadać media. Trynkiewicz za swe czyny został już skazany. Karę odbył. Dziś nie pojawiły się żadne nowe okoliczności (np. znalezienie kolejnej jego ofiary) by jego zbrodnię ponownie sądzić i wydawać powtórny wyrok.

    "Sprawa Trynkiewicza" nagłośniła jeszcze jeden kontrowersyjny temat. Jest nim przywrócenie w naszym kraju kary śmierci. Dyskusje na ten temat właściwie nie ustają od 1998 roku, w którym zniesiona ona ostatecznie zniesiona. Bowiem trzy lata wcześniej zaczęło obowiązywać moratorium na jej wykonywanie - czyli sąd mógł skazać na karę śmierci i jednocześnie wiadomo było, że nie zostanie ona wykonana. W praktyce mogło to oznaczać "dożywocie". Nowy kodeks wprowadzony właśnie w 1998 to dożywocie usankcjonował. Do tej pory bowiem takiej kary nie było. Tak więc po amnestii w 1989 roku, Trynkiewiczowi można było k.s. zamienić tylko na 25 lat.

    Ale wracając do zamysłów przywrócenia kary śmierci - to procedura tego nie byłaby prosta. Polska należy do Rady Europy. Ta przynależność jest obwarowana koniecznością akceptowania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka ze szczególnym uwzględnieniem protokołu szóstego mówiącego o zniesieniu kary śmierci. Nie mam pojęcia jak wpłynęłoby to na naszą pozycję w Unii Europejskiej. Na pewno nie zebralibyśmy braw. Ale to co powyżej napisałem, to tylko aspekt formalno-prawny tej sprawy. Ważny dla naszej obecności wśród krajów cywilizowanych - ale nie najważniejszy.

    Dużo ważniejszy jest aspekt moralny. I tu jest dla mnie zagadką rozkład poparcia dla tej inicjatywy w zależności od światopoglądu. Największymi zwolennikami przywrócenia k.s. są środowiska prawicowe, opierające się (tak podkreślają) na wartościach chrześcijańskich. A jedną z dziesięciu podstawowych wartości tego światopoglądu jest "NIE ZABIJAJ". Adwersarze zaś opierają swój światopogląd na naturalnych prawach człowieka. Jak to rozumieć i jak to pogodzić?

    Słuchając wypowiedzi różnych zwolenników k.s. najczęściej pojawiają się dwa tyleż podstawowe co bardzo ogólne - obecnie "społeczeństwo" odczuwa brak poczucia sprawiedliwości jak i bezpieczeństwa. Kara śmierci jest wg nich sprawiedliwą "zapłatą" za dokonaną zbrodnię. Wpływa również na poczucie bezpieczeństwa gdyż, eliminuje na zawszę sprawcę z naszego życia i odstrasza innych. Nie wszyscy jednak uważają, że to takie proste.

    Sprawiedliwość - sprawiedliwa zapłata. Czy na pewno te dwa pojęcia są tożsame? Wątpię. Sprawiedliwość nie wymaga śmierci sprawcy. Sprawiedliwość wymaga prawdy. Śmierci najczęściej wymagają poszkodowani. I to tak po ludzku jest zrozumiałe. Ale czy zrozumienie takich odczuć jest wystarczającym powodem, by je sankcjonować prawnie? Przecież dzisiaj istnieje pojęcie "zabójstwa w afekcie". To "ludzkie zrozumienie" ma wpływ na wymiar kary. Jednak nie oznacza przyznania prawa do takiego czynu! Bowiem byłoby to początkiem wendety, niekończących się mordów na zasadzie "krew za krew". Po iluś latach ludzie nadal by się zabijali, nie pamiętając nawet przyczyny tej wendety. Wiem, że pojęcie sprawiedliwości mocno się zdewaluowało, że pilna potrzeba jest przywrócenie mu jego pierwotnego blasku. Jednak wprowadzanie kary śmierci nie jest najlepszym sposobem na to.

    Poczucie bezpieczeństwa - to już związek bardzo wątpliwy. Przeciętny obywatel narzeka na brak poczucia bezpieczeństwa z zupełnie innych powodów. Chuligaństwo, rasizm, piractwo drogowe, kradzieże czy pobicia - to sprawy, które każdemu z nas przynajmniej raz się trafiły, a wielu z nas niejednokrotnie. Dodatkowo frustrująca jest dziwna pobłażliwość sądów. Odsetek ludzi dotkniętych tragedią morderstwa bliskiej osoby, jest na szczęście niewielki. Sądzę więc, że społeczne poczucie bezpieczeństwa wymaga głównie bezpardonowej walki z dolegliwościami codziennymi. Wprowadzenie kary śmierci tego poczucia na pewno nie polepszy. A czy kara śmierci działa odstraszająco? Tu najlepszym dowodem, że to mit jest sam Trynkiewicz. Przecież on popełnił swoje zbrodnie w czasie, gdy za takie czyny groziła właśnie kara śmierci. I taka mu karę zasądzono. Dla niego więc nie miało w chwili popełniania zbrodni żadnego znaczenia to, że karą za to jest śmierć.

    Chciałbym aby zwolennicy tej kary w publicznych dyskusjach nie ograniczali się tylko do ogólników. Jestem ciekaw jak wyglądałaby ich dyskusja na temat metody uśmiercania skazańców. Bowiem teraz nie ma żadnych przepisów regulujących ten problem. Większości z nas, gdy rozmawiamy o karze śmierci, gdzieś w podświadomości pojawia się obraz szubienicy. Jednak czy ten sposób zabijania jest na pewno sposobem pozbawionym elementów zemsty - twoje cierpienie za moje? Może lepszy byłby zastrzyk? A może dla lepszego efektu odstraszającego, głęboko osadzone w kulturze chrześcijańskiej - ukrzyżowanie? I nie mówcie, że jadę po bandzie, bo jak powie się A, to trzeba powiedzieć i B a nawet czasami i C.

    Tym "C" może być np. problem, czy przy egzekucji muszą być obecni prokuratorzy i sędziowie, którzy doprowadzili do skazania? A może nie ograniczać się do funkcjonariuszy, może przywrócić publiczne egzekucje? W Gdańsku, 31 maja 1946 dokonano publicznej egzekucji 11 osób z załogi obozu w Stutthofie, dziś Sztutowie. W Poznaniu, 7 lipca 1946 publicznie stracono Arthura Greisera za ludobójstwo. Była to ostatnia publiczna egzekucja w Polsce. A może nie?

    Decydując się na popieranie przywrócenia k.s., trzeba być świadomym i takich problemów. I trzeba o nich otwarcie mówić i coś zaproponować. Liczenie na to, że niech no tylko doprowadzi się do powrotu tej kary, reszta jakoś sama się rozwiąże, to chowanie głowy w piasek. To unikanie pełnej odpowiedzialności. To wreszcie dowód na cyniczne granie na emocjach ludzi tragicznie doświadczonych przez los.

    Na zakończenie spójrzmy jak ten problem wygląda na świecie.
    




piątek, 14 lutego 2014

Pan Strogonow

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


Beef Strogonow – jedno z moich ulubionych dań mięsnych. Charakterystyczną rzeczą dla Strogonowa jest jego perfekcyjne wykonie w którym każdy składnik jest istotny co powoduje, że na jego wykonanie należy się przenieść do kuchni.
Pilnując strogonowa mamy czas na rozmyślania, które są bardziej do odnotowania niż na samodzielne, blogowe notki.

Rozmyślania nad Strogonowem;

W mojej ocenie z wszystkich instytucji zajmujących się /choć nie do końca/ przestępczością tzn. policja zasługuje na pozytywną ocenę. Pozytywna ocena wynika z tego że w tej instytucji można było stosunkowo szybko przeszkolić podstawowe kadry policyjne.


Właściwy Strogonow /jak mówi większość przepisów/ winien być na bazie polędwicy wołowej której cena dochodzi do 90.-/kg. Moja „polędwica wołowa” to ładna łopatka wołowa za trzykrotnie niższa cenę. Na zdjęciu podstawowe składniki mojego strogonowa.





Nie mam pojęcia jak może w wolnej Polsce istnieć prokuratura o tak nędznej jakości. Jako organ niezależny winna być wolna w zamyśle ustawy wyłącznie od nacisków politycznych. Okazuje się, że prokuratorzy są także niezależni od rozumu, swoich przełożonych i braku jakiejkolwiek jakości swojej pracy a co najgorsze są nieodwoływalni. Na dobry początek należy zacząć od wywalenia na twarz prokuratora generalnego mianowanego jeszcze przez . Lecha Kaczyńskiego i wyraźnie szkodzącemu dobru państwa. Wypowiedzi nt. WSI i p. Macierewicza, M Trynkiewicza, byłego min. Nowaka /1 zegarek 5 zarzutów/ i wielu innych wywołuj u mnie odruchy wymiotne.

Sprawa trwa już długo i co ? - i nic !!

Wołowinę pokroiłem w dość duże słupki 1cm x 5 cm. oprószyłem mąką i na bardzo gorąca patelnię na mieszaninę słoniny wędzonej i margaryny. Smażyłem na ostrym ogniu do ciemnego, brązowego koloru na bieżąco przewracając mięso szpatułką. Przygotowałem dodatki; pomidory z puszki, paprykę, cebule /jak na zdjęciu/
Po podsmażeniu przełożyłem wołowinę do ciężkiego żeliwnego garnka dodając dodatki i tylko pieprzę /tzn. dodaję pieprz hehehe/. 






 

Nasze Kochane Sądy powszechne !.

Jakość porównywana do prokuratury. Korporacyjność rozdmuchana do niebotycznych rozmiarów.

Orzeczenia humbugi i nie wiadomo na jakiej zasadzie. Przykład własny. Złożyłem pozew do sądu w sprawie rewaloryzacji emerytury. Rodzaj sprawy nieistotny jak rozstrzygnięcie. Otrzymałem uzasadnienie na piśmie w którym to zgadzało się jedynie moje nazwisko i imię. W dalszym ciągu wpisano daty i dane finansowe innej osoby Udałem się do sądu celem poprawienia danych i byłem zaskoczony – proszę złożyć odwołanie do sądu we Wrocławiu i wpłacić 30.- wpisowego a jeżeli okaże się, że mam racje to mogę wystąpić do sądu o zwrot wpisowego.

W trakcie duszenia zaczyna „znikać” papryka i cebula bo rozgotowują się. To jest moment na solenie oraz dodanie listka laurowego, ziela angielskiego i ząbka czosnku. 

Można rozpocząć wstępne kosztowanie. Ja dodaję jeszcze łychę sosu sojowego i tyleż samo sosu chili słodko-kwaśnego i ewent. 1-2 rosołki. Wody dolewam niewiele, bo w tej fazie Strogonow ma być o konsystencji lekko zagęszczonej zupy.











Od lat borykamy się z jawnym złodziejstwem któremu przyklaskuje prawo. Komornicy, panowie życia i śmierci. Na podstawie anonimowych doniesień potrafią zniszczyć dorobek życia a na podstawie prawomocnych wyroków nie potrafią wyegzekwować najprostszych i najniższych kwot od zamożnych ludzi. Znam przypadek – przyszedł komornik, dostał paręset złotych za odstąpienie od czynności i sobie poszedł. Ponieważ nie zostawił żadnego pokwitowania to można to uznać za normalna łapówkę.

Przykładów mnożyć nie trzeba bo każdy z nas przynajmniej zna przykłady z prasy lub TV.

Uwaga: W tym procederze biorą udział banki i ani się człowiek nie spostrzeże a może zostać bez pieniędzy na koncie.


Po zniknięciu cebuli i papryki /na zdjęciu jeszcze jest/ tak przygotowanego Strogonowa zostawiam na co najmniej 3-4 godziny do wystygnięcia. Po tym czasie wlewam ½ l. Śmietany 18% i zagotowuję.
W zasadzie powinien być gotowy ale można wg potrzeb doprawić do smaku.
W internecie można spotkać wiele przepisów na Strogonowa ale ten mi odpowiada ze względu na użycie tańszego mięsa wołowego.

Zestaw obiadowy doskonały:
Beef Strogonow,
Kluski Polskie,
Buraczki marynowane.

Zestaw barowy doskonały /eintopf/:
Beef Strogonow z niokami /lub małymi knedelkami/
Chrupiąca bułka



Z ostatniej chwili:

Zmarł wieloletni opozycjonista i senator RP Zbigniew Romaszewski. Pomimo tego iż nie był moim bohaterem to muszę uznać jego zasługi dla demokratycznej i wolnej RP – Cześć jego pamięci !.









środa, 12 lutego 2014

... w tym więźniu !!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


Sprawa Trynkiewicza przejadła się już wszystkim. Nie da się ukryć że nawalił system sprawiedliwości i politycy-posłowie ustanawiajacy prawo wykazując się brakiem wyobraźni poza swoja kadencję.
Współczuję przeciętnemu Kowalskiemu do którego docierają różne i sprzeczne informacje. Czytający może się obruszyć – a co ty Opolski nie jesteś przeciętny Kowalski ?.
Melduję posłusznie, że nie. Z racji pełnionej niedługiej funkcji bibliotekarza więziennego miałem kontakt z wszystkimi skazanymi w trakcie rozwożenia książek Prawie rok wystarczył aby zajrzeć za kulisy zycia skazanych. W tym zakładzie karnym siedzieli skazani po raz pierwszy, recydywiści i tymczasowo aresztowani. Charakterystycznym było. że w tym zakładzie karnym siedzieli różni skazani od skazanych za AK tzn. a kury a kaczki czyli drobnych złodziejaszków po stare „garówy” z dużymi ale kończącymi się wyrokami czyli na wylocie. Całe bractwo było podzielone na grupy tych co pierwszy raz – P i recydywistów – R.
Do tych literek była dodawana ważna cyferka od 1 do 3. Im wyższa cyferka tym lepiej bo tym więcej przywilejów np. więcej korespondencji, widzeń, możliwość większych i lepszych zakupów /wypisek/, możliwość chodzenia we własnej bieliźnie itp. Jedynka oznaczała pełną, więzienną dyscyplinę i rygor.
Piszę to w kontekście Trynkiewicza gdyż nikt z dziennikarzy nie zapytał w jakiej ostatnio był grupie i pod jakim rygorem ?. Odpowiedź wyjaśniła by jak komisja penitencjarna Zakładu Karnego widziała skazanego. Skazany Trynkiewicz przebywał w zamkniętym Zakładzie Karnym Rzeszów-Załęże z wieloma oddziałami w tym z oddziałem dla osadzonych stwarzających poważne zagrożenie społeczne albo poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa jednostki. W tym ZK jest także Ośrodek Diagnostyczny. Nie znamy żadnych danych z czy był osadzony na oddziale dla stwarzających zagrożenie oraz jakie zdanie o skazanym ma ośrodek diagnostyczny tegoż ZK.
Wypowiedzi polityków, urzędników min. sprawiedliwości czy prokuratury uznać należy za bajdurzenie gdyż nie oni winni decydować o dalszym postępowaniu.
Ostatnie „rewelacje” dot. odnalezienia pornografii w celi Trynkiewicza są dla mnie zrozumiałe choć szyte grubymi nićmi. Nie wiem jaki dziś akceptowany jest wygląd celi. W moich czasach wolno było mieć zdjęcia, wycięte z gazet aktorki, modelki itp. co bardziej drastycznie obserwowałem jako wojskowy zawodowy na poligonach wśród żołnierzy.

Wtedy była moda na nie tylko Samantę Fox, czy Marlin Monroe ale także na Teresę Orlowski, której zdjęcia oglądane dziś wywołują już tylko śmiech. Podejrzewam, że tego typu odnalezione „dowody” w celi próbowano nieudolnie wykorzystać. Ostatni „dowód” w sprawie jest także dla mnie nieuzasadniony. Nawet w psychice największego, cynicznego mordercy musi pozostać do końca życia ślad bo jeżeli tego śladu by nie było to należy umieścić skazanego w domu bez klamek bez angażowania wymiaru sprawiedliwości. Osobiście byłbym zaskoczony gdyby Trynkiewicz malował np. ptaszki, widoczki itp. Nie zachowując skali przestępstwa, gdyby złodziej samochodów pod celą malował samochody to nikt by na to uwagi nie zwrócił.
Wiem, że się powtarzam ale napiszę raz jeszcze. Wiedzą znaną ogólnie /acz nie rozpowszechnianą/ jest fakt, że więzień który przesiedział więcej 15-20 lat, na wolności pozostaje bez szans. Szansa rośnie jeżeli jest mocno umocowany w rodzinie.
Z drugiej strony wychodzi zupełnie inny człowiek, właściwiej należałoby nazwać wrak człowieka w ludzkiej skórze i przypisywanie mu jakichkolwiek cech, skłonności i robienie wokół niego całej medialnej hecy jest nieporozumieniem.
ps.
To był mój incydent pracy w pierdlu przed wielu laty i dlatego usilnie poszukiwałem zmian, które od tamtego czasu nastąpiły. Nie stwierdziłem żadnych istotnych zmian poza dwoma, że pod celą są telewizory oraz wszedł system monitoringu. Ówczesny system monitoringu nazywał się „lipo”.