Debata u prez. Komorowskiego
W środę z udziałem Bronisława Komorowskiego odbyła się debata zatytułowana "Nasza wolność, Polacy po 24 latach przemian", z udziałem socjologów, a także przedstawicieli mediów. Zaprezentowano podczas niej m.in. porównanie badań sondażowych CBOS z lat 1989-2013 r. pokazujące, jak Polacy postrzegają zmiany sytuacji w kraju po transformacji politycznej i ustrojowej.
W internecie, również i na naszym blogu niejednokrotnie prezentowane był różne, często skrajnie odmienne spojrzenia na naszą sytuację. Ale jeszcze więcej (przynajmniej u nas) było wymiany zdań na temat jak media przedstawiają tą rzeczywistość. W tej sprawie jakimś „dziwnym” trafem panowała jednak duża zgodność pomiędzy komentatorami.
Naukowcy biorący udział w tej debacie zwrócili uwagę na pewien symptomatyczny fakt. Według ich badań Polacy pytani o zadowolenie ze swojej obecnej sytuacji życiowej, generalnie oceniają ją pozytywnie. Jednocześnie większość badanych negatywnie ocenia sytuację w kraju.
Socjolog profesor Czapiński w oparciu o badania opinii publicznej postawił tezę, że o ile wyraźnie widać w nich istnienie kryzysu finansowego i politycznego, o tyle nie występuje w nich kryzys finansów gospodarstw domowych - "kryzys portfeli" - oraz kryzys subiektywnej jakości życia. A te ostatnie są bardziej niebezpieczne.
Na tej podstawie stwierdził, że w Polsce mamy do czynienia z dwoma światami - "medialnym światem kryzysu" oraz względnie pozytywnym światem zwykłych rodzin. Nie wiem czy profesor czytał naszego bloga. Ale wskazywaliśmy od dawna, że obecne media dla zdobycia „oglądalności” gotowe są do wykreowania „rzeczywistości medialnej”. Ale jak mawiał mistrz Alfred Hitchcock – nic tak nie ożywia akcji jak trup!
Ale drugim winnym są politycy. Potwierdza to inny uczestnik debaty prof. Edmund Wnuk-Lipiński. Oni to bowiem nieustannie chcą udowadniać, że ich oponent zrujnował bądź zamierza zrujnować kraj. Profesor Wnuk-Lipiński jest człowiekiem taktownym, więc przy prezydencie nie wymienił nazwy żadnej partii. Nie wiem, czy prezydent będzie czytał tego bloga, więc mogę śmiało dodać, że ten element obok zamachu smoleńskiego stał się katechizmem PiS-u.
W debacie tej podkreślano, że różne aspekty naszego życia różnie wyglądają. Profesor Raciborski zwrócił uwagę, że ocena sytuacji budowana na podstawie badań, które pokazują relatywnie wysokie zadowolenie Polaków z własnej sytuacji, "dosyć drastycznie rozmija się momentami z innymi wskaźnikami", takimi jak dane na temat poziomu biedy, rozwarstwienia, czy liczby ludzi korzystających z pomocy społecznej.
Nie można nie dostrzegać biedy, pomimo że średni poziom wcale nie musi być taki zły. Społeczeństwo przecież to 30 milionów statystycznych Polaków. Społeczeństwo to ludzie zajmujący pozycje od jednego bieguna do drugiego. Jednak skrajnym pesymizmem pachnie budowanie obrazu ma podstawie bieguna biedy. Pesymizmem to może w przypadku statystycznego przechodnia. W przypadku dziennikarz to już pachnie głupotą i pogonią za sensacją. A w przypadku polityków – to się nazywa cynizm.
Takie nachalne wciskanie „kryzysu”, katastrofy, niepowodzeń, dna itp. może doprowadzić do apatii nawet najbardziej przedsiębiorczych. A w takim stanie, nawet gdyby nagle wybuchła hossa – daleko nie zajdziemy. Nie wspominam tu o rzetelności i etyce dziennikarskiej. Taki naiwny to jednak nie jestem.
Jednak czasami śnią mi się politycy, którzy gotowi są podzielić sukcesami ze swoimi rywalami, politycy których celem jest nie pogrążenie rywala (a właściwie wroga) a pozostawienie po sobie (nawet po przegranych wyborach) choćby kilku pozytywnie załatwionych spraw. No tak, nie wiem dlaczego, ale zawsze w tym momencie zadzwoni budzik.