Odcinek 92 - czyli, zamiast komentarza
Los tak jakoś mi ostatnio ułożył życie, że nie miałem czasu na zbytnią aktywność blogową. Zesłał mi wiele wydarzeń - zarówno miłych, jak i niestety mniej miłych. Dlatego nie pisałam nowych notek i nie zamieszczałem zbyt wiele komentarzy. Postanowiłem to "odpracować" hurtem. Stąd ten felieton.
Będzie on zbiorowym komentarzem do notek Piotra - "Ja Leming!!" z 30 września, "Łosoś czy mintaj" z 3 października, "Ja Leming (2)" z 10 października i "Polityczne ko-ko!!" z 15 października oraz niektórych komentarzy zamieszczonych pod tymi notkami.
Zanim jednak odniosę się do konkretnych wpisów, podzielę się ogólną refleksją.
Mamy wiele różnych tradycji. Najważniejsza - tradycja Bożonarodzeniowa. Siadamy do wspólnego stołu wigilijnego, składamy sobie życzenia, staramy się być mili i serdeczni. Stawiamy nawet dodatkowe nakrycie, dla zabłąkanego a nieznanego gościa.
Jakże jednak często jest to tylko maska. Ile znamy przypadków, że bezdomny, niezbyt czysty kloszard został posadzony przy naszym wigilijnym stole? Czy nie zdarzyło się, by dwa dni po Świętach nie pokłócić się z którymś z byłych współbiesiadników? Nie powiedzieć mu kilku bardzo przykrych i nieuzasadnionych słów? Pomimo "najserdeczniejszych" życzeń?
Bowiem "życie jest życiem, pan dobrze wie". Mamy swoje sympatie i antypatie. Mamy swoich przyjaciół i wrogów. Nawet w najbliższej rodzinie. Ale tradycja zobowiązuje. Więc siadamy wspólnie, udajemy......
Od paru miesięcy trwa nieustająca kampania wyborcza. O głosy wyborców walczą różne opcje polityczne. Niestety - słowo "walka" należy w tym wypadku rozumieć dosłownie. Walczymy między sobą jak z jakimś najeźdźcą, agresorem. Czy chcielibyście żyć w świecie monochromatycznym, w którym istniałby tylko kolor różowy? Tęcza czy zorza polarna jest pięknym zjawiskiem właśnie z powodu różnorodności kolorów. Tak samo społeczeństwo - popatrzcie na wiele filmów s-f, w których przedstawiane są próby stworzenia społeczeństwa jednolitego w poglądach, marzeniach i uczuciach. To jest koszmar, nie dziwi więc tworzenie się podziemnego ruchu oporu.
Niestety - tradycją polską stała się już chyba wojna polsko-polska. Naszą tradycją jest, że "moja prawda jest najmojsza!". Tradycją stało się prowadzenie kampanii negatywnej. Na merytoryczny argument najczęściej pada odpowiedź -a u was za to, murzynów biją! Nie wiem, czy nie potrafimy inaczej, czy może "szacunek" do tradycji nakazuje nam takie zachowania? I nie jest to wynalazek ostatnich lat. Od kiedy sięgnę pamięcią, znane było powiedzenie o "polskim piekle", w którym nie potrzeba diabłów do pilnowania dusz potępionych - sami pilnujemy, by ktoś nie wystawił głowy powyżej lustra smoły piekielnej.
"I Have a Dream" - ciśnie mi się na usta. Wiem, że nawet z cieniem Martina Luthera Kinga nie mogę się porównywać. Jednak naprawdę śni mi się Polska, w której nie ma "prawdziwych" i "nieprawdziwych" patriotów, Polaków. Kraj w którym potrafimy "różnić się pięknie". W którym wszystkie poglądy - poza oczywiście zbrodniczymi - mają rację bytu. Gdzie poglądy te ścierają się ze sobą, próbując przekonać innych do swoich "racji". Przekonać - a nie odsądzać od czci i wiary.
Niestety wiem, że to mało realne. Już nie raz zostałem uznany za naiwniaka, którego dopadła demencja starcza. Nie mam jednak o to do nikogo pretensji - bowiem sam zbyt często przyjmowałem postawę teraz przeze mnie krytykowaną. Stańczyk twierdził, że w Polsce najwięcej jest lekarzy. Od tego czasu wiele się zmieniło i lekarzy zastąpili "politycy", a raczej politykierzy. Tacy jak na przykład autor tego tekstu. Ale nawet tacy ludzie przecież czasem mogą zdobyć się na refleksję. Trzeba tyko im drobnego impulsu.
W moim wypadku impulsem tym były wspomniane notki i dyskusja pod nimi.
Piotrze, wszystkie Twoje wpisy idą w kierunku przekonania czytelników, że nie ma innej alternatywy niż PO. Rozumiem to doskonale. Wbrew pozorom też uważam, że ze względów taktycznych tak właśnie jest. Z wielką ochotą też pozostałbym przy dotychczasowych moich preferencjach - czyli PO. Musiałby być spełniony jednak tylko jeden warunek - po tych wyborach PiS znika ze sceny politycznej. Niestety nie widzę takiej możliwości. Skupianie się więc tylko na tych dwóch partiach spowoduje umocnienie tego duopolu. Wiem, w wielu krajach o ugruntowanej demokracji system dwupartyjny sprawdza się doskonale. Jednak tam żadna z tych wiodących partii nie prezentuje takiego beznadziejnego poziomu jak PiS.
Wydaje mi się, że w takiej "bratobójczej" wojnie PO będzie tylko tracić na znaczeniu. Bowiem elektorat Platformy nie jest elektoratem ideologicznym. Jest elektoratem pragnącym racjonalnych rozwiązań gospodarczych, społecznych i międzynarodowych. Natomiast PiS gra na emocjach. Wali w dzwon "patriotyzmu" i religii. A przecież w każdym z nas tkwi odrobina populisty, każdy chciałby "mieć lepiej". Jednak ludzi, którzy poza tym nie mają nic w głowach jest wystarczająca ilość, by zapewnić Kaczorowi byt polityczny do śmierci.
Niezbędna jest zatem ze względów strategicznych jakaś inna alternatywa sejmowa. Żałuję, że nie ma na polskiej scenie politycznej sensownej lewicy. Żałuję też, że Platforma na którymś z zakrętów wybrała formę - dla każdego coś miłego. Byłem jej gorącym zwolennikiem, gdy rdzeń partii stanowili liberałowie. Bowiem taki model dwupartyjny może funkcjonować sprawnie z korzyścią dla wyborców. Jeżeli po tych wyborach, PO zdecyduje się na jasny program, który nie będzie próbował zadowolić wszystkich -socjalistów, konserwatystów, liberałów, "kościółkowych" i ateistów - podejrzewam, że powstaną wtedy warunki dla stworzenia nowej Platformy. Wtedy też partia Petru może stanowić wzmocnienie takiej Platformy.
Masz zastrzeżenia do programu .Nowoczesnej. Podajesz przykład - 3 x 16. Nie jestem pewien, czy podobne zastrzeżenia miałeś do hasła Platformy - 3 x 15. Imputujesz Ryszardowi Petru, że "unieważnia" hasło lat 2000 - ... "Polska krajem ludzi uczących się". Zapominasz jednak, że nauka i wiedza to kapitał głównie indywidualny. Można latami studiować jogę - ale czy to oznacza, że państwo ma obowiązek tworzyć miejsca pracy dla joginów? Na jakimś blogu przeczytałem, że problem ze znalezieniem pracy mają głównie absolwenci "wyższej Szkoły Zarządzania i Karate Tradycyjnego". I to jest prawda. W programie Petru nacisk kładzie się na dostosowanie szkolnictwa do potrzeb gospodarki. Likwidacja szkolnictwa zawodowego jeszcze długo będzie dla gospodarki problemem.
Przepraszam za powyższy akapit. Przepraszam siebie, gdyż obiecywałem sobie w tej notce nie prowadzić agitacji wyborczej. Jednak muszę jasno powiedzieć - mam dosyć "mniejszego zła". Mam dosyć wybierania "przeciwko...". Mam niedosyt dyskusji merytorycznych. Pragnę skupiać się na przyszłości - może już nie mojej, ale mam dzieci i wnuki.
Dlatego apeluję - skupmy się wyłącznie na programach, kierunkach. Wiem - nie ma żadnej gwarancji, że np. Petru zrealizuje cokolwiek ze swojego programu. Sondaże wskazują, że te parę szabel, które wprowadzi do parlamentu w niczym mu nie pomogą. Ale jakie mamy gwarancje, że pozostali będą realizowali swe wyborcze obietnice niezależnie od nastrojów społecznych i sondaży? Bowiem w kampanii można mówić wszystko. Jednak wsłuchajmy się dobrze w to co mówią liderzy partii. Zastanówmy się, ile z tych słów służy wyłącznie pozyskaniu głosów w wyborach?
Piotrze, zarzuciłeś Ryszardowi Petru, że nie ma doświadczenia politycznego. Że zgadzasz się z jego diagnozą stanu górnictwa, ale dodajesz, "to co powiedział o kopalniach jest prawdą ale tego sie nie mówi." Ja jednak wolałbym, by politycy byli szczerzy, nawet do bólu. Mimo wszystko zgadzam się z Twoją odezwą:
"Nie myśl sobie, jak nie pójdziesz na wybory to nie jesteś odpowiedzialnym za siebie, swoją rodzinę i swój kraj.
Wybierz rozsądnie i nie jojcz, że nie masz na kogo. Masz wybór. Nie zawsze możesz wybrać pomiędzy schabowym a roladą łososiem bo czasami wybór jest skromniejszy np. pomiędzy mielonym, łazankami a mintajem. "
I ona niech będzie jednocześnie mottem i podsumowaniem moich refleksji.