poniedziałek, 22 grudnia 2014

Okiem emeryta (77)



Odcinek 77 - czyli nasze Wigilie















Ile to już lat ? (gdzieś ok. 1951 roku.)

...............pieronie, Babka dejcie se pokój bo spać niy idzie i zaros rapla dostana.

    Tak ok. 2.oo w nocy rozpoczynała się Wigilia Świąt Bożego narodzenia. Na III piętrze w oficynie kamienicy czynszowej w Katowicach właśnie w środku nocy trzeba było rozpoczynać „łapanie” wody. Rankiem wszyscy do pracy. Nikt się nie lenił a moja mama i ciocia biegły do pracy ze zwyczajową nadzieją na rychły, okołopołudniowy powrót.

    Wujek-krawiec sprzątał wszystkie swoje narzędzia aby stół był pusty. „Pietrzik niy ploncz sie pod nożyskami” a dziadek przezornie schodził z drogi aby chadrą nie dostać. Piec zastawiony garami, karp skwierczał na patelni. Po południu w rodzinnym komplecie wypatrywanie pierwszej gwiazdki która pozwalała rozpocząć Wigilię. Wszyscy wypatrywali pierwszej gwiazdki, która była sygnałem do uroczystej kolacji. Po typowym obżarstwie cała rodzina śpiewała kolędy.

    Czasami nie obywało się dopingu którego wielkość skrzętnie regulowała moja Babcia. Przed godz. 12.oo rodzina wybierała się na pasterkę z wyjątkiem dziadka/nestora,  który „w żłobie leży i nie pobieży.....” i Babci, która „Wśród nocnej ciszy....” musiała posprzątać.


    Pasterkę niezbyt lubiłem z dwóch zasadniczych powodów. Nie wiem czemu moi wujkowie byli święcie przekonani, że właśnie ich struny głosowe są przeznaczone do śpiewania kolęd a wyli jak stado baranów. Po drugie, sprzysięgli się wobec wobec mnie w uczuciach opiekuńczych a chuch mieli taki oktanowy, że dziś niejeden samochód przejechał by na nim kilka kilometrów.

    To była piękna Wigilia i całe Święta........Bóg się rodzi, moc truchleje.

    Wszystkiego najlepszego !.

    Słowniczek podręczny:

    Pieronie, Babka dejcie se pokój bo spać niy idzie i zaros rapla dostana - Cholera, Babciu daj sobie spokój bo nie można spać i zaraz dostanę bzika.

    Chadra - ścierka



    



Ale bywały też i takie Wigilie.











    Jest grudzień 1981 roku. Jestem etatowym sekretarzem Zakładowej Komisji NSZZ "Solidarność". Z powodu napięć panujących od kilku miesięcy i stresów jakie w związku z tym przeżywała moja żona - w lipcu urodził mi się miesiąc przed terminem syn. To moje trzecie dziecko. W domu jest jeszcze córka 9 - lat oraz 13-to letni syn.

    W takim to "towarzystwie" zastała nas pamiętna niedziela bez Teleranka - 13 grudnia. Pominę następne trzy dni w zakładzie i na "konspiracyjnych" zebraniach u mnie w domu.

    Od razu przejdę do nocy z wtorku na środę – wtedy to przyjechali po mnie. Miałem dużo szczęścia. Nie mieszkałem w bloku, ale domku jednorodzinnym. Aby więc dostać się do drzwi domu – trzeba przejść furtkę. Ponadto, ekipy wyłapujące działaczy składały się z „dwóch smutnych” i milicjanta. Do mnie przyszedł mój bardzo dobry znajomy dzielnicowy. Więc dzwonek u furtki. Zaspana żona uchyla okno – a dzielnicowy drze się na całą ulicę – „pani Kowalikowska! Czy jest mąż w domu????”.

    Oczywiście mnie już w domu nie było. Domki jednorodzinne połączone ogrodami i dzielone niewysokimi płotkami dawały dużą możliwość ukrycia się. „Smutni panowie” nie znalazłszy mnie wychodzą bez słowa przeprosin. Dzielnicowy jeszcze się cofa – „chłopaki, taki ziąb, muszę się odlać”. Będąc już w domu prosi żonę, bym nie przychodził przez kilka dni do pracy, bo są tam ludzie, którzy czekają na mnie i innych.

    Przekonałem się wtedy co znaczy solidarność. Ta zwykła, z małej litery. Zaraz kilku sąsiadów zaoferowało nocleg, lekarze zrobili ze mnie umierającego człowieka – dostałem od ręki 30 dni (może chodzić) zwolnienia, aby nie było pretekstu wylania mnie z pracy. Jednak najbliższe dziesięć dni to był horror.

    Wieczorem żona odprowadzała mnie na „kwaterę” idąc kilkanaście kroków przede mną. Rano przychodziła po mnie. W domu nie zdejmuję butów, zimowej kurtki nie wieszam do szafy. Wszystko po to, by w razie potrzeby móc prysnąć. Sąsiedzi z okolicznych domów nie wypuszczają Bogu ducha winnych psów do ogrodu.


    W końcu Wigilia. Ja przy stole w zimowych butach, na oparciu krzesła wisi kurtka. Każdy ruch na ulicy - alarm. Bo przecież jak chcą mnie złapać, to każdy głupi wie, że będę taki „głupi” i Wigilię będę chciał mimo wszystko spędzić z rodziną. Dzieci wystraszone. Co w takiej chwili mówić przy dzieleniu się opłatkiem? Łzy same cisną się do oczu - ale nie możemy straszyć jeszcze bardziej dzieci. Postanowiłem, że wóz albo przewóz. Zostaję w domu.

    Skończyło się dobrze. Widocznie nie byłem dla nich tak ważny, by mnie ścigać. Przyjechali raz, nie złapali. Facet się przestraszył, nie pojawił się w zakładzie by „jątrzyć” – więc cel osiągnięty. Być może już po tygodniu byłem bezpieczny i niepotrzebnie zmarnowałem sobie święta. Ale te święta jak żadne inne będę pamiętał ze szczegółami do końca życia.




    Życzymy więc wszystkim czytelnikom, aby ich wspomnienia ograniczały się tylko do takich obrazków jakie opisał Piotr.





30 komentarzy:

  1. Z tej uroczystej okazji życzę wam obu - i nam wszystkim - żeby podczas tej i kolejnych Wigilii, a także przed i po, największym możliwym zagrożeniem była ścierka babki!
    Zdrowych, wesołych i spokojnych Świąt obu Autorom tego świetnego bloga oraz waszym rodzinom!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Tetryku za życzenia jak i za niezasłużone komplementy.

      Usuń
  2. Zdrowia i szczęśliwych świąt życzę obu Autorom i odwiedzającym ten blog (słusznie chwali Tetryk! ;))
    Niech do Was i Do nas przemówią zwierzaki ludzkim głosem, bo podobno do podłych ludzi się nie odzywają!? Kto wierzący temu czas radości z narodzenia Pana, kto nie, niech się cieszy z tego, że inni mają się z czego cieszyć - coś z tego zawsze zostaje - grunt, że jest powód do świętowania!
    https://www.youtube.com/watch?v=r8Y7HEGxsrs

    OdpowiedzUsuń
  3. obydwu Panom radosnych, szczęśliwych i zdrowych Świąt
    a dla Piotra uściski i podziękowania za przecudną kartkę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry

    Wszystkiego najlepszego w nadchodzące święta. Życzę Wam/Nam aby już nigdy nie było niedzieli bez teleranka.

    Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie okazja abyście opowiedzieli o zwyczajach świątecznych i wszystkich dobrych/wesołych/ciekawych* wydarzeniach w tym czasie.

    Pozdrawiam

    Krzysztof z Gdańska

    *właściwe podkreślić (najlepiej wszystkie :) )

    OdpowiedzUsuń
  5. Klik dobry:)
    Podobnie było z pewnym Januszkiem z sąsiedztwa. Aż do Nowego Roku spał u nas, ale nikt go nie szukał. Raz nie zastali go w domu, a potem już nikt go nie ścigał. Januszek z innego miasta przedzierał się do matki - mojej sąsiadki. Smiał się, że to "przedzieranie" to na wyrost określenie, bo patrole łatwo było się ominąć. Te rózne czołgi i zasieki udawały, że nie widzą.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego czasu świątecznego Panon Gospodarzom i Gościom tego bloga. Niechaj się darzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellu, tak. Strach ma zawsze wielkie oczy.
      Ja potem (już po Nowym Roku) stałem się odważny. Gdy skończyło się zwolnienie lekarskie wróciłem do pracy na moje wcześniejsze stanowisko. Więc dokładnie tak jak prezes, mam powody do niezadowolenia. Nie byłem internowany, nie byłem represjonowany w pracy!!! Koszmar. I chociaż po powrocie do pracy zająłem się wydawaniem "Biuletynu Informacyjnego", w którym pisałem teksty, które spowodowałyby iż Jarek schowałby się głębiej pod pierzynę mamy - nie wnoszę pretensji o miano kombatanta. Nigdy do głowy by mi nie przyszła najmniejsza myśl o ewentualnych profitach z tego powodu (przeciwnie niż Romaszewskiemu).
      Wtedy, my wszyscy, którzy dzisiaj "stoimy tam gdzie ZOMO" robiliśmy to co uważaliśmy za słuszne. Tak słuszne jak np. "nie plucie na podłogę" czy "nie jedzenie w miejscu pracy".
      Pozdrawiam i jeszcze raz Spokojnych i Radosnych Świąt!!!

      Usuń
    2. " mój bardzo dobry znajomy dzielnicowy"
      KONFIDENCIE

      Usuń
    3. Sopot - ciekawe ile miałeś wtedy lat?
      Podejrzewam, że nawet do pieluchy nie dorosłeś.
      Co Ty możesz wiedzieć o życiu w tamtych czasach? Córka tego dzielnicowego chodziła d tej samej klasy co mój syn.
      Osiem lat spotkań na zebraniach klasowych, to wystarczający okres by poznać człowieka.
      Jeżeli Kaczyński mógł twierdzić, że sędzia Kryże to wystarczająco dobry człowiek by zostać wiceministrem, to ja mogę powiedzieć, że ten dzielnicowy był dobrym człowiekiem. I kto tu może być większym "konfidentem"?
      Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego to piszę. Takimi idiotycznymi docinkami dawno przestałem się zajmować. Wiem, że piszą je albo frustraci albo dzieciaki nie mające pojęcia o życiu.

      Usuń
  6. Mości Gospodarze! Szczęśliwych Świąt i dobrego wejścia w Nowy Rok życzę serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Mosci Gospodarze ! Szczęśliwych Świat i dobrego wejścia w Nowy Rok./wybacz Bet , plagiat/ oraz /w Nowym Roku /spojrzenia na świat okiem "Greka Zorby" "Trzeba się cieszyć życiem póki można" bo inaczej zwariujemy i czasami powiedzieć "jaka piękna katastrofa"
    Bo tu jak śpiewa z humorem Jurek Połomski "Do zakopania jeden krok"
    Ponadto ci o których piszecie bardzo nie lubią oj bardzo, tego co nie posiadają Ni krzty Ni hu hu Poczucia humoru.
    Wiec nie po to by dokuczyć, a by nauczyć, może warto.Rok czasu to dużo przecież ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam, dziś nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem więc i ja zionę dobrocią:)))) Bierz te życzenia dla siebie także:)

      Usuń
  8. Najlepsze życzenia dla Was. Wesołych Świąt. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Leszku Ty wspominasz, a są tacy co "tamte narodziny" umieszczają w dzisiejszych realiach .Oto gdzieś znalezione
    "Betlejem, Judea
    Wczoraj w godzinach porannych lokalne władze zostały zaalarmowane przez zaniepokojonych mieszkańców.
    Donieśli oni odkryciu w jednej ze stajni młodocianej matki, wraz z noworodkiem. Urzędnicy magistratu w towarzystwie policji dokonali, po przybyciu pod wskazane miejsce, przerażającego odkrycia.
    Zastali tam 14-letnią Marię Ś. i jej nowo narodzone dziecko. Noworodek owinięty był w szmaty, a za legowisko służył mu żłób zwierzęcy.

    W odtransportowaniu matki z dzieckiem do szpitala próbowali czynnie przeszkodzić pracownikom socjalnym niejaki Józef Ś., mieszkaniec Nazaretu, podający się za ojca znalezionego dziecka, wiejscy pracownicy najemni, oraz podejrzanie wyglądający obcokrajowcy, nazywający się "mędrcami" i "królami ze Wschodnich Krain".
    Dopiero zdecydowana postawa policji, która aresztowała demonstrantów, umożliwiła zaprowadzenie porządku.
    Obecnie trwa dochodzenie mające na celu sprawdzenia tożsamości obcokrajowców. Zachodzi podejrzenie, iż przebywają oni w Betlejem nielegalnie i w przestępczych celach. Podczas rewizji osobistej podejrzenia te potwierdziły się, gdyż znaleziono w ich posiadaniu znaczne ilości złota oraz substancji odurzających.
    Oni sami tłumaczyli mętnie swój pobyt w Betlejem boskimi wskazówkami i astronomicznymi anomaliami. Podejrzane substancje chemiczne przesłano do zbadania do laboratorium. Postawiono im już zarzut posiadania i rozprowadzania substancji odurzających.
    W kwestii pochodzenia znalezionego niemowlaka policja nie jest obecnie w stanie udzielić wyczerpującej odpowiedzi. Podający się za jego ojca Józef Ś. jest mężczyzną w średnim wieku i biorąc pod uwagę wiek matki dziecka, władze rozważają wszczęcie przeciwko niemu postępowania karnego z paragrafu o zakazane kontakty z nieletnimi.
    Próby przesłuchania najemnych pracowników rolnych, nazywających się "pastuszkami", nie przyniosły spodziewanych efektów. Znajdują się oni prawdopodobnie pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Ich opowieści o objawiającym im się "skrzydlatym mężczyźnie w długiej, białej koszuli", który nakazał im udanie się w miejsce narodzin niemowlęcia i złożenie mu hołdu, są tego najlepszym przykładem.
    Sama Maria Ś. poddawana jest obecnie badaniom specjalistycznym, mającym na celu ustalenia jej poczytalności.
    Stanowczo twierdzi ona, że jest nadal dziewicą, nie potwierdza ojcostwa Józefa Ś. utrzymując że, ojcem jej dziecka jest sam Pan Bóg.
    Dodatkowo postawiono jej zarzut narażania swego dziecka na utratę zdrowia poprzez niezabezpieczenie mu odpowiednich warunków bytowych po urodzeniu.
    Rzecznik prasowy tutejszego szpitala wydał w tej sprawie specjalne oświadczenie, w którym wyraził swe zaniepokojenie coraz częstszymi przypadkami ciąż wśród nieletnich, gdzie w grę wchodzą narkotyki i wykorzystywanie seksualne przez dorosłych."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieśku - niezłe, ale dopiero po Świętach, czyli gdzieś za dwa dni.
      Teraz poddajmy się"magii Świąt", chociaż dla każdego ta magia może wyglądać inaczej.
      Pozdrawiam - jeszcze świątecznie.

      Usuń
    2. Mnie to przysłano, wiec postanowiłem się podzielić ,niezwłocznie .Niezły "pastisz" komuś wyszedł obrazujący dzisiejsze czasy dzisiejsza mentalność "sprawiedliwość i przekazy itp itd.
      Magia Świat powiadasz ?
      Czy taka sama jak niedawno?Jeśli podczas Wigilii widzisz odbijające się w szybach światła telewizorów a przy stole rodzina spożywając ogląda lub słucha "kolędy"
      Magia Świąt jeśli w ich trakcie /w przerwach od jadła napitku i drzemki/ zaglądamy do internetu,tego naszego "narkotyku"
      Widać tak nie jest, bo i ja "zamieszczając" liczyłem się "na odkrycie"otwarcie i przeczytanie -"czyli gdzieś za dwa dni"
      Co poddaje pod osąd
      Ja "osobnik"obżarty, napity i senny.Czyli spędzający święta w sposób ogólnie u nas przyjęty. A co ? Jak "tradycja to tradycja" i co się będę wyłamywał.
      Pozdrawiam świątecznie dziękując jednocześnie iż nie zostałem "obsobaczony" "za obrazę uczuć"

      Usuń
  10. Przyznam, żem Leszkowe wspomnienia czytał z gardłem ściśniętym... Sam tyle szczęścia nie miałem, choć zdawało mi się, żem rzecz chytrze urządził, przez posłanych umyślnych uprzedzając, że do rodzicielskiego domu zajrzę w wigilię Wigili, byśmy się opłatkiem połamać mogli, bo tych, co na Wigilię wrócą, niechybnie wyłapią. Byli po mnie może w jakie dwa kwadranse po przyjściu. Wtedy myślałem, że oni mieli taki fart, a ja pecha... dziś wiem dokładnie, kto doniósł...
    Autorom obydwóm zdrowia w te święta i by jak najwięcej chwil szczęśliwych:) A po Świętach jeszcze i pomyślności nieskąpo...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mości Wachmistrzu - ale dzięki temu nabyłeś prawo do miana "kombatanta"!!!
      A mnie już tutaj jakiś gówniarz ponownie próbuje ustawić "tam gdzie ZOMO".

      Usuń
    2. Nie świątecznie, ale tez ciekawie i o dzielnicowym będzie.
      Otóż mieszkaliśmy w Krakowie na Ludwinowie - to takie stare bandyckie osiedle - mieliśmy tam jak u Pana Boga za piecem, bo nas tamtejszy element bardzo szanował, o czym kiedy indziej. Istotniejsze jest, że w naszym wynajętym mieszkaniu znalazł się miedzy innymi offset NOS-u. Chłopaki, bardzo tajniacząc się i rozglądając, przywieźli to ustrojstwo pewnego zimowego wieczora i został sobie - stał pod oknem przykryty dywanikiem, a obok zespół wodno-farbowy i pudełko z akcesoriami. Po jakimś czasie zmuszeni byliśmy do przeprowadzki i za cholerę nie można było znaleźć właścicieli owej maszynerii, ale nikt tam nie mieszkał, jeść nie chciał, stał sobie - trudno. :)
      Aż wreszcie dzwoni syn właścicielki mieszkania, mówiąc, że było włamanie i jest mały problem, bo pod oknem coś kurka STOI!!! Ano stoi, odrzekła moja małżonka, co mieliśmy z tym zrobić??? Wsiadła w pociąg i pognała do Krakowa, gdzie się okazało, że okoliczna ulicznica, po pijaku, okno wybiła i stąd ten cały raban. A jak było z tym offsetem? Ano przyjechała ekipa milicyjna z dzielnicowym, który oczywiście zajrzał przez to okno i pierwsze na co się natknął, to dziwna maszyneria pod dywanikiem, a obok jakieś wałki i puszki z farbą - dziiiiwne - cóż to mogło być???? Podobno miał niekłamany zamiar tam wejść, ale po stwierdzeniu niespodziewanej przeszkody zapytał właścicielki czy nie mogłaby sama sobie wejść i sprawdzić, czy aby nic nie zginęło, bo jeżeli nic, to oni spiszą protokół z interwencji i sobie pojadą, bo niby co mają tu robić??? A po cichu na boku zapytał czy ona w ogóle wie co tam pod tym oknem stoi? I czy przypadkiem nie mogłaby tego czegoś sprzątnąć w ciągu najbliższego czasu, zanim ktoś się tym bliżej zainteresuje. Dziwnym zrządzeniem losu właściciele maszyny się szybko znaleźli, bo taka była konspira, że wszyscy wiedzieli gdzie ona jest, za to my nie wiedzieliśmy gdzie są właściciele. Panu dzielnicowemu z Ludwinowa bardzo jesteśmy wdzięczni i zobowiązani z małżonką, bo swoją postawą uchronił masę ludzi, a przede wszystkim nas, przed aresztem, procesami i wyrokami. Nie znam go, nigdy na oczy nie widziałem, ale to był dobry człowiek i patriota. Co przy okazji świąt zaświadczam i złego słowa nie powiem! :)

      Usuń
    3. Kneziu - każdy, kto przeżył te czasy świadomie, a nie tylko zna je z przekazu "Frondy", "OdRzeczy" czy innych "patriotycznych" szmatławców wie, że byli ludzie i ludzie. Wśród milicjantów można było znaleźć czasem dobrego człowieka częściej niż wśród dzisiejszych "patriotów".
      Ja ze swego doświadczenia mogę przytoczyć jeszcze jeden charakterystyczny przypadek. W poniedziałek, 14 grudnia, jestem w zakładzie pracy i organizuję zebranie załogi. Ludzie tego chcieli. Dyskusja gorąca - co robimy? Strajk okupacyjny, może idziemy do stoczni, może jeszcze coś innego. Atmosfera gęstnieje.
      W tym momencie podchodzi do mnie mój rówieśnik (wtedy byłem młody), który pełnił w zakładzie funkcję I sekretarza POP-u.
      Zwraca sie takimi słowami
      - "Leszek, jakby się ktoś pytał, to jest to otwarte zebranie partyjne. Nas jeszcze nie zdelegalizowali"
      Jak nazwać taką postawę i tego człowieka? Komuch, czy dobry człowiek?
      Kto jest bez grzechu, niech pierwszy ......

      Usuń
    4. No właśnie. Żebyśmy wszyscy nauczyli się bez lęku (?) wreszcie mówić własnym głosem, własnymi myślami i wspomnieniami, krótko mówiąc, prawdą prawdziwą. Może niewygodną dla niektórych (ich zmartwienie), ale przede wszystkim prawdą nienarzuconą, niewymuszoną, bo to tak wypada (a to przecież nie wstyd, a zaleta - o to szła walka. Chyba?), to pewnie częściej byśmy się do siebie uśmiechali, z ogromnymi korzyściami dla nas wszystkich. Może ubyłoby nam bohaterów? No i co z tego? A po cóż nam oni, tacy nieprawdziwi? To samo z wrogami. Kiedyś, w przedwojskowej młodości, wybrałem się TRADYCYJNIE na pasterkę. Nie dotarłem, bo spotkana po drodze "paczka" zaoferowała fajniejsze spędzenie TEGO czasu. Stoimy, gawędzimy przy alpażce, aż nagle podjechał UAZ z dzielnicowymi. Krótka alternatywa. Wybór należy do nas. "Pała na dupę, albo do kościoła", bo przecież prawdą, czyli powodem wyjścia z domu przed północą dla naszych rodziców, jednak była pasterka. Wstrętne komuchy. :) Pozdrawiam

      Usuń
    5. Prawda czasami była dziwna :)
      Moja znajoma kiedyś na rynku w Krakowie trafiła na manifestacje, nie pomnę już na ile świadomie, ale zadyma była straszna, bo tam w tych ciasnych uliczkach to jak w zamknięciu - pułapka. I dopadł do niej wielki, szalejący zomowiec (taki z pianą na ustach) - wymachując groźnie pałą (blondyną) wskazał na bramę pobliskiego klasztoru i wymamrotał: tam jest przejście! I pognał do innych wymachując ta pałą. A w bramie była już kolejka do przechodzenia przez mur i na wolność. :)

      Usuń
    6. Córa, jako przedstawiciel gazety internetowej, fotografowała kiedyś manifestację na Rynku. Było ostro - dwa kordony policji rozdzielały "tęczowych" od "narodowców", miedzy tymi kordonami kręciła się drobna dziewczyna obwieszona drogim sprzętem. Nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego: w ten wąski pas ziemi niczyjej wdarł się bojownik heterowyłaczności, wielki groźny bysior wywrzaskujący basem najbardziej wyszukane i nieprzyzwoite obelgi pod adresem zwolenników pluralizmu obyczajowego. Tak rycząc wyzwiska biegł w stronę mocno przestraszonej córki - zatrzymał się - cicho rzucił "przepraszam panią" - przecisnął się ostrożnie obok niej i pognał dalej miotając wulgaryzmy...

      Usuń
    7. Tak Tetryku - prawda potrafi mieć różne i nieraz zaskakujące oblicza.
      Jedynie troglodyci, pokroju podszywającego się pod Wieśka tego nie wiedzą.
      Oni jedynie "wią" jedno - prawda jest po ich stronie! A jak prawda, to już ich nie obchodzi - albo nie chce sie zmieścić w ciasnych główkach.

      Usuń
    8. Chyba nie bardzo nabyłem, Mości Leszku, bo to zdaje się jakieś dość skomplikowane procedury z tem przejść trzeba, poczynając od zgłoszenia się w IPN i wypełniania tam Bóg wie czego... Tak w każdym razie stało w piśmie które parę lat temu IPN mi przysłał, alem uznał, że to chyba jakieś żarty... Byłem dorosły, wiedziałem, co robię i co za to grozi, więc skoro narażałem d... świadomie, to nie po to, by po latach robić z siebie idiotę i wrzeszczeć, że mi się za to cokolwiek należy...
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    9. Mości Wachmistrzu!
      Kto jak nie Ty masz prawo do "tytułu" kombatanta? A skoro masz prawo - a masz, bo ja tak twierdzę - to musiałeś je kiedyś nabyć. Więc olejmy IPN. Niech się zajmuje kaczymi kombatantami.
      Ci, którzy na prawdę świadomie ten okres przeżyli, wiedzą komu należy się szacunek. I szacunek u ludzi jest wyższym wyróżnieniem niż jakieś certyfikaty IPN-u. One potrzebne są tylko Romaszewskim do załapania się na kasę i Kaczyńskim do załapania się na władzę.
      Nie znam wszystkich którzy na ten szacunek zasłużyli. Ale jeżeli tamten okres i jego skutki oceniają jak TY, to i w życiu codziennym zapracują sobie na szacunek.
      I żadni nawiedzeni smoleńscy sekciarze, ani młokosy, których jedynym powodem do dumy jest guz nabity przez im podobnych, tylko z innym szalikiem nie zmienią tego.

      Usuń
  11. Naszyje otwarte zebranie partyjne PZPR- Solidarnosc ,
    Haraszo tawariszcz Kowalikowski. wpieriod.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ktoś - nawet nie bardzo kumaty - przeczyta Twój komentarz, zrozumie co to znaczy "rzucać perły przed wieprze".
      Wieprze jak Ty, muszą wszystko w łajno wdeptać. Dopiero mogą siąść do śniadania.
      Miłego taplania się w błocie życzę na resztę dnia.

      Usuń
  12. wiesiek26 grudnia 2014 23:05 Ech "durna podróbo" bez inteligencji /O przepraszam to się nazywa inteligencja sms - tylko 60 znaków,/
    Czy ty nie wiesz iż w internecie nie jesteś anonimowy? Ze za tobą ciągnie się jak smród po gaciach twój indywidualny IP widoczny dla "właściciela bloga" I ON wie kto to zamieszcza.
    Mam tylko cicha nadzieje iz to ty jesteś jednym z tych 584 którzy zamienili "magie wigilii ""czar świat" na "ducha wpuszczanego w żyły" z /łac spirytus/ a "kochająca rodzinka" pozwoliła ci "kontynuować powrót" No i "miałeś pecha" Bo "kazali dmuchać"
    Nadzieje wiąże z tym bo takie bzdury to tylko po pijaku można pisać.

    OdpowiedzUsuń


Kod do zamieszczania linków - wystarczy skopiować do komentarza, w miejsce XXX wstawić link, który chce się zaprezentować a w miejsce KLIK można wpisać jakiś tytuł, czy objaśnienie lub zostawić bez zmian. Linkiem może być adres strony tego lub innego bloga, adres jakichś treści (zdjęcie, film, wiadomość) z internetu. Może to być też adres komentarza do którego chcesz się odnieść. Znajdziesz go wtedy klikając prawym przyciskiem myszy na datę interesującego cię komentarza.

<a href="XXX" rel="nofollow"> <b>KLIK</b></a>