niedziela, 27 października 2013

Szkoła NL.

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


                                 Drugi już raz piszę o oświacie w Holandii co jednak w nomenklaturze polskiej należy nazwać pisaniem o Holenderskiej szkole. W Holandii nie istnieje ostry podział na żłobki, przedszkola i szkoły. Edukacja rozpoczyna się w wieku lat 4 a od drugiego roku życia / a nawet wcześniej/ istnieją placówki oświatowe. Grupy dzieci nie są podzielone wg wieku i starsze dzieci bardzo chętnie opiekują się młodszymi. Ja też byłem zaskoczony kiedy moja wnuczka mając już lat aż 3 witała i ściskała się na ulicy ze swoim kolegą z grupy który ledwo przekroczył 2 lata. Następny okres edukacji następuje w wieku lat 4 i od tego momentu liczy się szkoła. Do lat 6-7 formą nauki jest zabawa, wycieczki, wspólne opiekowanie się innymi, sport i kółka zainteresowań; geograficzne, historyczne, nauki „ściślejsze”, prace manualne, ogrodnicze, rysunkowe itd.
W tym czasie dzieci są bacznie obserwowane przez nauczycieli i w porozumieniu z rodzicami są przenoszone na wyższy poziom nauki na którym zaczyna panować dyscyplina. Tak więc w jednej grupie szkolnej mogą znajdywać się dzieci w wieku od ... do ... .
W internecie można sobie „wygooglowac” wiele wiadomości na temat szkoły w Holandii ale inwencji i pomysłowości nauczycieli nikt i nic nie zastąpi nawet większa ilość EURO. Ile EURO potrzeba aby załatwić dzieciom wycieczki na policję, do sklepu wielkopowierzchniowego w którym zademonstrowano im prawdziwe kasy, do piekarni itp. Ostatnia wycieczka odbyła się do sadu w którym każdy uczeń mógł zerwać sobie jedno jabłko. Na następnych lekcjach były one rysowane, nazywane a opowiadaniom nie było końca, które w domu i my musieliśmy wysłuchać.
Oświata w Holandii nie stoi jednak w miejscu. Przed trzema laty wytypowano 4 miejscowości turystyczno-wypoczynkowe /w tym Zandvoort/ w których utworzono szkoły eksperymentalne z indywidualnym tokiem nauczania.
W miejscowościach tych rodzice dzieci w wieku szkolnym pracują najbardziej intensywnie wtedy kiedy dzieci kończą szkołę i rozpoczynają wakacje. Opłata roczna za normalną szkołę podstawową wynosi 60 EURO, za szkołę z indywidyalnym tokiem nauczania bez dodatkowej opieki pozaszkolnej 2.000 EURO oraz 5.000 EURO z pełną opieką. Nauka odbywa się w miesiącach i w ilości godzin dogodnych dla pracującego lub pracujących rodziców. Warunkiem jest pobyt ucznia w miejscu nauki określoną ilość godzin czyli wypełnienie swoistego pensum ucznia. Nauka może trwać nawet do kilkunastu godzin lekcyjnych a wakacje kilka miesięcy lub bez wakacji przy kilkunastolekcyjnym tygodniu nauki w ciągu całego roku.
Córka wyliczyła, że taki sposób nauki może być dla wielu rodzin tańszy, efektywniejszy i zbawienny. Moja wnuczka chodzi do tzw. Duck-Club po 5-7 h. tygodniowo a jeżeli trzeba jeszcze wynając opiekunkę na kilkanaście godzin w miesiącu to w całość kwoty przekracza często 700 EURO miesięcznie. Szkoła o indywidualnym toku nauczania zapewnia opiekę na cały okres pobytu z lunchem włącznie. Nauczycieli raczej nie brakuje bo i Holandia boryka się z niżem demograficznym.
3 lata temu w Zadvoorcie zgłosiło się 20 uczni a rok później 30. Zastanawiano się nad zakończeniem eksperymentu ale w tym roku jest już ponad 70 uczni i szkoła zmieniła siedzibę na większą. Następnym krokiem jako eksperyment ma być wprowadzenie jako podstawowej pomocy w nauce tabletów multimedialnych zamiast książek. Tablety te nie opuszczały by murów szkolnych i przy ich pomocy odbywała by się nauka. Czy i to się sprawdzi – pożyjemy, zobaczymy.
Pokłosiem wzmianki o Holenderskiej szkole / poprzednia notka/
były komentarze których wyjątki przytaczam niżej.
/.../ polecam wizytki w szkołach na polskiej prowincji. /.../. /.../Faktycznie, jak się porówna do niektórych polskich szkół to, co widziałeś w Holandii, to można się zdenerwować /.../. /.../ A to"przeglądy lekarskie" szczepienia, dentysta nawet z gabinetem,stała pielęgniarka w gabinecie lekarskim stołówki darmowe i świetlice /.../. /.../ Matko moja! Tablet! Gdy ja czytam
"Wszawica to choroba, która dotyka niemal wszystkie dzieci” /.../.
Teoretycznie racja ale tylko teoretycznie, gdyż większość polega na lepszej organizacji i zupełnie innym podejściu nauczycieli. W początkowym okresie nauczania szkoła Holenderska posiada umiejętność łączenia funkcji poznawczych, praktycznych i nauczania. Czy w Polsce w pierwszych klasach są hucznie obchodzone urodziny uczni ?. Czy lekcje rozpoczynają się wspólnym śpiewem czy opowiadaniem co zdarzyło się w dniu poprzednim?.
Inny komentator napisał - Cosik Pan oderwany od rzeczywistości wskutek częstych wyjazdów.
Gdyby poprawa jakości kształcenia zależała od ładowania olbrzymich sum to można powiedziec – trudno, tak krawiec kraje jak........... .Brakuje organizatorów oświaty i nauczycieli przez duże „N”.
Rezultaty widzimy na co dzień i nie chcę o nich pisac.
Jeden tylko przykład – klasa mojej wnuczki dostała do dyspozycji 4 ławki /??!!? w rynku do malowania i utrzymywania w czystości /na zdjęciach/ Byłem świadkiem jak szkrab podszedł do pewnego pana trzymającego na tej ławce nogi i po interwencji je szybko opuścił na ziemię, maluch podniósł jakiś papierek, wyrzucił do kosza i pomaszerował dalej a koledzy tego pana pękali ze śmiechu. Nasza Alicja także nie omieszkała nam pokazać które kółka na ławce namalowała osobiście.
Inny komentator w poprzedniej notce retorycznie pyta - "Takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie" No i co?.
No i to, że w Holandii, którzy umieją wymyśleć taką rzecz jak na zdjęciu czyli popielniczka chodnikowa która jest umieszczona przy każdym boku ławek na Zandvoortskim rynku. Moim zdaniem to nadaje się do nagrody Nobla tylko nie wiem w jakiej dziedzinie.
Czy nie uważacie, że tam w wieku 4-5 lat ropoczyna się proces, który owocuje całościowym rozwojem społeczeństw ?.




piątek, 25 października 2013

Uprzejmie donoszę 52

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




                  Uprzejmie donoszę, że ledwo co wróciłem do Polski i już się muszę denerwować. Kątem oka dostrzegłem jakiegoś młodzieniaszka przemawiającego z trybuny sejmowej na temat ratowania sześciolatków przed szkołą w akcji pn. ratuj maluchy !!. Chyba jemu wydaje się się, że jak posiadł umiejętność robienia dzieci to jest ekspertem w tej materii. Puściłbym mimo uszu kolejną głupotę gdyby nie fakt że kilka dni temu byłem w szkole dla sześciolatków w Holandii do której uczęszcza moja wnuczka.
Problemów nie mają maluchy ale mają je dorośli. Jak słyszałem od tegoż przemawiającego uzasadnienia to nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Temu tematowi chce poświęcić osobną notkę więc tu nie będę się rozpisywał.
Inicjatorom akcji referendalnej można by zafundować wycieczkę po krajach zachodnich to być może przestalibyśmy być wylęgarnią niedokształconych debili.

Uprzejmie donoszę, że nagle wszyscy rozdziawili gęby na wieść, że pani Merkel mogła być podsłuchiwana przez amerykańskie służby specjalne. Jak dla mnie – zero zdziwień.
Czyżbyśmy już zapomnieli co Niemcy wyprawiali w XX wieku, czyżby słowo denazyfikacja straciło zupełnie swoje znaczenie, czyżbyśmy nie pamiętali o nałożonych ograniczeniach na cele wojskowe, czyżbyśmy nie wiedzieli że USA mają swoje bazy wojskowe na terenie Niemiec.
Do dziś działa Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu.
Demokracja demokracją, przyjaźń przyjaźnią ale warto jeszcze w czyjeś garnki zaglądać. Jak długo – rzecz do dyskusji.

                  
                    Uprzejmie donoszę, że każdy wyjazd do kraju tulipanów skutkuje nowymi spostrzeżeniami. Ostatnia moją ulubioną rozrywką jest obserwacja zachowań i wyglądu Holendrów i Holenderek.
Wystarczy promyk słońca aby wszystkie ławki zapełniały się szczególnie ludźmi starszymi wygrzewającymi swoje kości.

Wystarczy promyk słońca abym miał wyjątkową uciechę z mody damskiej panującej na ulicach. Jedna pani maszeruje w typowo zimowym futerku a druga z krótkim rękawem. Jedna w botkach po.... po.... /hura – znalazłem odpowiednie słowo !/ po pachy a druga w plastikowych klapakach które najczęściej są używane po wyjściu z basenu. Elegancie kiecki nawet z brokatem obok spodni od dresu a o łączniu kolorów lepiej nie wspominać – niejedna papuga by się schowała..
Jedno trzeba dopowiedzieć bardzo wyraźnie – niezależnie od rodzaju ubioru, wszystko czyściutkie, bez najmniejszej plamki a co ma być wyglancowane to takie jest.


                     Uprzejmie donoszę, że śmierdzę jak stary cap. Właściciele kotów wiedzą co się dzieje jak pokarmić kota tylko przez 2 dni rybą. Ja przez 6 dni pożarłem znaczną ilość serów w tym serów śmierdzących typu brie, camembert, pleśniowe itp. W Polsce prawie nie kupuję serów bo na drogie mnie nie stać a tańsze są tylko seropodobne.

Biedna jest moja małżonka, która nie znosi serów śmierdzących i nawet jak sobie pozwolę w Polsce na jakiś lepszy ser pleśniowy to jest przechowywany na blaszanym parapecie na zewnątrz okna.






środa, 23 października 2013

ROZWIĄZUJĘ ZESPÓŁ MACIAREWICZA

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Przecież są jakieś granice niegodziwości!


    Niniejszym ogłaszam, że rozwiązuję „Zespół Macierewicza”. Przynajmniej na moim blogu.


    Do tej pory traktowałem to zjawisko jako nową jednostkę chorobową. Jednak wydarzenia ostatnich dni upewniły mnie w tym, że nie ma mowy o żadnej nowej chorobie nieujętej w katalogu chorób. Faktem pozostaje, że mamy tu do czynienia może nie tyle z chorobą, co z odchyleniem od stanu potocznie nazywanego normalnością. A więc to co sam niejednokrotnie uznawałem za nową jednostkę chorobową jest znanym od wieków, a szczegółowo opisanym przez Jarosława Haszka zwykłym debilizmem.

    Wielokrotnie próbowałem polemizować z „rewelacjami” tej grupy idiotów zwanych „Zespołem Macierewicza”, wiedziony naiwnym przekonaniem, że oni może to czytają. Ale jednym z objawów debilizmu jest niechęć do poznawania racji innych. Wytykałem ludziom podpierają cym się tytułem profesorskim ich ignorancję.

    Przyznam, że do końca nigdy nie byłem pewien, czy to ignorancja, czy perfidne działanie. Jednak gdy usłyszałem wypowiedź Małgorzaty Wassermann komentującą rezygnację prof. Rońdy z udziału w szopce Macierewicza - "Na pewno jego wypowiedź była niezręczna. Ale w przypadku tej komisji mamy do czynienia z ludźmi, którzy mają dużą klasą i honor. Jeżeli popełnili błąd, składają rezygnację." - czara się przelała.

    Jeżeli w tej cyrkowej trupie człowiekiem honoru uznaje się gościa, który – nie wiem z jakich powodów – przyznaje się do kłamstwa, to wyobrażam sobie czym jest honor dla tego towarzystwa. I chociaż nie jestem „prawdziwym Polakiem i prawdziwym patriotą”, to zgodnie z zasadami honoru – takim ludziom nie podaję ręki, takich ludzi nie zapraszam do domu i nie życzę sobie, by o takich ludziach rozmawiano w moim towarzystwie.

Publikuję również w wydawnictwie "Virtu@l Herald".
Zapraszam do odwiedzin.
Aby poznać szczegóły lub zakupić aktualny numer,
należy odwiedzić tą stronę.
Serdecznie też zapraszam do współpracy w redagowaniu tego wydawnictwa.
Zainteresowanych proszę o kontakt na formularzu kontaktowym.




piątek, 18 października 2013

„Pochwała” głupoty.

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Dwa w jednym.


    Niedawno abp. Michalik zasłynął obarczeniem winą za pedofilie dzieci, które rozpaczliwie poszukują miłości. Powinno z tego wynikać, że księża pedofile niesłusznie są niezasłużenie obwiniani. Przecież oni tylko dawali tę „miłość”! Jednak dla mnie niestety ta nie wynika.


    I chyba nie tylko dla mnie. Bowiem chwilę potem, rzecznik episkopatu wił się jak Piekarski na mękach, próbując wyjaśnić „co autor miał na myśli”. I można by było nad tą kuriozalną wypowiedzią przejść jak nad zwykłym lapsusem językowym, gdyby nie kolejne wystąpienie naszego „naczelnego” pasterza dusz”. Gdy w końcu sam zrozumiał, że dzieci są tu wyłącznie ofiarami a nie sprawcami, pozostały mu tylko dwie drogi. Przyznać, że to wielki problem KK, z którym nie może sobie poradzić, lub dalej „iść w zaparte” szukając innego winnego. Wybrał to drugie – teraz wszystkiemu winne są feministki.

    Taka postawa może wynikać jedynie z dwóch rzeczy – Jego Eminencja jest idiotą, lub cynicznym kłamcą. Nie wiem co gorsze. Jednak zarówno jedno jak i drugie jest kolejnym gwoździem do trumny kościoła hierarchicznego w Polsce. Kolejnym po dominikańskim skandalu z udziałem polskiego księdza pełniącego funkcję nuncjusza w Dominikanie.

    Jedno trzeba dla jasności powiedzieć – pedofilia nie jest „specjalnością” kościoła. Pedofilia jest chorobą dotykającą ludzi wszelakich prominencji. Są jednak środowiska ułatwiające pedofilom działanie. To głównie środowiska mające coś wspólnego z nauczaniem, wychowywaniem i nadzorem dzieci. To są nauczyciele, trenerzy, wychowawcy kolonijni, kapłani itp. Jeżeli w takim środowisku znajdzie się pedofil, to prawdopodobieństwo, że skrzywdzi on jakieś dziecko, wzrasta kilkukrotnie. Prawdopodobieństwo, że skrzywdzi grupę dzieci – wzrasta kilkudziesięciokrotnie, w porównaniu do pedofila będącego np. pracownikiem biura konstrukcyjnego. Bowiem w takich środowiskach ich specyfika wprost „pcha w ich ręce” okazję.

    Dlatego środowiska te powinny być szczególnie wyczulone na takie zjawiska. Powinny brać ten problem odważnie „na klatę”. Różnie z tym bywa. Ale ja nie słyszałem by nauczyciele tak idiotycznie próbowali tłumaczyć się z faktu wykrycia pedofila w ich środowisku. Owszem – padają słowa, że to ułamek procenta całego środowiska, że reszta jest oddana zawodowi. Ale też takie sprawy nie kończyły się przeniesieniem nauczyciela do innej szkoły. Również nie słyszałem głosów, że ujawnianie takich zbrodni, to atak i walka z nauczycielami.





    Odbyła się kolejna konferencja cierpiących na tzw. „zespół Macierewicza”. Jestem przekonany, że transmisja z tego spotkania będzie murowanym faworytem do „Telekamery” w kategorii program rozrywkowy. Nagrodą tą powinni wspólnie być uhonorowani internauci, którzy bezbłędnie „zwietrzyli” i wykorzystali okazję do wspaniałej zabawy, jak i również sam Macierewicz za złożenie do prokuratury wniosku o ściganie nieznajomości Skypa i zasad jego działania. Taką wiedzę posiadają już nastolatki, którym daleko jeszcze do jakiegokolwiek tytułu naukowego.

    Nie wiem, czy dzwonienie pod widoczny adres jest jakimś wykroczenie. Sam chętnie porozmawiałbym z „ekspertami” profesorski mina temat tego, co dzieje się z kulką pianki, po przebiciu blachy aluminiowej. Ten właśnie problem i przeprowadzony eksperyment miał być kolejnym dowodem na zamach bombowy. Człowiek posiadający tytuł profesorski pokazywał jak wystrzelona kulka z pianki (prawdopodobnie poliuretanowej – tego on nie dopowiedział) przebija płytkę z blachy aluminiowej. Jego komentarz brzmiał – jeżeli taka kulka z pianki, może przebić blachę, to skrzydło samolotu MUSI bez problemu poradzić sobie z brzozą. Nie wiem, kto dał mu tytuł profesorski. Ale na miejscu rektora tej uczelni spaliłbym się wstydu. Gdyby „profesor” ten zadał sobie trochę trudu, znalazłby w Internecie filmy ukazujące, co potrafi zrobić miękki arbuz w spotkaniu z pędzącym samochodem. Ale przecież wiadomo – gdyby szukał on czegoś w Internecie, to na pewno nie zdjęć i filmów mających obalić teorię zamachu bombowego.

    Dlaczego dzisiaj wzorem Piotra zamieszczam dwa różne tematy w jednym wpisie? One tylko z pozoru są różne. Łączy je bowiem jedno – GŁUPOTA. Bo trudno mi sobie wyobrazić, by w pełni świadomie przedstawiciele obu środowisk – kościoła i „naukowców” wystawiali na szwank swe pozycje „zawodowe”. Tylko idioci nie zdają sobie sprawy z tego, że się kompromitują. Siebie i środowiska, które reprezentują.





    Na zakończenie zaprezentuję Wam eksperta, którego kompetencje nie są, przynajmniej przeze mnie podważane. Od pokoleń toczy się spór – kto jest lepszym kierowcą. Kobieta czy mężczyzna. Każdy ze zwolenników jednej z tych opcji przytacza różne, bardzo ważkie argumenty. Oto mój argument.








Publikuję również w wydawnictwie "Virtu@l Herald".
Zapraszam do odwiedzin.
Aby poznać szczegóły lub zakupić aktualny numer,
należy odwiedzić tą stronę.
Serdecznie też zapraszam do współpracy w redagowaniu tego wydawnictwa.
Zainteresowanych proszę o kontakt na formularzu kontaktowym.





poniedziałek, 14 października 2013

Referendum, referendum i po referendum.

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Znamy wyniki


    Znamy już wyniki referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji prezydenta Warszawy. Niewiele procent – dwa z kawałkiem – zabrakło by referendum stało się ważne. Gdyby było ważne – przytłaczającą większością tych którzy wzięli w nim udział, HGW zostałaby odwołana.


    Czy to byłoby dobrze, czy źle? Czy wczorajszy przebieg tego referendum jest wydarzeniem dobrym, czy złym?

    Wszystko zależy od tego, kto na to pytanie odpowiada. Wysłuchałem wielu komentarzy na ten temat. Jednak ani jeden nie nosił nawet pozorów obiektywizmu. Ponieważ nie mieszkam w Warszawie więc mogę pokusić się na w miarę „obiektywizujący” komentarz. Nie nazywam go obiektywnym, gdyż wielokrotnie już tutaj pisałem, że każdy komentator spraw politycznych , który mówi, że jest obiektywny – albo kłamie, albo jest głupi.

    W części merytorycznej oceniam to referendum zgodnie z intencja Kaczyńskiego – tak jak Powstanie Warszawskie. Była to niepotrzebna hucpa, kosztująca warszawiaków ładną sumkę z ich budżetu. Strategicznie to była głupota. Nawet odwołanie pani prezydent niczego by nie załatwiło. Premier powołałby komisarza. I wcale nie musiałaby być ni HGW. Komisarz administrowałby przez rok, nie podejmując żadnych decyzji, tak potrzebnych według inicjatorów referendum. Dopiero za rok w nowych wyborach można byłoby ewentualnie coś zmienić. Dokładnie jak z Powstaniem – nawet jego sukces, czyli opanowanie miasta i wyparcie Niemców niczego by w jego historii i historii kraju nie zmieniło.

    Tak samo w kategoriach igrzysk politycznych, tez to referendum niczego nowego nie wniosło. Przecież nie można poważnie traktować w kategoriach nowej jakości politycznej traktować poważnie kandydata PiS-u – prof. Glińskiego.

    Wobec tego skupię się na kategoriach ogólnych – czyli elementach demokracji. Jako kuriozum należy potraktować śmieszną postawę pisowskiego krzykacza (tak regionalnie kiedyś nazywano heroldów) Hoffmana, powołującego się na systemowe prawa Unii Europejskiej. Nagle PiS stając w obronie porządku prawnego przyjmuje bez żadnych zastrzeżeń dyrektywy Unii!!

    Jednak problem zrozumienia demokracji istnieje.

    Zacząć trzeba od razu, że w polskim systemie prawnym nie ma obowiązku uczestniczenia w żadnych głosowaniach czy wyborach. Jednak zgadzamy się wszyscy. Że wysoka absencja wykoślawia demokrację. Wobec tego udział w życiu publicznym powinien być traktowany jako powinność obywatelska, która jest atrybutem każdego świadomego obywatela.

    Jednak samo słowo „powinność” wymaga pewnego opisu. Natychmiast narzuca się pytanie – powinność, ale wobec kogo czy czego? Na pewno nie wobec partii, trudno też przyjąć, że wobec narodu. Mamy dzisiaj przecież problemy (przynajmniej niektórzy) ze zdefiniowaniem słowa naród. Ja wiem co to jest, ale największa partia opozycyjna, a dzisiaj – jak sama mówi – największa w ogóle, pojęcie naród rozumie specyficznie. Rozróżnia bowiem dwa rodzaje narodu – prawdziwy i nieprawdziwy. A więc jeżeli powinność wobec narodu – to którego?

    Pozostaje powinność wobec państwa, jako zorganizowanej formie funkcjonowania narodu. Analogicznie można to przenieść na struktury samorządowe. Tak więc naszą obywatelska powinnością może być udział w wyborach do władz każdego szczebla, referendach ustalających sposób funkcjonowania tych władz jak i funkcjonowania państwa.

    Natomiast jeżeli jakaś część społeczeństwa (nie jest ważna jej wielkość) pragnie skorzystać z przysługującego jej prawa i organizuje referendum (w dowolnej sprawie) to traktowanie udziału w takim referendum w kategoriach „powinności” oznacza, że ta grupa zawłaszczyła atrybuty państwa. Państwo funkcjonuje z mocy wyborów powszechnych. Ta grupa w tychże wyborach może też wyrazić swe zdanie. Ale to większość decyduje o tym kto będzie reprezentantem i wykonawcą woli społeczeństwa. I po każdych takich wyborach w społeczeństwie zawsze będzie jakaś jego część niezadowolona z demokratycznych rozstrzygnięć. Jeżeli ta grupa jest przekonana, że jest większością, zawsze może to zweryfikować w referendum. Tylko czy moja powinnością obywatelską jest być do dyspozycji każdego, komy przyjdzie ochota się weryfikować? To raczej pachniałoby dyktaturą mniejszości, szantażem – nie pójdziesz, to powiem, że niszczysz demokrację, że jesteś anty państwowcem.

    Dlatego nie wzięcie udziału w takim referendum ja warszawskie, to nie tylko, że nie jest anty demokratyczne – przeciwnie, jest właśnie obroną demokracji.

    Gdyby jakaś grupa nagle stwierdziła, że ruch lewostronny – jak w Wielkiej Brytanii – jest bezpieczniejszy niż prawostronny zażądała referendum w tej sprawie (zakładam, że zebrałaby odpowiednią ilość podpisów) – to moja absencja miałaby dwa wyjaśnienia. Pierwsze, najbardziej naturalne i prawdopodobne – nie wiem, ale tyle lat jeżdżę prawą stroną i nie zauważyłem negatywnych skutków, więc niech tak zostanie. Drugie – To nie ja mam problem tylko wy, więc róbcie sobie referendum. Ale nie znalazł by się chyba nikt, kto miałby mi za złe, moją absencję. I w takich tez kategoriach, należy patrzeć na referendum warszawskie. Ktoś jest niezadowolony? Jego problem. Dlaczego ma tym swoim problemem obarczać i mnie?

    No tak, ale przecież od samego prawie początku wiadomo już było, że to nie zwykle referendum obywateli Warszawy. Że to element wojny prowadzonej przez PiS przeciwko PO, swoiste rozpoznanie bojem, przed czekającą nas prawdziwą batalią. Stąd też nie dziwią mnie wcale idiotyczne zarzuty i powoływanie się PiS-u na prawo unijne. Nie dziwią też nowe teorie spiskowe, dotyczące „porażających” działań administracyjnych – zastraszanie, terror itp. Nie dziwią, gdyż każdy wojuje orężem jaki ma w swoim arsenale. A „sPiSek” jest podstawowym orężem tej partii.




sobota, 12 października 2013

Kierunek NL.

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta





Jesteśmy tuż przed tygodniową wizytą u córki i wnuczki w Holandii.
Poza ogólnie znaną jednostka chorobową o nazwie Reisefieber wracają wspomnienia pierwszych jazd i pokonywany dystans 1100 km aż nad Morze Północne Kraju Tulipanów.
HISTORIA
Wyjazd z Opola i przez wioski dotarcie do tzw. autostrady, której nie dokończył Hitler. Zbudowano mosty, przepusty ale położono tylko jedną jezdnię /pod Wrocławiem dwie jezdnie/ której nawierzchnię pokryto płytami betonowymi. Pierwszy etap 300 km. nie był dla tych którzy mieli plomby w zębach, jak do granicy nie wyleciały to dobrze. Na granicy kupno polskiego chleba, coś na ząb i adrenalina przed kontrolą celną.
Po jej przejściu – Ameryka, autostrada co najmniej 3 pasy i równo jak po stole. O wjeździe do Holandii odczytać można było tylko z tablicy informacyjnej i mijanych pustych zabudowaniach straży granicznej.
Przy dojeździe do Amsterdamu głupiałem gruntownie, ilości pasów autostrad niepoliczalne, biegnące obok siebie autostrady w tym samym kierunku. Oznaczenia miejscowości słabe a orientację winno się mieć po numerach autostrad. Po dojeździe na miejsce czułem się jak bohater, który pokonał trasę nie do pokonania. Prawie 20 lat temu nie odczuwało się takiego nastawienia do Polaków jak dziś. Raczej byliśmy postrzegani jako złodzieje samochodów i zabierający pracę innym poprzez swoje małe wymagania.
W czasie pierwszych pobytów dodatkowo przeżywaliśmy dodatkowe katusze – wszystko niewyobrażalnie drogie – komputer w głowie momentalnie przeliczał guldeny na złotówki – horror.
Serce mi o mało nie pękło jak córka kupiła 3 bilety do gabinetu figur woskowych i zapłaciła w przeliczeniu na złotówki ok. 400.- , parkingi, ceny niebotyczne itd. Nie chciałem napić się kawy, zjeść loda i ........w końcu wkurzona córka skasowała nam kasę i ona rządziła. My czulismy się jak w wesołym miasteczku z którego jednak trzeba kiedyś wyjść i wrócić do normalności.
TERAŹNIEJSZOŚĆ.
Dziś dla nas autostrady zastąpiły tanie linie lotnicze a granice porty lotnicze Katowice Pyrzowice lub Wrocław Strachowice i co najdziwniejsze szybciej i taniej wychodzi lot niż jazda samochodem.
Do jednego i drugiego lotniska dojazd autostradą w godzinkę z hakiem za cenę 7-9 zł.
Lot półtorej godziny i witaj Holandio !.
Zmieniło się także nasze zachowanie i chociaż wszystko jest o wiele drożdże niż w Polsce to jakby EURO było „tańsze”. Nie boimy się wydatków chociaż każdy wyjazd odbija się w naszych emeryckich portfelach dziurą budżetową. Czasy uległy niesamowitej zmianie np. z pierwszych pobytów w Holandii przywoziliśmy takie produkty jak; marynaty, dresingi, ocet balsamiczny itp. w cenie za ½ l. ok. 0,70 EURO, pomidory suszone w zalewie, egzotyczne przyprawy i owoce np. pomelo po 1 EURO/szt. Do czasów narodzin wnuczki, do Holandii woziliśmy niewiele; książki dla córki, słodycze i ........no wiadomo, „kropelki”. Dziś wozimy dużo zbędnych rzeczy dla wnuczki oraz takie rzeczy nieznane w Holandii jak barszcz czerwony i biały, kiełbacha suszona bezy ........no wiadomo, „kropelki”. Może to kwestia przyzwyczajenia ale nie czujemy się w Holandii jak ubodzy krewni.
Holendrzy także z biegiem lat zmienili stosunek do polaków i od lat nie spotkałem się z niechęcią i stwierdzam, że są to ludzie sympatyczni. Spacery z pieskami przysporzyły mi przyjaciół i po pół roku nieobecności z drugiej strony ulicy machamy do siebie – Morcha, hello, hut ?.

Z przyjemnościa zaczynamy kompletować walichy i bez stresu przygotowujemy się do wyjazdu.
We wtorek jeszcze wpadnę na bloga się pożegnać.
 
Szkoda, że nie spotkamy tej pogody jak na video:
 


środa, 9 października 2013

Uprzejmie donoszę 51


refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Uprzejmie donoszę, że w sprawie pedofilii w szeregach ludzi w sutannach jestem przerażony skalą zjawiska. Moje przerażenie nie może być sprecyzowane czy polega ono na:
Skali zjawiska /ilości zachowań pedofilskich/
Skali medialnych doniesień,
Skali głupoty hierarchów kościelnych na czele z bp. Michalikiem.
Oglądałem i słuchałem konferencji prasowej Episkopatu. Uderzył mnie wygląd kard. Dziwisza który musi być  chory, bo taki opuchnięty jak red. Semka. Kardynał pochwalił także ksiąźkę o JPII pt. Papież ciągle żywy wśród nas. No to jest drugi już przypadek po Leninie.

Uprzejmie donoszę, że NSZZ "Solidarność" rozpoczął zbieranie podpisów pod obywatelskim wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu. "Wzywamy Sejm do podjęcia uchwały o skróceniu obecnej kadencji" - oświadczyli związkowcy.
Myślę, że związkowi już się całkiem pomieszało we łbach. Zgodnie ze statutem mają dbać o prawa pracownicze /czytaj – działaczy związkowych/ a nie działania polityczne jak. np. wymuszania rozwiązania sejmu. Związek ma gdzieś bezrobotnych, bezdomnych, ludzi starych i chorych. Kto upoważnił związek do działania w imieniu obywateli i składać jakiekolwiek wnioski obywatelskie.
A może tak obywatele zaczną zbierać podpisy pod obywatelskim projektem zakończenia działalności groteski pod nazwą NSZZ „Solidarność” ?.

Uprzejmie donoszę, że Komornik Katarzyna Chudy zajęła przetwory pani Katarzynie z Łuskowa i zamierza wystawić je w przyszłym miesiącu na sprzedaż. Licytacja odbędzie się 12 listopada w Kamieniu Pomorskim.
Z wyliczeń pani Katarzyny wynika, że komornik zarekwirowała 58 słoików syropu malinowego, 22 z przecierem pomidorowym, 27 z ogórkami kiszonymi, 6 z miodem i 13 z grzybami marynowanymi.
 
Komornik zajęła przetwory ze względu na długi męża pani Katarzyny. Przedstawienie dokumentu poświadczającego rozdzielność majątkową między małżonkami nic nie dało. Po obejrzeniu umowy komornik stwierdziła jednak, że nie zamierza przerywać swojej pracy.
Jest pewny sposób na zabezpieczenie się przed tego typu niespodziankami – do każdego słoika napluć !

Uprzejmie donoszę, że za sterami jednego z dreamlinera LOTu zasiadła kobieta. Nie dość, że śliczna, zasiadła i zamiast pooglądać sobie kolorowe lampki to poleciała jako I pilot a niedługo to i za Atlantyk.
To jest mój pierwszy komercyjny rejs z pasażerami na trasie dalekiego zasięgu i to za sterami dreamlinera. Kolejne rejsy będą już za Atlantyk, również B787.
Joanna Bierdermann, pilotka PLL LOT

Ale Jankesi rozdziawią japy – powodzenia pani Joasiu, tylu startów co lądowań !!.
ps.
Tylko nie pilotka, bo pilotka to jest to :











Uprzejmie informuję, że Komisja Europejska przedstawiła projekt przepisów do walki z tzw. dopalaczami.Podobnie jak Donald Tusk, proponuje rozwiązania radykalne. Polski premier w 2010 zamykał sklepy z dopalaczami. Bruksela idzie podobną drogą. Chce by - w uzasadnionych przypadkach - natychmiast wpisywano podejrzaną substancję na czarną listę. Oznaczałoby to również zakaz jej sprzedaży.
Komisja chce aby prace legislacyjne zakończyły się do 10 m-cy. W palecie kar jest także kara finansowa do 1 mln. zł.
Szanowna Komisjo Europejska – czasami warta się wsłuchać w głos premiera Polski jak np. w tej sprawie.


Uprzejmie donoszę, że w USA trwa przepychanka wobec postawienia nowego nagrobka Janowi Karskiemu /właściwie Jan Romuald Kozielewski /. Bratanica legendarnego kuriera protestuje przeciw Honorowemu Komitetowi, który otrzymał zgodę dysponenta grobu /Instytut Jana Karskiego w Waszyngtonie/ na zmianie nagrobka Jana i Poli Karskich.
 Wystarczy także nieporozumień przy przyznawaniu najwyższego odznaczenia amerykańskiego i późniejszej wypowiedzi Baraka Obamy o polskich obozach koncentracyjnych.......
Wiem, że Jan Karski był także obywatelem USA ale zastanawiam się czy nie warto aby z inicjatywy pani dr Wiesławy Kozielewskiej Trzaski rozpocząć starań o sprowadzenie prochów jej stryja do Polski i do jego rodzinnego miasta Łodzi.


Uprzejmie donoszę, że na Opolszczyźnie są także zdolni ludzie. Ewa Kosowska-Korniak, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Opolu potwierdza informację, że do Sądu Rejonowego w Nysie wpłynął pozew przeciw czterem sędziom orzekającym w sprawie z pozwu cywilnego.
Niezadowolony „pacjent” wnosi pozew przeciw sędziom o ochronę własnych dóbr osobistych, które wg obywatela /dla niektórych Obatel./ Grodkowa zostały naruszone. Do uzupełnienia pozostały mu dane adresowe pozwanych sędziów.
Na wszelki wypadek można już obywatela straszyć: Często barierą jest też samo opłacenie sprawy. – To są duże pieniądze, ludzie często nie mają świadomości, kiedy składają taki pozew. Później okazuje się, że nie spełniają niezbędnych warunków – zaznacza Kosowska-Korniak.
Nie rozumiem o czym mówi pani rzecznik ale ciekaw jestem dalszego ciągu.








wtorek, 8 października 2013

Narodziny oszusta ??

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


                   We wrześniu br. roku pozwoliłem sobie napisać notkę pt. Siekierą w Konkordat, w której stając w obronie traktatu międzynarodowego wymieniłem prof. Jana Hartmana jako jego zajadłego przeciwnika.
Przeciwnik jak przeciwnik, jest ich wielu ale ten jest dość charakterystyczny gdyż pochodzi z rodziny żydowskiej a jego pradziadkiem był rabin.
Dla mnie jest rzeczą oczywistą, że nie wszyscy którzy wycierają sobie gębę hasłami wzniosłymi /Polska, Polacy, My – społeczeństwo, ogół obywateli itp/ nie są do ich wygłaszania moralnie upoważnieni nie z mocy jakiegoś prawa ale ze zwykłej uczciwości i wyczucia sytuacji.
Oczywiście dostało mi się „kilka” słów krytyki:
@Laudate
Osobiście chętniej wysłucham, co ma do powiedzenia prof. Hartman niż jak się do niego odnosi Piotr. Przyznam nie spodziewałem się, że na tym blogu przeczytam tekst tak słaby, aby nie powiedzieć żałosny. Piotr w obronie swojego światopoglądu nie zawahał się skorzystać z dość podłego zabiegu antysemickiego /.../
@Eva70
@Piotrze,
napisałeś: "...czy nie uważasz za grubszy nietakt mieszanie się prof. Hartmana na ten temat. JA NIE UMIAŁBYM w KRĘGACH ŻYDOWSKICH jako KATOLIK KRYTYKOWAĆ ICH POSTĘPOWANIA..." i w drugiej odpowiedzi: "...wolałbym, aby w sprawach MOICH wypowiadał się kto inny..."
Nie zakwestionowałeś więc tego, że prof. Jan Hartman jest POLSKIM OBYWATELEM, ale wg Ciebie jego żydowskie korzenie powinny te prawa ograniczać. /.../
@Tetryk56
Z dwóch Gospodarzy zdecydowanie bliższe są mi poglądy i rozterki Leszka niż Piotra - zwłaszcza z uwzględnieniem motywacji...
@cheronea
Ja także z bólem podpisuję się pod tekstami Anonimowego i Laudate44. Mocno zaakcentowałeś Piotrze swój antysemityzm. Z bólem, bo wsadziłeś kij w mrowisko, po co? /.../

@Kneź
Gdybym Cie Piotrze nie znał, to bym powiedział, że jesteś antysemitą, ale nie jesteś, wiec uznaje tę wypowiedź raczej jako niezręczność. Tekst, muszę przyznać, też jakiś wybitny nie jest .. /.../

@Wiesiek
Piotr Opolski31 lipca 2013 14:20
Nie przyjmuję Twojej retoryki - będe bronił każdej sprawy której podtekst jest wyłącznie antykościelny /niektórzy mówią małpia nienawiść/. /.../

Właściwie po tych kopniakach powinienem zamknąć dziób ale ......................
Proszę o przeczytanie tekstu z blogu Jana Hartmana
którego fragment przytaczam niżej:
/.../A przed kim ukrywali się Żydzi? Czy chodziło może o to, że po każdej ulicy spacerowały patrole niemieckie, zaglądając to tu, to tam, w poszukiwaniu ukrywających się Żydów? Otóż bynajmniej. Tymi, których strzec się musieli Żydzi i z powodu których musieli się ukrywać w chlewach i pod podłogą, byli właśnie owi polscy sąsiedzi, mogący wydać ich Niemcom albo granatowej policji. To ich – sąsiadów – obawiano się najbardziej bezpośrednio. To ich zatwardziały antysemityzm budził jak najbardziej uzasadniony lęk zaszczutych Żydów oraz tych Polaków, którzy ich bohatersko ukrywali. Potwierdzi to każdy ocalony z Holokaustu. Oczywiście, nie wszyscy Polacy byli skorzy do wydawania Żydów. Wystarczyła jednak ta niewielka mniejszość, która taką skłonność miała./.../
Być może wiek, poziom cholesterolu oraz starcze zidiocenie nie pozwala mi rozumieć prostego tekstu w języku polskim ale i tak dziękuję – panie Hartman, że wydusił pan z siebie, że nie wszyscy i niewielka mniejszość.
Z tekstu jednak należy mniemać że Niemcy w ogóle nie poszukiwali żydów „zaglądając to tu, to tam, w poszukiwaniu ukrywających się Żydów”, no ale jak już przyszli Polacy i podkablowali sąsiadów to co mieli robić ?, rozstrzelali sobie taka polską rodzinę która żydów ukrywała a żydów wysłali do Oświęcimia.
Ten typ narracji spowodował moje zainteresowanie życiem i dokonaniami pana Profesora. Historia ze wszech miar ciekawa. Absolwent KUL wydziału filozofii. Nie bez kłopotów zdobywa tytuł mgr. Ciekawszym jest jak trafił pan Jan na KUL wszak jest to uczelnia która nawet w nazwie ma „Katolicki” Pobuszowałem po NET-cie i znalazłem wyjaśnienia poglądów opublikowane, jak mniemam po krytycznych uwagach pod swoim adresem:
Z jednej strony wyjaśnia że jest Żydem z zasłużonej patriotycznej rodziny a kilka linijek dalej stwierdza, że jest osobą niewierzącą. Pisze także, że właśnie jako osoba niewierząca został przyjęty na KUL. Kłamstewko ?. Czy Jan, nasz starszy brat w wierze zaparł się swego Boga ?.
Przyłączył się także do do Ruchersów tzn. do Twojego Ruchu czyli został politykiem i antyklerykałem a z takimi poglądami kiedyś o studiach na KUL-u mógłby co najwyżej pomarzyć.
Sumujac:
Dla mnie wiarygodnymi są: Joanna Senyszyn, Tomasz Terlikowski itp. a niewiarygodnymi są:
Jarosław Kaczyński na zakupach w sklepie, klęczący na Jasnej Górze Józef Oleksy czy prof. Hartman, antyklerykał wykształcony na KUL.




P.S. Zapraszamy do odwiedzania naszego pokoiku z limerykami, no i naszej kuchni - czujecie te zapachy?!......Dobudowaliśmy jeszcze kolejne pokoiki: - "Felieton" niekoniecznie polityczny, "Historycznie" dla amatorów ciekawostek historycznych.

poniedziałek, 7 października 2013

Okiem emeryta (57)












Odcinek 57 - czyli czuję się winny!


    Wbrew niektórym politykom czuję się patriotą. Zależy mi na kraju moim i moich przodków. Dlatego też bez wahania dwa lata temu wziąłem udział w akcji promującej wśród turystów Polskę, a właściwie jeden z najpiękniejszych jej regionów – Mazury. Była to światowa akcja „7 NOWYCH CUDÓW NATURY”. Oddałem głos w tym konkursie oczywiście na Mazury.

    Jak tu bowiem nie promować takich pięknych okoliczności przyrody!




    Za moją również więc sprawą, Mazury choć nie znalazły się w finałowej siódemce, zajęły miejsce 14 pokonując wszystkich finalistów z Europy oraz takie miejsca jak: Wielki Kanion Kolorado, Malediwy, czy Wyspy Galapagos! Nareszcie osiągnąłem sukces!

    Już widziałem oczami wyobraźni jak zachęceni opisami i zdjęciami prezentowanymi w konkursie zjeżdżają do nas bogaci turyści z całego świata. I zamiast wydawać swe dolary, czy może nawet petro-dolary na jakichś, pożal się Boże Hawajach, Malediwach czy choćby Kanarach – zostawiają je tu, na ziemi piastowskiej.

    Faktycznie turystyka na Mazurach naprawdę się zaczęła rozwijać, w dziedzinie infrastruktury już nie musimy się wstydzić Europy.




    A dzisiaj dowiaduję się, że zespół naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, który oceniał jakość wód i zagrożenia eutrofizacją jezior południowej części kompleksu Wielkich Jezior Mazurskich stwierdził, że jeziorom tym grozi degradacja.

    Największy wpływ na zjawisko, zwane procesem eutrofizacji, ma sposób użytkowania i zagospodarowania zlewni Wielkich Jezior Mazurskich, a także nawodna aktywność turystyczna. Eutrofizacja to procesy użyźniania wód, które mogą prowadzić do zarastania i powolnego zamierania akwenu. Winowajcą jest niedostateczne oczyszczanie ścieków w oczyszczalniach komunalnych a także wzrastający ruch turystyczny na wodzie.



    
 Dzięki ściekom, wyrzucanym odpadkom z łodzi i motorówek kabinowych błękitne wody jezior mazurskich coraz częściej wyglądają tak jak powyżej. Jeżeli chodzi o turystów, to przepisy dotyczące rejestracji i dopuszczenia do żeglugi dużych pływających jednostek kabinowych, nie nakładają na ich właścicieli i użytkowników konieczności wyposażenia łodzi w systemy sanitarne. Nie ma też obowiązku opróżniania łódek z nieczystości w eko-marinach.

    I tak oto oddając swój głos w wydawałoby się słusznej sprawie, przyczyniłem się do „śmierci” tego uroczego kawałka naszego kraju. No, może teraz wpadłem w nieuzasadniony pesymizm. Jest bowiem diagnoza, to i może lekarstwo się znajdzie.

    Morał z tego taki – nie śmiejcie się z ludowych mądrości i przysłów. Jedno z nich bowiem mówi – dobrymi chęciami, piekło wybrukowane.





sobota, 5 października 2013

Referendum ante portas!

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta




Bój o Warszawę


    Nie ekscytuję się wynikami wyborów lokalnych. Nie mieszkam w Rybniku, Elblągu czy Warszawie. Jeżeli zabieram głos w tym temacie – to tylko dla piętnowania głupoty, dyletanctwa wciskanego wyborcom z populistycznych pobudek. Tak było w przypadku Elbląga, gdzie na sztandarach pisowskich umieszczono przekopanie Mierzei Wiślanej.


    W przypadku warszawskiego referendum powody są nieco inne. Są poważniejsze – natury ustrojowej.

    Na wstępie kilka wyjaśnień. W funkcjonującym w Europie (i nie tylko) modelu demokracji, referenda nie są elementem bezpośredniego sprawowania władzy. To jest jasne i nie powinno wymagać tłumaczeń. Referenda w tym systemie służą głównie do dwóch celów – kontroli władzy, oraz jej wspomagania. Drugi aspekt dotyczy referendów ogłaszanych przez władze centralne czy lokalne w celu poznania opinii społeczeństwa. Tak było przy referendum konstytucyjnym czy przed wstąpieniem do Unii Europejskiej. Organizowanie ich najczęściej odbywa się z inicjatywy tych organów. W tej notce chcę się zająć aspektem pierwszym – kontrola, nadzór nad władzą.

    Takie narzędzie kontrolne jest w demokracji potrzebne. Społeczeństwo powinno nauczyć się z niego rozsądnie i odpowiedzialnie korzystać. Inicjatywa referendum w tych sprawach najczęściej wychodzi od społeczeństwa. Dlaczego napisałem o rozsądku i odpowiedzialności? Bo celem takich referendów powinna być poprawa jakości sprawowania władzy a nie jej paraliż. W przypadku warszawskim ujawniają się dwa problemy.

    Pierwszy to konflikt między politykami w sprawie czy udział w nim to obywatelski obowiązek, czy prawo obywatelskie. I chociaż pojęcie „obowiązku obywatelskiego” zostało w znacznym stopniu skompromitowane przez tzw. „władzę ludową”, ja nadal uważam, że w pewnych sytuacjach nadal obowiązuje. Jeżeli jestem patriotą i zależy mi na pomyślności mojego kraju (oczywiście z pobudek czysto egoistycznych – przecież pomyślność kraju mierzy się pomyślnością jego mieszkańców), to moim obywatelskim obowiązkiem jest iść na wybory i ustanowić najlepszy wg mnie rząd. Aby zbytnio nie odbiegać od głównego tematu – odkładam na bok dyskusję na temat ordynacji wyborczej. Tak samo obywatelskim obowiązkiem jest wypowiedzieć się w sprawach tak fundamentalnych jak konstytucja, czy przekazanie części suwerenności na rzecz jakiejś organizacji międzynarodowej.

    Jednak są politycy, którzy przy jednym ogniu chcą upiec dwie pieczenie. Nawet jak nie uda się osunąć od władzy człowieka z konkurencyjnej partii, to chociaż po przegranym referendum pozostaną ślady błota, którym obrzucali przeciwników wygłaszających zdroworozsądkowe argumenty typu, że w takich przypadkach jest to prawo obywatelskie. I służy to tylko jednemu celowi, nie mającemu absolutnie nic wspólnego z demokracją – „zabić wroga!”.





    W tym kontekście dosyć podejrzanie wyglądają też zarzuty stawiane prezydentowi, proponującemu zmianę przepisów referendalnych. Zmiana głównie polega na ty, że w przypadku referendów mających na celu odwołanie wcześniej wybranych władz miałby obowiązywać wymóg frekwencyjny nie niższy niż przy ich wyborze. W pozostałych referendach frekwencja nie jest wymogiem.

    I chociaż zdaje sobie sprawę, że to w jakimś stopniu ograniczy kontrolę władzy przez społeczeństwo, jednak priorytety demokracji są ważniejsze. Nie może bowiem zostać uznane za demokratyczne zmienianie wyników wyborów przez tych, którzy je przegrali. Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę to, że Polacy niechętnie biorą udział w jakichkolwiek twórczych działaniach a mobilizują się bardzo chętnie i sprawnie gdy trzeba wystąpić przeciw czemuś lub komuś – to takie niebezpieczeństwo istnieje realnie.

    Bowiem obowiązujący obecnie wymóg 3/5 frekwencji z wyborów może spowodować, że choć w wyborach na danego kandydata głosowało np. 100 tys. wyborców, do jego odwołania może wystarczyć już tylko 85 tys. A o ile się orientuję, nie ma żadnego przepisu mówiącego, że odwołania można dokonać nie wcześniej niż np. po roku od wyborów – w przypadku upowszechnienia się referendów, może dochodzić do sytuacji, że nazajutrz po wyborach, sfrustrowana mniejszość wybierze wbrew woli większości swego kandydata. A to oznaczać będzie śmierć demokracji. Potem ta mniejszość nazwie się "większością" czyli "bolszewikami". Boję się przewidywać dalszego ciagu.

    Kaczyński stawia pytanie: „W Warszawie są zwolennicy i przeciwnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie rozumiem, dlaczego ma nie dojść do spotkania przy urnach?”. Ja odpowiadam – bo nie życzę sobie, by jakakolwiek mniejszość zmuszała mnie do czegokolwiek.




czwartek, 3 października 2013

Księdzem byc /2/

refleksje po 60-ce, refleksje, felieton, kuchnia, historycznie, limeryki, polityka, okiem emeryta


  
Pierwsza notka o takim samym tytule spowodowała ożywioną dyskusję i moim zdaniem pozostawia jakiś niedosyt poruszonych tematów i nie odpowiada na wiele pytań.
Nim je zadam stwierdzam, że najbardziej znanym przypadkiem ukarania za pedofilię stał się ks. prałat Wojciech Lipka. Ks. Lipka w czasie słynnej już konferencji prasowej był jedynym duchownym, który został wysłany jako przedstawiciel Kurii Warszawskiej /czytaj bp Hosera/ i nie był upoważniony do artykułowania opinii wyrażającej jego, osobiste stanowisko. Trzeba przyznać, że bp. Hoser ma główkę., znalazł kozła ofiarnego na którego można wszystko zwalić. Nie boję się o los ks. Lipki bo za lojalność dostanie mu się sowita zapłata jak sprawa „przyschnie”.
PEDOFILE
Sprawa pedofilii w kręgach kościelnych jest znana nie od dziś. Na podstawie przedstawiania jej przez władze kościelne uznać te wypadki można za incydentalne a na podstawie doniesień prasowych jako epidemię a ksiądz jest nie rzadko przedstawiany jako pedofil, łasuch na pieniądze i wg Palikota pasibrzuch.
Czy oceny te można zobiektywizować i czy dane można gdziekolwiek znaleźć /oczywiście poza stronniczymi mediami/
Do tej oceny nie przyczynił się kard. Ratzinger, Prefekt kongregacji Nauki i wiary który w 2001 r. wysłał list do wszystkich biskupów katolickich. Stwierdził w nim, że wszystkie wewnętrzne dochodzenia kościelne dotyczące molestowania dzieci podlegają tajemnicy pontyfikalnej.
Oto znalezione dane:
USA – za pedofilię postawiono przed sądami ok. 4% duchownych z czego ok. 15 % zostało uniewinnionych.
Ile to wynosi w liczbach ? - brak danych.
Ilu to dotyczy wyznań ? - brak danych.
/W USA istnieje komisja ekumeniczna o nazwie NCC zrzeszająca 35 organizacji kościołów chrześcijańskich/.
Austria – w roku ubiegłym wykryto 130 przypadków pedofilii wśród księży.
Ilu skazano – brak danych.
W ilu prowadzi się dochodzenie – brak danych
Niemcy.
W roku 2011 skazano za pedofilie 1000 osób w tym także świeckich.
Ilu duchownych, ilu świeckich – brak danych.
Polska - w 2011 roku zgłoszono 404 przypadki podejrzeń o pedofilię wśród księży. Z tej liczby około 240 spraw zakończy się procesami. W 125 przypadkach Kongregacja Nauki Wiary zwróciła się do papieża o przeniesienie sprawców do stanu świeckiego, a w 135 o zwolnienie z obowiązków kapłańskich.
Wg wypowiedzi Konrada Sawickiego tokfm.pl , 22 maja 2013
Proponuję zapoznaniem się z wywiadem jaki udzielił ksiądz zwany „Łowcą pedofilów”
Resume:
Nie potrafię sobie wyrobić zdania i odpowiedzieć na pytanie czy pedofilia wśród duchownych katolickich jest czymś wyjątkowym, utrzymuje się w średniej krajowej czy jest większa ?.

PASIBRZUCHY
Wg dostępnych danych /w tym w nielubianej przeze mnie wikipedii/
W Polsce mamy:
10.177 parafii,
30.481 kapłanów / w tym zakonników /
135 biskupów,

roczne wpływy do kościoła katolickiego wynoszą ok. 1,6 mld. zł. z budżetu państwa a wpływy z „tacy” 1,2 mld. zł.
Czyli razem szacowane wpływy ok. 3.mld. zł.



policzmy:
3 mld podzielić na 12 m-cy daje przychód miesięczny ok. 250 mln. zł.
250 mln. zł podzielić pomiędzy 10.177 parafii to daje przychód 24,5 tys. zł. Miesięcznie.
Jeżeli dane są prawidłowe to jest to suma moim zdaniem pokrywająca ok. 30-40% realnych potrzeb parafii.
Do tego należy doliczyć wiele zakonów w tym klauzurowych do których trzeba dopłacać /jestem zaskoczony ich ilością/:

                             Zakony męskie:
Albertyni, Augustianie, Barnabici, Bazylianie, Benedyktyni, Bernardyni, Bonifratrzy,
Bracia Gabrieliści, Bracia Pocieszyciele, Bracia Serca Jezusowego, Bracia Szkolni,
Chrystusowcy, Cystersi, Doloryści, Dominikanie, Duchacze ,Filipini, Franciszkanie – Zakon
Braci Mniejszych – (OFM),
Franciszkanie – Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych
(OFMConv),
Guanellianie, Jezuici, Józefici, Kameduli, Kamilianie Kanonicy Regularni,
Kapucyni – Bracia Mniejsi Kapucyni (OFMCap), Kapucyni Tercjarze, Karmelici, Karmelici
Bosi,
Klaretyni, Kombonianie, Mali Bracia Jezusa, Marianie, Marianiści, Michalici,
Misjonarze, Misjonarze Krwi Chrystusa, Misjonarze Matki Bożej Pocieszenia, Misjonarze
Oblaci Maryi Niepokalanej,
Misjonarze Świętej Rodziny, Misjonarze z Mariannhill,
Ojcowie Biali, Orioniści, Pallotyni, Pasjoniści, Paulini, Pauliści, Pijarzy,Redemptoryści,
Misji Afrykańskich, Synowie Maryi, Trynitarze, Werbiści, Zmartwychwstańcy.
    Zakony żeńskie:
    Adoratorki Krwi Chrystusa, Albertynki, Antonianki, Antoninki, Anuncjatki, Augustianki, Baptystynki, Bazylianki, Benedyktynki Misjonarki, Benedyktynki Mniszki, Benedyktynki Oblatki, Benedyktynki Obliczanki, Benedyktynki Sakramentki, Benedyktynki Samarytanki, Bernardynki, Betanki, Betlejemitki, Boromeuszki Mikołowskie, Boromeuszki Trzebnickie, Brygidki, Córki Bożej Miłości, Córki Maryi, Córki Maryi Niepokalanej, Córki Najczystszego Serca Maryi, Córki Św. Franciszka, Dominikanki, Dominikanki Klauzurowe, Dominikanki Matki Bożej Różańcowej, Dominikanki Misjonarki, Duchaczki (Kanoniczki), Elżbietanki, Elżbietanki Cieszyńskie, Eremitki św. Brunona, Eucharystki, Felicjanki, Franciszkanki Maryi Nieustającej Pomocy, Franciszkanki Misjonarki Maryi, Franciszkanki od Chrześcijańskiej Miłości, Franciszkanki od Cierpiących, Franciszkanki od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej, Franciszkanki Przemienienia Pańskiego (Córki św. Franciszka z Florencji), Franciszkanki Rodziny Maryi, Franciszkanki Szkolne, Franciszkanki Szpitalne, Franciszkanki Służebnice Krzyża, Honoratki, Jadwiżanki, Jadwiżanki Wawelskie, Józefitki, Kamedułki, Kamilianki, Kanosjanki, Kapucynki Mniszki, Kapucynki Serca Jezusowego, Karmelitanki Bose, Karmelitanki Dzieciątka Jezus, Karmelitanki Misjonarki, Karmelitanki Misjonarki Terezjanki, Katarzynki, Klaryski, Klaryski od Wieczystej Adoracji, Klawerianki, Loretanki, Magdalenki od Pokuty, Marianki, Matki Bożej Miłosierdzia, Matki Bożej z Karmelu, Małe Siostry Jezusa, Michalitki, Misjonarki Chrystusa Króla, Misjonarki Kombonianki, Misjonarki Miłości, Misjonarki Skalabrynianki, Misjonarki św. Antoniego Marii Klareta, Misjonarki Świętej Rodziny, Misjonarki Szkoły, Nativitanki, Nazaretanki, Niepokalanki, Norbertanki, Oblatki Serca Jezusa, Obliczanki, Orionistki, Pallotynki, Pasjonistki, Pasjonistki Św. Pawła od Krzyża, Pasterki, Pasterzanki, Paulistki, Pijarki, Pocieszycielki Najświętszego Serca Jezusa, Prezentki, ,Redemptorystki, Rycerki Niepokalanej, Salezjanin modli się iBreviary, Salezjanki, Salwatorianki, Samarytanki, Serafitki, Sercanki, Siostry Białe, Siostry Bożego Serca Jezusa, Siostry Duszy
    Chrystusowej,
    Siostry Imienia Jezus, Siostry Jezusa Miłosiernego, Siostry Maryi Niepokalanej Misjonarki Klaretynki, Siostry Matki Bożej Syjonu, Siostry Miłosierdzia (Szarytki), Siostry Nauczycielki od św. Doroty Córki Najświętszych Serc , Siostry Niepokalanego Serca Maryi, Siostry Notre Dame, Siostry od Aniołów, Siostry Opatrzności Bożej, Siostry Sacre Coeur, Siostry św. Józefa z Cluny, Siostry św. Pawła – Paulistki, Siostry Świętej Rodziny z Bordeaux, Siostry Szensztackie, Siostry Szensztackie Wieczystej Adoracji, Siostry Szpitalne Miłosierdzia, Siostry Szpitalne od Najśw. Serca Jezusa, Siostry Zgromadzenia „Jedność”, Sługi Jezusa, Służebnice Ducha Świętego (Werbistki), Służebnice Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji, Służebnice Najświętszej Maryi Panny, Służebniczki Dębickie, Służebniczki Śląskie, Służebniczki Starowiejskie, Służebniczki Wielkopolskie, Służki NMP, Terezjanki, Uczennice Boskiego Mistrza, Uczennice Krzyża, Urszulanki Szare, Urszulanki Unii Rzymskiej, Westiarki Jezusa, Wizytki, Wspólnota Niepokalanej Matki Wielkiego Zawierzenia, Wspomożycielki Dusz Czyśćcowych, Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana, Zgromadzenie Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi, ZmartwychwstankI

Podejrzewam, że do dotacji budżetowej dołączają się także kościoły nie uznające zwierzchnictwa papieża:

Być może przytoczone liczby i wykazy są dowodem na istnienie cudów bo wg tych pieniędzy kościół w Polsce egzystować by nie mógł. Doliczając do dotacji i dochodów z tacy usługi świadczone na rzecz parafian, sprawy związane z zarządzaniem np. cmentarzami to jest to o wiele za mało na utrzymanie pojedynczej parafii. Nawet minimalne koszty płac dla wikarych, kościelnego, gospodyni, „składka” dla Kurii itp. nie są w stanie zaoszczędzić na opłacanie mediów w tym ogrzewania. Do tego należy doliczyć koszty remontów bo nie każdy kościół jest zabytkiem na utrzymaniu ministerstwa kultury oraz koszty zakupów bieżących jak środki utrzymania czystości, kwiaty, świece, komże sutanny itd.
Jakbym zaczynał rozumieć, że w niejednej parafii księża z proboszczem są po prostu żebrakami i starają się wyrwać każdy grosz na utrzymanie kościoła a czy jest wydatkowany mądrze i zgodnie z przeznaczeniem to temat na osobne opowiadanie..