Kilkanaście lat temu postanowiłem pokazać mojej rodzince miejsce już wówczas "legendarne", na którym sam odcisnąłem jakieś tam piętno. Chodziło o były teren budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Firma w której ongiś pracowałem miała tam swoje poletko do obrobienia. Pracowało tam kilkadziesiąt naszych pracowników. Ja, jako pracownik pionu technicznego jeździłem tam kilka razy na inspekcje, inwentaryzacje itp. Jak się ta sztandarowa budowa komunizmu skończyła - wszyscy wiemy. Nie o tym jednak będzie mowa.
Wracając z tego pola "wstydu", zahaczyłem o mało mi znaną (jeszcze wtedy) miejscowość Krokowa. Był czas na obiad. Na przeciwko restauracji (?) stał kościółek. Widać, że odrestaurowany, niemłody, ale urodą nie powalający. Lubię zwiedzać obiekty mało znane, więc postanowiłem po obiedzie wejść do niego.
Nie dotarłem tam, bowiem wcześniej była stara brama i aleja lipowa która prowadziła do pałacu. Po lewej stronie piękny ogród, po prawej równie piękny pałac.
Nigdy bym siebie o to nie podejrzewał - ale zakochałem się w tym miejscu. Przez wiele lat zaglądałem tu regularnie. Podczas pierwszej wizyty, miejsce to nie wyglądało tak jak na zdjęciach powyżej. Trwała odbudowa pałacu. Przez lata urzędował tu dyrektor miejscowego PGR. Park wyglądał gorzej niż mój ogródek. Akurat podczas pierwszej bytności odtwarzano na pół zasypaną i zamienioną w bagnisko fosę.
W następnym roku fosa była już fosą. Kończono umacnianie faszyną jej skarp oraz małej wysepki, po prawej stronie białego drewnianego mostu. Jakież było moje zdziwienie, gdy po wyjściu z terenu pałacu zauważyłem łabędzią rodzinę idącą "gęsiego" przez wieś. Łabędzica prowadziła chyba czworo "łabądków" i nic sobie nie robiła z ruchu samochodowego, na dosyć ruchliwej ulicy. Miejscowi, zaraz dodali, że obserwują tą łabędzią rodzinę już od paru dni. Maszeruje ona bowiem znad jez. Żarnowieckiego. W linii prostej to ponad siedem kilometrów! Na piechotę, na małych ptasich łapkach! A "łabądki" jeszcze nie opierzone! Doszedłszy do pałacu, łabędzica "wzięła w posiadanie" ową wysepkę w fosie. Tak więc robotnikom kończącym pracę przybyło towarzystwo. Zdaje się, że łabędzica pierwsza skończyła budować gniazdo.
Może to te łabędzie? |
Historia, którą chcę opowiedzieć zaczyna się wraz z urodzeniem się w roku 1873 hrabiego Döringa von Krockow, który zostaje ostatnim właścicielem zamku i majątku w Krokowej – w sierpniu 1945 roku będzie musiał opuścić swoje strony rodzinne, by nigdy do nich nie powrócić.
Natomiast historia tej posiadłości jest dużo starsza. Początek ma w 1288 roku. Wtedy to książę gdańsko-pomorski Mściwój II potwierdza Gniewomirowi Crockau własność Jeldzina, Wysokiej, Krokowej, Minkowic, Glinek. Krótki bieg przez wieki znajdziecie tutaj.
c.d.n.
Mam nieodparte wrażenie, po latach szwendania się po róznych zakątkach Polski, że zabytki wracają do łask, jest potrzeba ich reatauracji i znajduja się /najczęściej prywatni/ inwestorzy. Unia także sypnęła sporym groszem.
OdpowiedzUsuńKonkluzja dla mnie jest jeszcze bardziej pocieszająca - wychodzimy z Polski zacofanej, biednej i siermiężnej na normalny kraj europejski dbający nie tylko o pełny brzuch swoich obywateli.
Pozdrawiam
"Konkluzja dla mnie jest jeszcze bardziej pocieszająca - wychodzimy z Polski zacofanej, biednej i siermiężnej na normalny kraj europejski dbający nie tylko o pełny brzuch swoich obywateli."
UsuńWychodzimy - a właściwie zaczynamy wychodzić. W kolejnych odcinkach będzie widać, że nie wszyscy jeszcze dojrzeli do "normalnego europejskiego" kraju.
Tzw. "patrioci" i "katolicy" chociaż potrafią nieźle korzystać z tego "naszego wychodzenia" - mentalnie jednak tkwią w tej Polsce "zacofanej, biednej i siermiężnej".
Również pozdrawiam.
W tej historii z Kurskim wyjątkowo nie podobała mi się postawa D. Tuska i jego wykręty, a przecież nie miał się czego wstydzić i zupełnie niepotrzebnie ściemniał, że nie znał historii dziadka. Ale tak to jest gdy się przywykło do krętactwa - wtedy nawet powód do dumy staje się przyczynkiem do żałosnych zachowań. Jakoś Tusk do tej pory nie przyznał, że wyszedł na dupka. A co do Kurskiego, to o czym tu mówić - ot śmieć - i tyle.
OdpowiedzUsuńNa historię zamku w Krokowej z niecierpliwością zaczekam, bo zapowiada się ciekawie.
Pozdrawiam
Nie wiem, czy Tusk wiedział. Może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale może też być prawdą. Natomiast w wypowiedzi Kurskiego obrzydliwe jest nie to, że poinformował o "dziadku w wehrmachcie", ale jego dalsza wypowiedź:
Usuń"Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu. Na Pomorzu zdarzało się często wcielanie do Wehrmachtu, ale siłą."
W historii Krokowej i rodziny von Krockow, też był taki przypadek - zgłoszenie na ochotnika. Ale nie będę zdradzał pointy. Nie ma ona nic wspólnego z podłością Kurskiego.
Trochę czasu już od tamtego wydarzenia minęło i Tusk miał nie raz okazję do wyjaśnienia tego wszystkiego i zajęcia stanowiska.
UsuńKurski - wyjątkowo obrzydliwa kreatura.
Masz rację. Zresztą w tej opowieści nie chodzi o Tuska czy Kurskiego. Chodzi o filozofię, o podejście do często skomplikowanych spraw w które bywa uwikłane życie ludzkie.
OdpowiedzUsuń