Zjadłabym pielmieni, powiedziała parę dni temu Starsza, małżonka moja ślubna.
Pielmieni (Пельмени) to małe pierożki z dość typowego ciasta pierogowego, nadziewanego farszem z surowego mięsa i dosyć dużym dodatkiem płynu (wody, rosołu). Nawet mi się wydawało, że to piermieni, ale mnie Starsza wyprowadziła z mylnego błędu. :) Przyprawy to czosnek, pieprz, sól, cebula, można dodać jakieś zioło... Przepisów jest dość dużo i różnią się nieco, ale jedno jest pewne – w środku MUSI być po ugotowaniu delikatny, aromatyczny rosół – jest on absolutnie nieodzowny dla tej potrawy. W życiu tych pierogów nie robiłem, ani nie jadłem w oryginale! A przecież nie można żyć w niewiedzy, ani zawieść nadzieje małżonki swojej! To byłoby nie do zniesienia! :D Czyli – DO ROBOTY!!!!
Najpierw mięso – powinno być z więcej niż jednego rodzaju, dość tłuste – podobno najlepiej żeby było z siedmiu gatunków? No bez przesady! Kupiłem mielone wieprzowo-wołowe z 30% tłuszczu. Tu dodam, że sprawdzam skład takiego mielonego i na ogół wolę widzieć co sprzedawczyni miele, albo robię to sam. Tzw. mięso garmażeryjne nie wchodzi w grę! Ono się nawet na gołąbki za bardzo nie nadaje!!! Ale było paczkowane i bez dodatków typu białko grochu czy skrobia modyfikowana, więc kupiłem 0,8 kg.
Do tego skroiłem dwie dość duże cebule w drobną kostkę, pół główki czosnku w jeszcze drobniejszą kostkę, wsypałem łyżkę pieprzu czarnego i garść majeranku. Dodałem soli do smaku (bo ja takie rzeczy próbuję) i wyrobiłem ręką. Jak już było w miarę wymieszane to dodałem szklankę bulionu, dokładnie wymieszałem, a po namyśle jeszcze pół szklanki. Tu powstał drobny dylemat czy to wystarczy, czy aby nie za mało? A, ryzyk fizyk – jeszcze pół! Po dokładnym wymieszaniu okazało się, że jeszcze nie spływa po nabraniu na łyżkę, wiec da się „ogarnąć” na cieście. Ponieważ bulion był na słoność taki jak trzeba, to nie było potrzeby dosalania. Miska z farszem trafiła do lodówki.
Tu mała uwaga – różne gatunki mięsa różnie chłoną wodę, dlatego nie należy sugerować się tymi szklankami – istotniejsze jest, czy zdołamy zawinąć farsz w ciasto.
To jest resztka farszu – trochę późno wpadłem na to, że można by fotki zrobić. :) |
Tak wiec do miski wsypałem prawie kilogram mąki (typ 450), garść soli, dwa jajka („emki”, to nie olbrzymy), wymieszałem je z mąką i dolałem szklankę zimnej wody. Potem jeszcze drugą. Ciasto okazało się nieco zbyt luźne, więc dodałem trochę maki. W sumie wyszło na to, że razem było tej mąki około kilograma. Wyrobiłem w misce, a potem na stole, do „gładkości”. Po wyrobieniu wylądowało na 20 minut w lodówce, obok farszu.
Dalej to sprawa dość oczywista, wałek, podsypywać mąką i wałkować. Grubość placka mniejsza niż 2 mm. Wykrawać szklanką lub wykrojnikiem o zbliżonej średnicy, z tym, że jak ktoś lubi większe pierogi, to można i większym. Lepi się jak każde inne pierogi, ale dla elegancji należy końce pieroga skleić ze sobą, tworząc kształt bardziej okrągły, co widać na fotkach. Starszej wychodziły bardziej podobne do uszek, bo sklejała pionowo. Bardziej stylowo jest w poziomie. :D
To sklejanie końców ma jeszcze ten sens, że pierogi są mocniejsze i mniej skłonne do rozklejania w gotowaniu.
Tu wszystko na raz – rozwałkowane ciasto wykrawane szklanką, poklejone pielmieni i na talerzu – ugotowane. |
Pielmieni w dwóch stylach wykonania – te dalsze to Starsza kleiła, nie mogąc się pozbyć maniery „uszkowej”, te bliższe są moje – bardziej wschodnie. |
Tu obok siebie dwa sposoby podania – w rosole i ze skwarkami i cebulką. |
Jak widać – rosół, szczypiorek, bazylia... |
A tu ze skwareczkami – nie wiem która opcja lepsza? |
Naśladowcom życzę smacznego!
PS Powyższy tekst nie jest przepisem, a bardziej opisem wykonania. Od tego są różne „odchyły”, bo każda gospodyni ma nieco odmienne sposoby i gust. W tym przypadku faceci raczej nie wykazali się nadmierną subtelnością i znalezione przez mnie filmiki bardziej świadczyły o nieporadności niż znawstwie. :D :D :D
W załączeniu mistrzowskie wykonanie na filmiku z youtubka!!!